Niedocenienie zdolności politycznych lidera Szkockiej Partii Narodowej Alexa Salmonda oraz siły jego zwolenników była jedną z przyczyn sukcesu kampanii „Tak” (dla niepodległości). Prowadzona za małe pieniądze, z dala od głównych mediów oraz polityki londyńskiej – kampania Salmonda opierała się na setkach wolontariuszy, którzy przemierzyli Szkocję od drzwi do drzwi. Niektórzy mieli zaledwie po 16 lat. Jednak największych problemów premiera Davida Camerona i lidera opozycji Eda Millibanda – którzy opowiadali się za utrzymaniem Unii – była niechęć, jaką wzbudzają w Szkocji oraz kompletna nieznajomość realiów tego kraju. Cała kampania za pozostaniem w brytyjskiej Unii była więc pełna dziwnych pomyłek, a Szkotów traktowano niekiedy tak, jakby wciąż jedynie paśli owce i pędzili whisky.

Postnacjonalizm referendum

Kluczowe dla wyjaśnienia ostatecznego, bardzo dobrego wyniku opcji niepodległościowej oraz dla zrozumienia dalszych reperkusji kampanii referendalnej jest wskazanie, w jaki sposób mniejszość nacjonalistyczna była w stanie nadać ton dyskusji o niepodległości i wciągnąć na pokład tak dużą część społeczeńswta. Jakie były więc nienacjonalistyczne racje za niepodległością? Otóż w Szkocji pogłębiło się poczucie odrębności politycznej, ekonomicznej i ideologicznej od reszty Wielkiej Brytanii. Nie chodzi wyłącznie o to, że Wielką Brytanią rządzą obecnie konserwatyści, którzy w Szkocji cieszą się marginalnym poparciem. Wynik 45 proc. został osiągnięty poprzez zaangażowanie olbrzymiej liczby imigrantów (uprawnieni do głosowania byli wszyscy stali mieszkańcy Szkocji) oraz zwolenników Partii Pracy lub szerzej – lewicy. Zarówno szkocka klasa polityczna, jak i społeczeństwo są – w odróżnieniu od Anglików – proeuropejscy, proimigracyjni i popierają dość tradycyjnie rozumiane państwo opiekuńcze.

W Szkocji pogłębiło się poczucie odrębności politycznej, ekonomicznej i ideologicznej od reszty Wielkiej Brytanii. | Michał Rożynek

Gdy w Anglii odpowiedzią rządu na kryzys gospodarczy była prywatyzacja części systemu opieki zdrowotnej oraz wprowadzenie trzykrotnie wyższych opłat za studia, Szkocja utrzymała bezpłatny model edukacyjny i zdrowotny. Dominacja ekonomiczna Londynu osiągnęła poziom, który negatywnie wpływa na konkurencyjność mniejszych firm spoza stolicy oraz zwiększa nierówności społeczne. Niepodległa Szkocja miałaby, zdaniem zwolenników secesji, szanse na bardziej zrównoważony model rozwoju. Zwolennicy pozostania w Unii nie są (w większości) ideologicznymi przeciwnikami powyższej wizji, ale uważają, że Szkocję stać na taki a nie inny model społeczno-ekonomiczny wyłącznie dzięki potędze gospodarki brytyjskiej. I ten argument gospodarczy – do jakiego stopnia Szkocja byłaby rzeczywiście ekonomicznie samowystarczalna – był głównym tematem przedmiotem debaty.

To dopiero początek

Po ogłoszeniu wyników referendum media brytyjskie oraz politycy, którzy straszyli nacjonalistyczną narracją wokół referendum, szybko ogłosili zwycięstwo politycznej wizji obywatelstwa i państwa. Jednak paradoksalnie niepowodzenie szkockiego referendum to nie koniec nacjonalizmu, ale dopiero jego początek. Żądania Szkotów oraz złożone im obietnice w przypadku, jeśli pozostaną w Unii, już spotykają się z oporem Anglików. Większość angielskiego społeczeństwa wciąż uważa, że Szkocja to dla rządu w Westminsterze zbyt duże obciążenie. Protesty budzi chociażby to, że poziom dofinansowania usług publicznych na mieszkańca jest tam wyraźnie wyższy niż w Anglii.

Niepowodzenie szkockiego referendum to nie koniec nacjonalizmu, ale dopiero jego początek. | Michał Rożynek

Co ważniejsze, toczące się rozmowy o przyznaniu większej autonomii Szkocji, Anglii i Walii, eksponują realne różnice polityczne pomiędzy interesami poszczególnych państw, jak i samych partii. To, że te zmiany konstytucyjne zostaną wprowadzone, jest raczej pewne, ponieważ będąca w tej chwili u władzy Partia Konserwatywna ma najwięcej do uzyskania. Szkocja jest i tak dla Konserwatystów regionem straconym. Jeśli jednak przyznają więcej praw Szkocji, a dla równowagi stworzą parlament angielski (lub inną, analogiczną instytucję), uzyskają w niej z pewnością bezapelacyjną większość. Postępująca autonomizacja państw Wielkiej Brytanii doprowadzi wyłącznie do pogłębienia różnic narodowych oraz ideologicznej przepaści pomiędzy konserwatywnym południem oraz prospołeczną północą. Tym bardziej, jeśli angielska scena polityczna nadal będzie przesuwać się na prawo, a język tamtejszej polityki, w którym coraz wyraźniej ujawniają się nastroje jawnie antyimigranckie i antyunijne, radykalnie się nie zmieni.

Wielką Brytanię przed wyjściem z Unii Europejskiej oraz odejściem Szkocji może uratować jedynie radykalna zmiana ustroju politycznego i systemu reprezentacji. Pora zastanowić się, czy nie czas już na rezygnację z okręgów jednomandatowych i zwrot w kierunku pogardzanego na Wyspach, a popularnego w Europie kontynentalnej, systemu reprezentacji proporcjonalnej. Skutkiem tego będzie rozdrobnienie brytyjskiej sceny politycznej i pojawienie się w Westminsterze nowych partii, których liderzy w końcu będą musieli ze sobą rozmawiać.