1 września to dzień o podwójnej symbolice. Obchodzimy dziś nie tylko tragiczną rocznicę wybuchu II wojny światowej, która wobec dość jednoznacznych zamiarów prezydenta Rosji względem naszego sąsiada, wybrzmiewa przerażająco znajomo. Dziś rozpoczyna się także rok szkolny. Setki tysięcy wychuchanych przez rodziców podczas wakacji dzieci zawitają w szkolne progi, by chłonąć wiedzę.
Pomijając związane z tym problemy i dylematy – czy posyłać sześciolatki do szkół, czy nowy ministerialny podręcznik dla klas 1-3 jest dobry, czy nie, oraz czy wprowadzać klauzulę sumienia do Karty Nauczyciela – otwarty pozostaje temat, który stara się nam wybić z głów zarówno Kościół, jak i gorliwi obrońcy dziecięcej moralności. Mam na myśli edukację seksualną.
Prawdopodobnie z okazji zbliżającego się roku szkolnego Fundacja PRO – Prawo do Życia, zainicjowała nową kampanię społeczną o nośnym i zdawałoby się słusznym haśle: „Stop pedofilii”. Tylko nie o przestępców wykorzystujących seksualnie dzieci tu chodzi, a o zwolenników wprowadzenia do szkół edukacji seksualnej. I to oni właśnie nazywani są pedofilami w tej akcji, ponieważ – według Fundacji PRO – zachęcają do seksualizacji dzieci.
Wydawałoby się, że po tylu latach tłumaczenia, że edukacja seksualna nie równa się seksualizacji, już to wiemy, a jednak tak właśnie rozumie edukację 250 tysięcy Polaków. Tyle osób podpisało się pod akcją, której celem jest wprowadzenie stosownego zapisu do kodeksu karnego, zabraniającego pod groźbą kary „propagowania podejmowania przez małoletnich poniżej 15 lat zachowań seksualnych lub dostarczania im środków ułatwiających podejmowanie takich zachowań”. Prawda, że wspaniała to inicjatywa? Nie ma tygodnia, byśmy nie przeczytali o zgwałconej nastolatce, nie usłyszeli o molestowanych chłopcach czy dziewczynkach. Z jednej strony edukatorzy seksualni mogą gęsto cytować zapytania nieletnich w rodzaju: Czy od pocałunku mogę zajść w ciążę? Z drugiej strony ulubionym zajęciem nastolatków staje się sexting, czyli wysyłanie sobie przez telefon nagich „selfie”. Powstają ambitne strony typu „Najładniejsze polskie nastolatki”, gdzie dzieciaki wrzucają swoje wystylizowane fotki w często bardzo jednoznacznych pozach, a pod nimi pojawiają się niewybredne komentarze rówieśników. Tymczasem do seksuologów i psychoterapeutów trafia coraz więcej dzieci (rekordzista miał 8 lat!) uzależnionych od pornografii.
Skąd to się bierze? Nie z zajęć edukacji seksualnej, skoro takiej nie ma. Może z lekcji biologii? Może trzeba naukę o anatomii człowieka wykreślić z zajęć? Może stąd te ciągoty nieletnich do seksu? Może jak im się wmówi, że dzieci biorą się z kapusty, to problem zniknie?
Mam wrażenie, że Fundacja PRO żyje w innym świecie. Takim, gdzie na każdym kroku reklamy nie epatują golizną. Gdzie dzieci nie mogą swobodnie wejść na strony typu dupeczki.pl i gdzie do 18. roku życia młodzież pije tylko sok jabłkowy i gra w koci koci łapci.| Katarzyna Kazimierowska
Mam wrażenie, że Fundacja PRO i popierające ją 250 tysięcy Polaków żyją w innym świecie. W lepszym, zdrowszym, delikatniejszym. Takim, gdzie na ulicy na każdym kroku reklamy nie epatują golizną. Gdzie dzieci nie mogą swobodnie wejść na strony typu dupeczki.pl i zrelaksować się podczas oglądania filmików dla dorosłych. Gdzie do 18. roku życia młodzież pije tylko sok jabłkowy i gra w koci koci łapci, a ręce trzyma zawsze na kołdrze, nigdy pod. I gdzie słowo „gwałt” nie występuje w słowniku pojęć używanych. Widziałam taki świat w filmie „Kieł”, gdzie nadopiekuńczy i kontrolujący rodzice bardzo się starali, by ich dzieci nigdy nie poznały znaczenia niektórych słów i nigdy nie poznały świata poza murami ich posiadłości. Bardzo ciekawa to przypowieść współczesna, z doskonałym morałem, choć tragicznym zakończeniem, gorąco ją wszystkim polecam.
Zgadzam się, że łatwiej byłoby żyć w świecie, gdzie na problemy pomagałby paciorek, a na nagłe uderzenia gorąca i hormonalne podniety – szklanka zimnej wody, ewentualnie wiadro. Ale tak nie jest. Może Fundacja PRO w takim świecie żyje, nie widzi najpiękniejszych polskich nastolatek, które najbardziej interesuje problem ich własnej atrakcyjności, to, czy są wystarczająco sexy, bo tego uczy się je od zawsze. Tego uczymy je my, pokazując im takie a nie inne bajki o księżniczkach, kupując im takie a nie inne lalki i wmawiając, że dziewczynki muszą być miłe, grzeczne i ładne. A chłopcy mają być facetami, którzy powinni zawsze udowodnić swoją męskość, niezależnie od tego, co to tak naprawdę oznacza.
Seksualizacja dzieci i młodzieży nie zaczyna się na lekcjach edukacji seksualnej ani w przedszkolach, gdzie wyznaje się „ideologię gender”. Ona zaczyna się wtedy, gdy pokazujemy dziecku, że najważniejsze w życiu jest ciało, wizerunek, atrakcyjność. Gdy wysyłamy nasze dziecko na konkurs miss turnusu czy miss niemowlaków. Gala finałowa jednego z takich konkursów odbędzie się w Polsce już 11 października, mogły w nim wziąć udział nawet kilkumiesięczne niemowlaki.
Seksualizacja dzieci i młodzieży nie zaczyna się na lekcjach edukacji seksualnej – ona zaczyna się wtedy, gdy pokazujemy dziecku, że najważniejsze w życiu jest ciało, wizerunek, atrakcyjność.| Katarzyna Kazimierowska
Edukacja seksualna to danie dzieciom niezbędnej wiedzy o ich ciałach – tego, jak ciało jest postrzegane, o zagrożeniach związanych z nadużywaniem ciała przez innych, o granicach, jakich powinniśmy przestrzegać. To pozwolenie dziecku na podjęcie świadomej decyzji dotyczącej kontaktów z innymi ludźmi, także kontaktów seksualnych, ale to przede wszystkim danie mu wiedzy i narzędzi, jak ma chronić siebie przed niechcianymi kontaktami.
Brak edukacji seksualnej w szkołach to wynik polityki uników rządu kierowanego przez Donalda Tuska. To wynik strachu przed wzięciem na siebie odpowiedzialności za wprowadzenie takich regulacji, które pozwolą członkom wciąż kształtującego się społeczeństwa obywatelskiego (do którego dołączają coraz młodsze pokolenia) świadomie podejmować decyzje dotyczące ich życia. W nieskończoność czekamy na wprowadzenie wymaganych przez prawo unijne regulacji dotyczących zapłodnienia in vitro, obserwujemy przerzucanie się takimi tematami jak konwencja o przemocy wobec kobiet czy ustawa aborcyjna, patrzymy na brak jednoznacznej reakcji rządzących na takie absurdy jak klauzula sumienia lekarzy. Ciekawe ile jeszcze razy będziemy rozpoczynać rok szkolny bez edukacji seksualnej w programie szkolnych zajęć.