Ilu_2_Lewandowski i Puchejda

Od jakiegoś czasu prowadzimy dyskusję na temat lokalnych aktywistów, którzy będą kandydować na stanowiska samorządowe w naszych miastach. To kolejny krok w dokonującej się ewolucji, ale z pewnością nie mamy do czynienia z przełomową zmianą. Ludzie, którzy na się na zrobienie tego kroku zdecydowali, nie są jeszcze wystarczająco przygotowani do przyjęcia nowej roli, słabo znają się na procedurach i prawie. Odnoszę też wrażenie, że nie są w pełni świadomi, jak skomplikowanym organizmem jest miasto. Mimo wszystko, dają dobry przykład.

Jeszcze kilka lat temu, kiedy ktoś poruszał się po mieście na rowerze, był uważany za wariata, albo za prowincjusza, bo przecież do pracy na rowerze dojeżdża się tylko na wsi. Obecnie w Warszawie działa system wypożyczania rowerów, z którego mieszkańcy skorzystali już ponad milion razy. Podejrzewam, że z zaangażowaniem obywatelskim jest bardzo podobnie. Tegoroczny budżet partycypacyjny pokazał, że ponad sto tysięcy warszawiaków przynajmniej w pewnym stopniu interesuje się swoim miejscem zamieszkania i chce mieć wpływ na to, co się z nim dzieje. To ważny kontekst dla przyszłych kandydatów do rad miasta, ponieważ to jest właśnie ich elektorat i ten elektorat prawdopodobnie będzie się powiększał. Lokalni aktywiści będą mieli coraz mocniejszy głos. Muszą jednak wiele się jeszcze nauczyć, a także pracować nad tym, żeby zaangażowanie społeczne mieszkańców rosło.

Obecnie, mimo pozytywnych sygnałów, pozostaje ono jednak na niskim poziomie. Badania jakości życia w Warszawie pokazują znikomy udział mieszkańców w życiu lokalnej społeczności i lokalnych akcjach społecznych. Zmiana tego stanu rzeczy powoli się dokonuje, a ogłoszone w minionym roku „nowe otwarcie Ratusza” – kiedy wystraszone referendum władze Warszawy zaprosiły do współpracy osoby ze środowisk niezależnych – to znak tej ewolucji.

Za mało jest w ruchach miejskich prawdziwej polityki. Niby wszyscy oglądają „House of Cards”, ale widocznie nie rozumieją, o co w tym chodzi. | Grzegorz Lewandowski

Przeszło sto tysięcy głosów oddanych w budżecie partycypacyjnym, nie ma jednak wielkiego znaczenia politycznego. Sukces budżetu dowodzi, że raz do roku ludzie interesują się swoją okolicą. Ale w Polsce nadal dominuje przekonanie, że polityka jest zarezerwowana dla określonej grupy osób – „onych”, partyjnych polityków. Gdy przychodzi czas wyborów, warszawiacy w większości głosują na znane sobie partie. Do zmiany tego podejścia mogłoby dojść, gdyby ruchy miejskie czy inicjatywy obywatelskie umiały wykazać się politycznym zawodowstwem. Można mieć lepszy strój, głębsze idee czy żwawiej poruszać się w mediach społecznościowych, ale żeby wygrać wybory, albo osiągnąć dobry wynik, trzeba umieć poruszać się w świecie politycznym. Tymczasem świat warszawskich aktywistów wciąż jest bardzo chaotyczny i powierzchowny. Na każdym poziomie – i merytorycznym, i organizacyjnym.

Ludzie, którzy chcą zmieniać miasto i brać za nie odpowiedzialność są politykami, niezależnie od tego, jak głośno temu zaprzeczają. Nawet jeśli odrzucają 25-letnią nieudaną teatralność rodem z ulicy Wiejskiej, nie można zaprzeczyć, że aktywistom chodzi o przejęcie władzy. A robienie polityki jest niezwykle trudnym zadaniem. Wymagającym wiedzy, odpowiedzialności i dojrzałości. Potrzeba błyszczenia w mediach społecznościowych i powtarzanie ogólnoludzkich haseł to przedszkole.

Wszyscy młodzi kandydaci, którzy chcieliby wprowadzać zmiany, muszą też pamiętać, że od strony samorządu jest to możliwe jedynie w ograniczonym zakresie. Bez pewnych zmian w prawie, które można wprowadzać wyłącznie za zgodą Sejmu, pełna zmiana samorządu jest niemożliwa. Dlatego niezbędne wydaje się stworzenie spójnej grupy lobbingowej, która mogłaby inspirować zmiany na szczeblu wyższym niż lokalny. Pytanie dlaczego jeszcze nikt tego nie zrobił, to pytanie o naszą dojrzałość. Nie powstały żadne obywatelskie, prężne reprezentacje miast, które potrafiłyby powiedzieć coś jednym głosem.

Ludzie, którzy chcą zmieniać miasto i brać za nie odpowiedzialność, są politykami, niezależnie od tego jak głośno temu zaprzeczają. A robienie polityki to niezwykle trudne zadanie. Wymagające wiedzy, odpowiedzialności i dojrzałości. | Grzegorz Lewandowski

Dlaczego? Moje obserwacje pokazują, że większość tych inicjatyw jest jeszcze niedojrzała i nieprzygotowana do tego, żeby prowadzić profesjonalną działalność polityczną. Nie ma tam charyzmatycznych liderów zdolnych zbudować trwałą, solidną grupę, która potrafi ze sobą współpracować. Cieszę się, że obywatele Krakowa potrafili odwołać igrzyska, ale czy Kraków Przeciw Igrzyskom może stać się czymś więcej niż ruchem protestu? Do tego potrzebne są nie tylko nośne hasła, za którymi mogą pójść ludzie, ale i konkretny program, do którego można się będzie odwołać, kiedy wyborcy lub konkurencja powiedzą „sprawdzam”. A tego nie widać. Ruchy miejskie miały wspólne postulaty, ale rozbiły się one o indywidualne ambicje. Za mało jest w ruchach miejskich prawdziwej polityki. Niby wszyscy oglądają „House of Cards”, ale widocznie nie rozumieją, o co w tym chodzi.