Przemiany przestrzeni publicznej
Lao Che grało na otwarciu Muzeum Powstania Warszawskiego, wówczas bez wątpienia „najfajniejszego” polskiego muzeum, które czyniło zwiedzającego uczestnikiem zdarzeń, dając mu szansę usłyszeć „dźwięki powstania”, dotknąć broni, przejść kanałem. Potem elementy pamięci – także „fajne” – zaczęły pojawiać się też na ulicach: kolejne murale upamiętniające powstańców, odbite z szablonu znaczki polski walczącej, nalepki na samochód „pamiętamy 44”, wreszcie – coraz modniejsze tatuaże przedstawiające na przykład Małego Powstańca.
W tym czasie skończyłam kurs przewodnika warszawskiego i z entuzjazmem oprowadzałam po mieście turystów i znajomych. Właśnie w czasie jednej z wizyt w Muzeum Powstania po raz pierwszy pomyślałam, że coś jest jednak z tą naszą powstańczą modą nie tak. Do Muzeum udałam się razem znajomym turystą z Niemiec. Zwiedzał w skupieniu, jego obiekcje wzbudziła tylko przeznaczona dla dzieci „Sala Małego Powstańca” i dostępne w sklepie książeczki do kolorowania o tematyce powstańczej. „U nas takie epatowanie dzieci tematyką militarną jest nie do pomyślenia” – skomentował. „No tak, ale to wyście wywołali II wojnę światową” – pomyślałam z pewną wyższością. Ale potem zaczęłam się zastanawiać – czy to, że Polska była w tej wojnie ofiarą, a Polacy ponieśli ogromne straty, usprawiedliwia dowolne współczesne wykorzystanie symboli wojennych i powstańczych?
Czy całkiem neutralne jest robienie komiksu o Tytusie, Romku i Atomku jako powstańcach warszawskich? A projektowanie serii ubrań nawiązujących do wydarzeń 1944 roku, m.in. koszulek ze stylizowaną krwawą plamą na sercu? Czy wypada dać dziecku zestaw klocków „Barykada”? A kręcić animację science-fiction o tłumiących powstanie esesmanach-cyborgach, zatytułowaną „Hardcore 44”? Czy wyobrażamy sobie podobne popkulturowe przedstawienia związane choćby z historią Holokaustu – powiedzmy komiks o Kaczorze Donaldzie biorącym udział w powstaniu w getcie, awangardowe stroje wzorowane na obozowych pasiakach, trend na tatuaże z numerami obozowymi? Makabryczne, prawda? Klockom z powstańczą barykadą bardzo niedaleko do obozu koncentracyjnego z kloców lego autorstwa Zbigniewa Libery – ale ten był przecież artystyczną prowokacją.
Czy rzeczywiście mury kościoła są najlepszym miejscem do prezentowania sylwetek żołnierzy z karabinami? A czy są nimi placówki edukacyjne, gdzie na bawiące się na boisku dzieci z muru spogląda uśmiechnięty mały powstaniec stojący na tle gruzów miasta? | Maria Natalia Wróblewska
Estetyzacja pamięci
Paradoksalnie w kulcie powstania warszawskiego w jego dzisiejszej formie może razić właśnie to, co najbardziej przyciąga – estetyzacja. Przystojni chłopcy w błyszczących oficerkach z serialu „Czas Honoru”, seksowne dziewczyny o wypiętych biustach na okładce płyty „Morowe panny”, sanitariuszka o napompowanych ustach spoglądająca uwodzicielsko z okładki zbioru komiksów o powstaniu, modna retro stylizacja z teledysków Katy Carr, głos Lany del Rey jako ścieżka dźwiękowa do zwiastunu filmu o powstaniu… Insurekcja nabiera aury atrakcyjności.
Już w tym wygładzonym, niemal seksownym wydaniu emblematy powstania warszawskiego trafiają do dalszej symbolicznej obróbki. Rzadko pojawiają się w kulturowej próżni. Przykładowo: uwodzicielska sanitariuszka z okładki komiksu przyciska do piersi wizerunek Matki Boskiej. Symbolika katolicka jest wszechobecna. W niedawnym filmie „Sierpniowe niebo. 63 dni chwały” co rusz w kadrze pojawia się kapliczka, święty obrazek, Chrystus. Z kolei jedyny pojawiający się w filmie Żyd, ukrywający się uciekinier z getta, jest kimś w rodzaju średniowiecznego mnicha, postacią z innego świata, hermetystą kreślącym na ścianie tajemniczy pentagram – tak jakby twórcy chcieli za wszelką cenę uniknąć odniesienia do konkretu równie tragicznego Szoa. Obecnie graffiti o tematyce wojennej powstają często na murach należących do terenów kościoła – np. Klasztoru Dominikanów na Służewie („Żołnierze Wyklęci”) czy Kościoła Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny na Nowym Mieście w Warszawie („Pamiętamy”). Może to wzbudzać pewne wątpliwości – czy rzeczywiście mury kościoła są najlepszym miejscem do prezentowania sylwetek żołnierzy z karabinami? A czy są nimi placówki edukacyjne, takie jak podstawówka nr 36. na Muranowie, gdzie na bawiące się na boisku dzieci z muru spogląda uśmiechnięty Mały Powstaniec, stojący na tle gruzów miasta?
Pozory uczestnictwa
Oprócz elementów religijnych, symboli statusu społecznego (bohaterami na ogół są młodzi inteligenci, artyści, poeci – zaś rzemieślnicy, służba itd., ukazani są jako bezbarwne, bierne tło), pojawiają się nieodmiennie elementy antykomunistyczne (niekiedy nawet silniejsze niż te antyfaszystowskie). Do tego dochodzi jeszcze symbolika klubów sportowych – w napisie „Pamiętamy” część „My” jest często malowana w barwy Legii. Popularne są koszulki Legii z powstańcami warszawskimi, kibice przygotowują nawet znicze w kształcie logo klubu na groby powstańców. Polonia Warszawa także upamiętnia powstanie – mur otaczający stadion został pokryty graffiti przedstawiającym z jednej strony powstańców, a z drugiej – młodych, atletycznych ludzi dumnie prężących się pod polskimi sztandarami. Napis głosi „Zawsze oddamy za ciebie krew – Warszawo”.
Wymowa muralu („tak jak młodzi ludzie 70 lat temu, jesteśmy gotowi walczyć i ginąć w imię honoru”) jest górnolotna i emocjonalna. I to jest kolejny grzech popkulturowej otoczki wokół powstania warszawskiego. Powstańcze graffiti coraz bardziej odchodzi od przekazu symbolicznego (jak w przypadku muralu Wilhelma Sasnala z Muzeum Powstania czy Artura Wabika i Krzysztofa Pośledniaka z filarów Mostu Śląsko-Dąbrowskiego), a podąża w stronę konkretu – sylwetki żołnierzy naturalnej wielkości, twarze spoglądające z murów, wymierzone w przechodniów karabiny. Idąc ulicą możemy poczuć się niemal jak w środku partyzanckiej akcji. W podobny sposób oddziałują uliczne inscenizacje (np. akcja budowania przez dzieci barykady i przejmowania lotniczych zrzutów), pokazy filmów na ogromnych ekranach („Miasto 44” na Stadionie Narodowym) czy w technice 3D („Miasto ruin”). Taką samą koncepcję realizuje Muzeum Powstania Warszawskiego, po wyjściu z którego zwiedzający może mieć wrażenie, że uczestniczył w powstaniu. Nie bez przyczyny na muralu wokół stadionu Polonii powstańcy pojawiają się ramię w ramię ze współczesnymi Polakami, a w filmie „Sierpniowe niebo” wręcz wychodzą na ulice dzisiejszej Warszawy, by grać z raperami w piłkę.
Jakie wartości kształtuje popkulturowy przekaz wokół powstania warszawskiego? Patriotyzm i dumę – pewnie tak. Ale także kult straceńczych działań, nierozważnych decyzji, a miejscami też radykalną postawę nacjonalistyczną. | Maria Natalia Wróblewska
Protetyka pamięci
Wszystkie te działania, zarówno te instytucjonalne, takie jak organizacja Muzeum Powstania Warszawskiego, pół-instytucjonalne – jak działania grup graficiarzy i kibiców, czy całkiem oddolne, jak odbijanie na murach szablonów z powstańczą kotwicą, wpisują się w koncepcję „pamięci protetycznej” stworzoną przez Alison Landsberg [1]. Amerykańska badaczka, przyglądając się nowoczesnym muzeom historycznym w swojej ojczyźnie, stwierdziła, że w coraz większej mierze odchodzą one od „nudnego” przekazu opartego na przekazywaniu informacji, a zamiast tego wykorzystują odwołujący się do wszystkich zmysłów przekaz audiowizualny. Celem takiej organizacji ekspozycji jest wywołanie u odbiorcy silnych emocji, które sprawią, że zyska on „pamięć” wydarzeń, które nie były przecież jego bezpośrednim doświadczeniem. Taka „proteza” pamięci ma podobną moc kształtowania postaw co rzeczywiste wspomnienia. W przypadku twórców dzieł opisujących powstanie warszawskie często podkreśla się, że ich dziadkowie walczyli w powstaniu lub byli w AK, co przypieczętowuje „autentyczność” ich dzieła, jednocześnie nadając mu dodatkowy emocjonalny rys. W przypadku odbiorców, „dziedziczoną”, „wyssaną z mlekiem matki” pamięć zastępuje emocjonalne utożsamienie – już bezpośrednio z wojennym pokoleniem.
W wypadku upamiętniania powstania w getcie warszawskim akcent pada na cierpienie, w przypadku powstania warszawskiego – na heroizm. Choć ten z pewnością był – i zasługuje na szacunek – to jego coraz większa gloryfikacja prowadzi do przyćmienia innych istotnych elementów sierpnia ‘44 – ogromnego ryzyka podjętego przez dowódców powstania, gehenny cywilów, wojennych zniszczeń tkanki miejskiej.
Modele polskości
Jakie wartości kształtuje popkulturowy przekaz wokół powstania warszawskiego? Patriotyzm i dumę – pewnie tak. Ale także kult straceńczych działań, nierozważnych decyzji, a miejscami też radykalną postawę nacjonalistyczną (niechęć do Niemców i Ukraińców, przeżywaną tak silnie, jakby była oparta na osobistych doświadczeniach). Tworzy także homogeniczny model polskości jako konglomeratu symboliki religijnej, narodowej i antykomunistycznej.
Tego rodzaju monolityczny wzór, zakodowany w umysłach młodych ludzi przez edukację i rozrywkę, tworzący „protezę” pamięci, można wykorzystać w różny sposób. W popkulturowych utworach związanych z powstaniem nader częste jest budowanie opozycji my – oni (gdzie „oni” wcale niekoniecznie są hitlerowcami). W filmie „Sierpniowe niebo” kultywujący etos powstania graficiarze i raperzy przeciwstawieni są bezdusznym, wyzutym z moralności „elitom”. W ścieżce dźwiękowej do filmu raper Bilon śpiewa oskarżycielsko „świat zapomina, zamiata pod dywan”, choć obecnie to raczej pamięć o powstaniu jest „na fali”. Konsekwencje mocnych nastrojów antyrosyjskich i antyniemieckich mogli odczuć kibice, którzy odwiedzili Warszawę w czasie Euro 2012. Gdy badaczka literatury Elżbieta Janicka zasugerowała, że między bohaterami czasu okupacji: Zośką i Rudym, mogło istnieć erotyczne uczucie, środowiska patriotyczne zareagowały oburzeniem – na homoseksualizm z pewnością nie ma miejsca w patriotycznym micie.
***
Na turystycznej mapie stolicy znajduje się wiele miejsc pamięci związanych z okupacją. Nie tylko wolskie Muzeum Powstania. Warto także odwiedzić nieco zapomniane Mauzoleum Walki i Męczeństwa w Alei Szucha. Choć ani jego rozmiary, ani oprawa multimedialna nie są szczególnie imponujące, trudno opuścić je, nie będąc poruszonym przekazem ekspozycji. Ilekroć odwiedzam to miejsce, mam wrażenie kontaktu z historyczną prawdą, a nie z grą komputerową. Cóż, nie było fajnie, było po prostu strasznie.
Przypis:
[1] Alison Landsberg, „Prosthetic memory: the transformation of American remembrance in the age of mass culture”, Columbia University Press, Nowy Jork 2004.
* Zachęcamy również do lektury tekstu Błażeja Popławskiego „Zabawa pamięcią. O 70. rocznicy powstania warszawskiego”.