Póki co przegrywają wszyscy. Przegrywa Obama, który wprawdzie poklepuje Poroszenkę po ramieniu i Rosję potępia, ale też wprost mówi, że nie zrobi nic. Przegrywa Unia Europejska, choć w oświadczeniach baronessy Ashton „zaniepokojenie” coraz częściej ustępuje miejsca „zdenerwowaniu”. Przegrywa też Putin – choć jeszcze o tym nie wie – zresztą, czy może go obchodzić kryzys, który nadejdzie dopiero za kilka lat? Teraz czołgi rosyjskie prą do Mariupola, a świat nie robi nic. Racja: w Brukseli i w Walii zostaną nałożone kolejne sankcje – ale przecież to nie pierwszyzna.
Bez wątpienia jest jednak jeden zwycięzca. Aleksander Łukaszenka – pierwszy i jak na razie ostatni prezydent Republiki Białoruś. Jeszcze kilka lat temu „ostatni dyktator Europy” –nienawidzony i potępiany za swoje zbrodnie, a także częściowo w zastępstwie Władimira Putina, którego wtedy jeszcze za dyktatora uznawało się jedynie pokątnie. Przez dwadzieścia lat co sił opędzaliśmy się od Łukaszenki – choć czasem oczywiście także mu wybaczaliśmy. Kolejne odwilże kończyły się jednak kompromitacją, a wizyty unijnych ministrów w Mińsku (tak jak w przypadku podróży Radka Sikorskiego i Guido Westerwelle w 2010 roku) nawet upokorzeniem. Łukaszenka kpił sobie z nas i budował swoja pozycję. Sytuacja A.D. 2014 jest taka, że opozycja jest rozbita i słaba, a Łukaszenka cieszy się poparciem większości ludności. Jednocześnie stał się Unii potrzebny. W końcu cieszy nas, że kontroli nad Białorusią nie sprawuje bezpośrednio Putin poprzez polityków całkiem uległych, ale Łukaszenko.
Dlaczego zabiegamy o względy Łukaszenki? To łatwe do zrozumienia. Baćka jest nam potrzebny. To gwarancja tego, że Putin i jego czołgi nie staną nam w ciągu kilku dni pod Wilnem i Białymstokiem. To nie koniec – po raz pierwszy to my jesteśmy także potrzebni Łukaszence. | Łukasz Jasina
Jeśli nie liczyć audiencji u Benedykta XVI (lat temu pięć), z Łukaszenką nie spotykał się żaden ważny przedstawiciel Zachodu. Teraz nagle w Mińsku, jak gdyby nigdy nic, jego pośrednictwa pragnie Catherine Ashton.
Dlaczego my, czyli Unia, zabiegamy o względy Łukaszenki? To łatwe do zrozumienia. Baćka jest nam potrzebny. To gwarancja tego, że Putin i jego czołgi nie staną nam w ciągu kilku dni pod Wilnem i Białymstokiem. Putin nie może sobie bowiem poczynać sobie na Białorusi jak chce. To nie koniec – po raz pierwszy to my jesteśmy także potrzebni Łukaszence. Putin postanowił, że nauczy mieszkańców krajów postradzieckich rozumu i wzmocni pozycję Rosji – władca Kremla Łukaszenki nienawidzi i ten dobrze wie, że jest następny w kolejce po Poroszence i niepokornych przywódcach krajów kaukaskich i środkowoazjatyckich.
Cena, jaką musi zapłacić za to Łukaszenka, jest stosunkowo niewielka. Nikt w Unii nie chce jego obalenia – wystarczą drobne koncesje na rzecz opozycji (zwolnienia wielu więźniów politycznych, w tym Alesia Białackiego nie są w tym kontekście przypadkowe), otwarcie gospodarcze na Unię i zmiana retoryki. Od trzech miesięcy nie ma w przemówieniach Łukaszenki żadnych złośliwych aluzji pod adresem zachodnich sąsiadów. W tym także zastąpił go Władimir Putin.
Baćko zwyciężyłeś. Skorzystaj z tej szansy. Każdemu z nas się to opłaci.| Łukasz Jasina
Jaką w tym rolę odegra Polska? Na szczycie w Mińsku nas zabrakło, ale minister Sikorski nie zapomina o swojej polityce kompromisu z Białorusią, dla której był w stanie wiele poświęcić (nawet więcej niż wymagał od niego prezydent Białorusi – w tym prześladowany Związek Polaków na Białorusi). Warto tu podkreślić, że kieszonkowy makiawelizm ministra spraw zagranicznych pozostawał w sprzeczności z deklaracjami, choćby premiera Tuska, który do kwestii praw człowieka na Białorusi odnosił się z większym szacunkiem. Faktem było jednak to, że Sikorski próbował porozumieć się z Łukaszenką wcześniej niż inni, zresztą wielu polskich polityków – i tych ze szczebla krajowego, i europejskiego – pojęło, że niepodległa Białoruś jest dla nas wartością większą niż kraj bez dyktatora.
W tym kontekście wizyta Uładzimira Makieja – białoruskiego ministra spraw zagranicznych – zaledwie dwa dni po mińskim spotkaniu dowodzi tego, że Polska jest nadal w grze. Łukaszenko, wysyłając swojego urzędnika wysokiej kategorii do Warszawy, daje Polakom sygnał, że chce rozmawiać.
Baćko zwyciężyłeś – witamy cię znowu w gronie europejskich przywódców! Zawdzięczasz to swojej sile przetrwania, naszemu elastycznemu podejściu do wyższych wartości i głupocie Władimira Putina. Skorzystaj z tej szansy. Każdemu z nas się to opłaci. Prześladowanie opozycji – no cóż, nie jest silna, więc możesz dać jej spokój.
Pamiętaj jednak, że jeśli zmarnujesz tę szansę, to następnej nie będzie. Zostaniesz wtedy sam na sam z Putinem, a ten nie wybacza tak łatwo jak my.