Polska nie jest państwem wyznaniowym tylko świeckim. A jednak to kraj, w którym lekarze podpisują deklarację sumienia, by móc z czystym wspomnianym sumieniem odmawiać wypisywania recept na środki antykoncepcyjne, odmawiać legalnej aborcji oraz nie wskazywać, kto takie środki i taki zabieg wykona. Wszystko po to, by móc w spokoju ducha przystąpić w niedzielę do komunii.
Polska to nie państwo wyznaniowe, ale pojawiły się pomysły, by deklarację podobną do lekarskiej podpisali też nauczyciele tak, by zgodnie ze swoim sumieniem i katolickim wychowaniem mogli przekazywać wyłącznie wiedzę zgodną z nauką Kościoła. Wielu kwestii jeszcze nie sprecyzowano, na przykład, czy uczyć ewolucjonizmu, czy też mówić dzieciom, że świat powstał w ciągu tygodnia, no i czy uczyć o budowie narządów płciowych człowieka, czy najpierw zapytać katechety. Ale to na pewno będzie w deklaracji wyjaśnione.
Polska to nie państwo wyznaniowe, ale nie ma w szkołach miejsca dla edukacji seksualnej, gdyż to zaproszenie do grzechu. Można jedynie wykładać wychowanie do życia w rodzinie, bo jak już nastolatka zajdzie w ciążę, to będzie wiedziała jak być mamą i zmieniać dziecku pieluchy.
Polska to nie państwo wyznaniowe, ale to u nas powstają takie postępowe projekty obywatelskie, jak ten Fundacji PRO – prawo do życia, według którego rodzic, który da swojemu dziecku prezerwatywę lub pigułki antykoncepcyjne może trafić do więzienia. Jak tłumaczą pomysłodawcy, danie nastolatkowi prezerwatywy to deprawacja seksualna. Zatem seksualnie edukować nie wolno nie tylko w szkole, ale i w domu. Fundacja powinna pójść krok dalej i namawiać dzieci, by donosiły na rodziców, gdy ci podejmą próby rozmowy o miesiączce, dojrzewaniu seksualnym czy pierwszym razie.
Polska to nie państwo wyznaniowe, ale tylko u nas można zamówić posługę kapłańską przy otwarciu autostrady, ratusza czy innego obiektu pożytku publicznego. Duchowny przyjdzie, pokropi, zmówi modlitwę, a nawet ucałuje nową autostradę, by się lepiej jeździło [patrz numer 34/2014 tygodnika „Polityka”].
Partie prawicowe wyczuły siłę obrażonych na spektakl „Golgota picnic”. O ich głosy będą walczyć, im obiecywać, że będzie lepiej, bardziej „po bożemu” w nowej, prawicowej Polsce. | Katarzyna Kazimierowska
Polska to nie państwo wyznaniowe, ale ostatnio dość regularnie odprawia się u nas egzorcyzmy, by nawrócić niewiernych i niewłaściwie postępujących na jedynie słuszną katolicką ścieżkę.
Polska to nie państwo wyznaniowe, ale to u nas katolicka straż czuwa, by przez nasz kraj nie prześliznęło się ani jedno kulturalne wydarzenie, które mogłoby obrazić katolickie sumienia i gusta. Katolik obrażony bluźnierczymi przedstawieniami, filmami, książkami – zwłaszcza tymi, o których tylko słyszał, a sam nie widział, to katolik nie tylko smutny, nieszczęśliwy, ale i mściwy.
Polska to nie państwo wyznaniowe, ale to u nas episkopat wypowiada się w sprawie rządowych ustaw o leczeniu bezpłodności, bo Kościół wie, że nie o leczenie bezpłodności tu chodzi, ale o „legalizację przemysłu in vitro”.
Polska to nie państwo wyznaniowe, ale rocznie na etaty duchownych państwo polskie wydaje ok. 700 mln zł i to tylko część wydatków na Kościół katolicki. Wydatków, które idą z naszych podatków – nieważne, czy podatki te płacą katolicy, ateiści, muzułmanie czy buddyści. Kościół jest jeden i jest katolicki.
Polska to nie państwo wyznaniowe, ale to u nas arcybiskup Stanisław Gądecki podważa konstytucyjną neutralność państwa, twierdząc, że państwo może oprzeć się albo na światopoglądzie materialistycznym (ateistycznym) albo chrześcijańskim. Innego wyjścia nie ma. A jeśli opiera się na chrześcijańskim – jak Polska właśnie – to wówczas Kościół jest wobec państwa tym, czym dusza wobec ciała człowieka.
Polska to nie państwo wyznaniowe, ale w każdej placówce edukacyjnej i w każdej instytucji publicznej wiszą krzyże. Innych symboli religijnych brak.
Polska to nie państwo wyznaniowe, ale takim się stanie, jeśli prawica wygra przyszłoroczne wybory. Partie prawicowe wyczuły siłę obrażonych na spektakl „Golgota picnic”, odprawiających egzorcyzmy katolików i o ich głosy będą walczyć i im obiecywać, że będzie lepiej, bardziej „po bożemu” – w nowej prawicowej Polsce. Że się skończy z konstytucyjną świeckością państwa, bo choć coraz mniej Polaków chodzi do kościoła, to w końcu to jest katolicki kraj i inaczej nie będzie.
Innych głosów oprócz kościelnych i prawicowych jakoś w Polsce, w moim kraju, nie słychać. Innej narracji nie ma. Obóz rządzący nie ma pomysłu na opowieść o innej Polsce: tolerancyjnej dla wszystkich religii, dbającej o wolność słowa, wyznania, wypowiedzi artystycznej, o prawo do nauczania i życia nie według wyznacznika moralności katolickiej; o szkołach wolnych od lekcji religii, gdzie dzieci szanuje się na tyle, by dbać o ich edukację w każdej sferze życia, mając na względzie ich prawo do wiedzy; o szpitalach wolnych od religijnego fundamentalizmu, gdzie pacjent traktowany jest z szacunkiem, a nie jak przestępca, któremu odmawia się podstawowych praw i odziera z godności. Wreszcie o kraju, gdzie uczy się tolerancji i poszanowania dla inności – religijnej, seksualnej, światopoglądowej, a nie każe powtarzać oklepane formułki i nie zadawać pytań, na co idą nasze podatki i czy to nam się podoba.
W internecie pojawiła się petycja w sprawie obrony świeckości Rzeczpospolitej. Tylko świeckość państwa daje prawo do wolności wyboru, także do stawiania pytań, czy chcemy, by ktoś odbierał nam odpowiedzialność za nasze ciała, kierował naszymi wyborami życiowymi, mówił nam, jaka kultura jest dobra i jaka zła i odmawiał prawa do wiedzy o naszych prawach. Nie chcę żyć w policyjnym państwie wyznaniowym. Podpisuję petycję.