Z wygłoszonego 27 sierpnia 3-godzinnego exposé dowiedzieliśmy się, że Polska to kraina mlekiem i miodem płynąca. Co prawda są jakieś przeszkody, ale poradzimy sobie z nimi. Przeszkody są przecież potrzebne, są uwiarygodniające i mobilizujące – nikt nie uwierzy w to, że na polskim niebie nie ma ani jednej chmurki. Potem sznureczek ministrów w żargonie zapewne niezrozumiałym dla przeciętnego wyborcy udowodnił, że rząd jest ekspercki, wskaźniki rosną, strategie są realizowane, bezpieczeństwo energetyczne zapewnione, a kolejki w szpitalach likwidowane. Na końcu zaś zostawiono chwilę, by opozycja mogła wyrazić swoje oburzenie, że nie zapewniono jej wystarczającej ilości czasu na skrytykowanie tego wszystkiego. Sezon ogórkowo-wakacyjny oficjalnie zakończono i rozpoczęła się kampania przedwyborcza.
Co więcej, zaledwie 4 dni później okazało się, że wystąpienie sejmowe było także majstersztykiem w odwracaniu uwagi od rozgrywki na szczeblu europejskim, czyli wyboru kandydata na stanowisko szefa Rady Europejskiej, z której premier wyszedł zwycięsko.
Opozycja w pułapce
Przesłanie, jakie naród miał odebrać z wystąpienia sejmowego brzmiało mniej więcej tak: „Mimo istniejących trudności – takich jak kryzys finansowy i konflikt na Ukrainie – dzięki zapobiegliwość rządu i popierających go ugrupowań Polska jest bezpieczna ekonomicznie i politycznie. Nawet w trudnych czasach rozsądnie gospodarujemy i nie zaniedbujemy swoich najbardziej narażonych na kłopoty obywateli, czyli rodzin wielodzietnych i emerytów”. Pułapka zastawiona na opozycję polegała na tym, że dwie najważniejsze i konkretne propozycje zmian w ustawach wymienione przez premiera nawiązują do socjalnych postulatów głoszonych zarówno przez PiS, jak i SLD. Opozycja ma teraz twardy orzech do zgryzienia. Nie będzie jej łatwo atakować PO w wiarygodny sposób – zwłaszcza w oczach wyborców niezdecydowanych, a o nich przecież toczy się gra.
Było to już zresztą widać w pierwszych komentarzach po wystąpieniu. W zasadzie oprócz oczywistego zarzutu rozdawnictwa lub skąpstwa (w zależności od tego, jaką ideologię wyznawał członek danego klubu parlamentarnego) ostrze krytyki skierowało się na sprawy, które Tusk pominął, czyli głównie na sprawę afery taśmowej. Premier powiedział jedynie, że we wrześniu szef MSW przedstawi informację o podsłuchach. Opozycja od razu zarzuciła mu odwlekanie problemu, bowiem doskonale wie, że afera taśmowa dyskredytuje Platformę w oczach wielu wyborców.
Opozycji trudno będzie krytykować rządowe pomysły socjalnego wsparcia najuboższych, ponieważ sama eskalowała żądania i nakręcała oczekiwania społeczne. | Rafał Wonicki
Wracając do dwóch merytorycznych propozycji premiera, przypomnijmy tylko, że dotyczyły one, w duchu solidarności z najuboższymi, zwiększenia kwoty na waloryzację emerytur oraz zmiany w systemie rozliczania ulg podatkowych dla rodzin z dziećmi, która sprawi, że w kieszeniach biedniejszych gospodarstw domowych zostanie więcej pieniędzy. Propozycje te są jasne i proste, trudno odmówić im też na pierwszy rzut oka racjonalności i etyczności. Celowo tak zostały skonstruowane i przedstawione. Miały być zrozumiałe dla każdego i pokazać, że władza ma serce, a jednocześnie wytrącić argumenty krytyczne z rąk politycznych przeciwników.
Nad kosztami obietnic rządu zapewne będą się teraz rozpisywali ekonomiści z prawicy i z lewicy. Zagłębianie się w budżetowe dywagacje zostawmy więc specjalistom. Zakładając jednak, że podstawowym celem tych propozycji jest zjednanie serc wyborców w zbliżającej się kampanii samorządowej, warto zastanowić się czy mogą one odnieść oczekiwany skutek.
Tusk zaatakował sprytnie. Jeśli opozycja będzie chciała się bić w grze narzuconej przez premiera to oczywiście jej szanse są mniejsze. Trudno jej będzie krytykować w sposób przekonujący dla wyborców pomysły socjalnego wsparcia najuboższych, ponieważ sama eskalowała żądania i nakręcała oczekiwania społeczne. Jak PiS może teraz wiarygodnie protestować przeciwko podnoszeniu składek dla emerytów czy ulg podatkowych na dziecko? Jeśli będą głosy mówiące o konieczności jeszcze większej pomocy, to Platforma będzie mogła pokazywać, że w obliczu deflacji i tak robi co może, by pomóc biednym a jednocześnie uchronić państwo przed ruiną finansową. Po swojej stronie ma również realne działania, choćby ostatnie podwyżki dla nauczycieli.
Jeśli z kolei (co jest mniej prawdopodobne) opozycja będzie mówiła, że premier jest nieodpowiedzialny, gdyż rozdaje pieniądze, kiedy kraj jest w kryzysie, rząd będzie znów mógł pokazać, że jego pomysł jest wyważony, a jego oponenci nie dbają o najbiedniejszych. Opozycja więc raczej ustawy poprze, bo odrzucenie ich dzięki jej głosom może być dla niej przed wyborami niebezpieczne.
Jak przekonać wyborców?
Pytanie tylko czy dolewanie socjalnego paliwa do kampanii wyborczej wystarczy PO aby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Są co do tego poważne wątpliwości. Polityka to nie jest racjonalna kalkulacja i rozdawnictwo pieniędzy nie zawsze skutkuje poparciem dla danego ugrupowania. Wystarczy przypomnieć, że już niejednokrotnie inne partie uchwalały tuż przed wyborami pakiety „ostatniej szansy”, licząc w zamian na głosy. Niestety, zawsze tonęły. Tak stało się z PiS-em w 2007 roku po uchwaleniu ustawy obniżającej podatki i z SLD w 2005 roku po uchwaleniu bezterminowego przechodzenia na wcześniejszą emeryturę dla górników. Mało prawdopodobne wydaje się więc by i tym razem proste dosypanie pieniędzy wybranym grupom wyborców mogło wystarczyć PO do zwycięstwa. Niezdecydowanych wyborców tak łatwo przekupić się nie da.
Już niejednokrotnie inne partie uchwalały tuż przed wyborami pakiety „ostatniej szansy”, licząc w zamian na głosy. Niestety, zawsze tonęły. | Rafał Wonicki
Całą sytuację dodatkowo komplikuje również wybór Tuska na „prezydenta” UE. Zgadzając się na objęcie tego stanowiska będzie musiał zrezygnować z funkcji szefa rządu. Jak wiemy, PO prawie dosłownie wisi na Tusku, więc bez niego szanse na zwycięstwo – nie tylko w wyborach samorządowych, ale i późniejszych, krajowych – maleją. Prezes Kaczyński już zaciera ręce publicznie deklarując, że popiera decyzję premiera o wyjeździe do Brukseli. Tusk za granicą to większe szanse na rządy PiS-u.
Oczywiście, jako szef partii Tusk może sterować Platformą także z zewnątrz, ale będzie to już o wiele trudniejsze. Siły opozycji i wewnętrzne siły w PO dość szybko dadzą o sobie znać. W tej sytuacji nie wiadomo również czy misternie przygotowana i zastawiona w środę pułapka na opozycję w ogóle przyniesie jakikolwiek pozytywny efekt. Do listopada będziemy bowiem żyli spekulacjami na temat tego, kogo Tusk wybierze na swojego następcę w rządzie. To z pewnością Platformie ani przed wyborami samorządowymi, ani przed parlamentarnymi nie pomoże.