Taka właśnie prostota cechuje listy Nicoli Chiaromontego – zapomnianego dziś niemal kompletnie włoskiego pisarza i filozofa – do benedyktyńskiej mniszki, z którą korespondował niezwykle intensywnie przez ostatnie lata życia. Wybór tych listów (wydanych we Włoszech w zeszłym roku dzięki heroicznym staraniom polskiego tłumacza pism Chiaromontego, Stanisława Kasprzysiaka) jest ozdobą najnowszego numeru „Zeszytów Literackich”.
Niezwykła to korespondencja, jak i niezwykła musiała być relacja łącząca obie strony tego dojrzałego dialogu. Piszę „dojrzałego”, bo Chiaromonte ma w tym okresie ponad 60 lat, zaś Melanie von Nagel Mussayassul (tak nazywała się owa mieszkająca w klasztorze Regina Laudis w Bethlehem, w stanie Connecticut mniszka) – ledwie trzy lata mniej. Włoski pisarz ma za sobą wiele nieprzyjemnych doświadczeń – narasta w nim poczucie izolacji, wyobcowania. Pod koniec lat 60. (a więc wtedy właśnie, gdy rozkwita wspomniana korespondencja) rozwiązane zostaje „Tempo Presente”– jedno ze sztandarowych pism Kongresu Wolności Kultury, które Chiaromonte przez lata redagował wspólnie z Ignazio Silone. „Szczęście? Czym ono jest? Wiem, czym jest jego przeciwieństwo, bycie nieszczęśliwym: to poczucie bezczynności, bezużyteczności, nudy, zobojętnienia. Lecz wiem na przykład, że ból nie oznacza bycia nieszczęśliwym. Wiem także, że szczęście, które by trwało, byłoby formą głupoty” – stwierdza gorzko włoski filozof w jednym z przedrukowanych listów. Mniszka natomiast (nazywana przez Chiaromontego pieszczotliwie „Muszką”) również jest postacią niezwykłą: do zakonu wstąpiła dopiero w wieku 49 lat. Wcześniej tłumaczyła m.in. Celana, sama również pisała wiersze.
Tam, gdzie twory kultury są przesadnie skomplikowane, gdy oddzielają się od codziennego życia, do kultury wkrada się jałowość, a intelektualne dysputy to już tylko „baratin” – czcza, nieodpowiedzialna paplanina.| Jan Tokarski
Kiedy czytamy ten dialog (a właściwie jedną tylko jego stronę: wybrane listy Chiaromontego) trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy tu do czynienia z jakimś niezwykle rzadkim połączeniem dusz. „Dajesz mi to, czego mi brak”– pisze do „Muszki” w jednym z listów Chiaromonte. W innym zaś określa, co dokładnie rozumie pod owym pojęciem braku: to „niemożność dla nas, ludzi i śmiertelników, bycia «szczęśliwymi» (…) dłużej niż przez chwilę czy dzień, to znaczy niemożność niedostrzegania «tego, czego brakuje» (…). Dlatego, jak mi się wydaje, tak wielką wartość ma prawdziwa miłość: wymazuje ona błędy czy ułomności, czy niedociągnięcia, czy nawet winy – ten, kto kocha jest skłonny bowiem opłacić to, czego brakuje ukochanemu, powiedziałbym: opłacić z własnej kieszeni, czuć się samemu winnym za przewiny drugiego (…)”. Czy zatem można powiedzieć, że włoskiego filozofa i benedyktyńską mniszkę łączyła miłość – lub chociaż coś w tym rodzaju? Zapewne tak, nie chodzi tu jednak o żaden intymny skandal (któremu dodatkowej pikanterii przysparzałby fakt, że Chiaromonte był żonaty), ale raczej o uczucie sensu stricto platoniczne, „spotkanie wiernych dusz”, jak to określa (odwołując się zresztą do Sonetu 116. Shakespeare’a) włoski intelektualista.
Nie są to myśli skomplikowane, nie wymagają od czytelnika nieprzeciętnej erudycji ani wnikliwej znajomości dziejów europejskiej myśli filozoficznej. (Choć sposób, w jaki Chiaromonte odczytuje choćby Platona, może okazać się niezwykle ciekawy – tak mi się przynajmniej wydaje – również dla wytrawnych znawców tego klasyka filozoficznych klasyków). Przenika je duch prostoty, z charakterystycznym dla niej uporządkowaniem i zachowaniem właściwej miary. Bo przecież, jak podkreśla Chiaromonte, prostota („która wcale nie jest nieokrzesaniem”) mogłaby służyć za miarę kulturalnej żywotności. Tam, gdzie twory kultury są przesadnie skomplikowane, gdy oddzielają się od codziennego życia, do kultury wkrada się jałowość, a intelektualne dysputy to już tylko baratin – czcza, nieodpowiedzialna paplanina. W tym sensie – przynajmniej dla mnie – również sama lektura listów włoskiego filozofa przynosi to, czego nam brak, czego tak bardzo dzisiaj potrzebujemy: jasne, klarowne i przenikliwe spojrzenie na świat dookoła. Pozostaje mieć nadzieję, że jakiś polski wydawca zdecyduje się udostępnić polskiemu czytelnikowi szerszy wybór tej korespondencji.