Państwo, naród, lokalność – wokół tych trzech pojęć koncentruje się debata nad współczesnym postrzeganiem szkockości. Młode pokolenie sytuuje się w tej dyskusji w obozie, który nazwać można „postnacjonalistycznym” (post-nationalist). Określenie to wskazywać ma na zatopienie stylu życia i światopoglądu młodych w kulturze konsumpcyjnej. Smarftony, iPady, torebki od Hermèsa – to dzisiejsze flagi szkockiej młodzieży. Z klasycznie rozumianą identyfikacją narodowościową marki te wiele wspólnego nie mają.
„Słodko i chwalebnie jest umrzeć za ojczyznę”, pisał Horacy. Nasi dziadkowie tak właśnie sądzili. Dziś młodzi o wojnach uczą się z podręczników historii, a horacjańska dewiza brzmi – jak to określił walczący na frontach I wojny światowej brytyjski poeta Wilfred Owen – niczym „stare kłamstwo”. Czy jednak nie zastąpiła jej inna iluzja?
Młodzi w pierwszym rzędzie wiążą swoją tożsamość z sąsiedztwem – z Glasgow czy Edynburgiem. Miasto stanowi dla nich często ważniejszy punkt odniesienia od państwa lub narodu. | David McCrone
Spróbujmy spojrzeć na szkockość z innej perspektywy i postawić pytanie: czy oddałbyś swoje życie za iPada i torebkę od Hermèsa? Zdaje się to brzmieć absurdalnie. O co jednak pytać młodych przed referendum, gdy ma się świadomość, że patriotyzm to pojęcie równie płynne, co naród i narodowość? Od przeszło siedmiu dekad Szkoci nie muszą składać swojego życia na ołtarzu ojczyzny. W inny sposób i w innych miejscach konstruują swoją tożsamość narodową. Dyskusja nad przyszłością szkockości niepostrzeżenie przeniosła się na poziom „mikro” – do klubokawiarni, prasy codziennej czy do kafejek internetowych. W przestrzenie pozornie neutralne, a w rzeczywistości tętniące życiem politycznym.
Najbliższe sąsiedztwo
Zestawianie koszmaru wojny ze zjawiskami kultury masowej nie jest tak obsceniczne, jak się zdaje. Przed dwoma wiekami François-René de Chateaubriand pisał, że „ludzie wolą ginąć za idee, niż broniąc interesów”. Francuski dyplomata i publicysta zwrócił uwagę na ambiwalencję towarzyszącą dyskursowi martyrologicznemu. Gdy Szkot słyszy o konieczności oddania życie za kraj, to najpierw pyta: „Za który?”. Wielu Polaków powiedziałoby zapewne: „Za ojczyznę”, mając na myśli państwo narodowe. „Ojczyzna” to pojęcie równie płynne. Jak twierdził brytyjski socjolog Benedict Anderson: pojęcie narodu i państwa to dwa niezależne byty. Naród, jak pisał Anderson, to „wspólnota wyobrażona”, z którą ludzie identyfikują się silniej niż z państwem. W Szkocji mamy do czynienia z taką właśnie sytuacją – podobnie było w Polsce po II wojnie światowej.
Motorem przemian w myśleniu o narodzie szkockim są ludzie młodzi. To oni najsilniej artykułują postulaty zwiększenia autonomii, tworząc oddolne – głównie miejskie – ruchy społeczne. W ten sposób dają wyraz chęci kontrolowania swojego życia, nadawania mu takiego kształtu, o jakim nigdy nie marzyli ich dziadkowie.
O wyniku plebiscytu niepodległościowego przesądzi prawdopodobnie czynnik generacyjny, postawy młodych ludzi, którzy uczą się, czym jest patriotyzm podczas dyskusji w kawiarniach, a nie tylko na wykładach uniwersyteckich. | David McCrone
Szkockie życie polityczne pulsuje na poziomie regionalnym – hrabstw, miast, wsi. Badania, które realizowałem, pokazują jednoznacznie, że podstawowym wymiarem identyfikacji Szkotów jest właśnie poziom lokalny. Młodzi w pierwszym rzędzie wiążą swoją tożsamość z sąsiedztwem – z Glasgow czy Edynburgiem. Miasto stanowi dla nich często ważniejszy punkt odniesienia od państwa lub narodu. (Z drugiej strony, warto podkreślić, że i tak więcej Szkotów identyfikuje się ze Szkocją niż Anglików z Anglią). Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ miejsce, które znasz najlepiej – wspólnota sąsiedzka, nastawiona wobec człowieka najbardziej przychylnie, musi być dla ciebie najważniejsza. Bez dostrzeżenia tego wymiaru, rozmowa o patriotyzmie nie ma większego sensu.
Wybór młodych
Wspólnota to słowo niezwykle pojemne i podatne na interpretacje. To także element wyboru – im bardziej świadomego, tym lepiej. W czasach zwiększonej mobilności, młodzi ludzie uzyskują swobodę decydowania, do jakiej wspólnoty przynależą. Czy uznają się za mieszkańców Glasgow czy Edynburga, Warszawy czy Krakowa? Mogą także określać się zarówno jako Szkoci, jak i Polacy. Co więcej, zapewne dałoby się wykazać, że istnieje edynburski i glasgowski model szkockości – tak jak warszawski i krakowski model polskości. Innymi słowy, symbole kultury lokalnej – choćby miejskiej – podlegają nieustannej interpretacji, a tożsamość narodowa stanowi zaledwie jeden z wymiarów tego procesu.
Antropolog społeczny Anthony Cohen napisał kiedyś: „Ludzie konstruują swój naród za pośrednictwem własnego doświadczenia, ściśle powiązanego z konkretnymi, społeczno-kulturowymi okolicznościami. Koncepcja narodu jest zatem współtworzona przez tożsamość jednostki”. Jeśli zatem przyjmiemy, że między tożsamością lokalną a narodową istnieje napięcie, to będzie ono stanowić skutek ścisłego związku między tymi obszarami samorealizacji. Większe napięcia dotyczyć jednak mogą relacji między narodem a państwem – w przypadku Polski są one oczywiście mniejsze, niż w przypadku Szkocji.
We wrześniowym referendum ścierają się dwie wizje. Pierwsza wiąże się z przekonaniem, że o żywotności narodu szkockiego, szkockiej kultury i interesów społecznych przesądza suwerenność państwowa. Druga perspektywa opiera się na przeświadczeniu, że gwarantem pomyślności Szkotów jest przynależność do Wielkiej Brytanii. O wyniku plebiscytu przesądzi prawdopodobnie czynnik generacyjny, postawy młodych ludzi – wolnych od balastu historycznego, otwartych na nowe idee, uczących się, czym jest patriotyzm podczas dyskusji w kawiarniach, a nie tylko na wykładach uniwersyteckich. Czy woleliby oddać życie za naród, czy za iPada? Oto nowe dylematy pokolenia, które wkrótce zadecyduje o ścieżce rozwoju Szkocji.