big_Franciszka_okladka

„Franciszka” to opowieść o wrażliwej, uwielbiającej poezję trzynastolatce, która staje w swoim życiu w obliczu rewolucyjnych zmian. Matka dziewczynki zapada na ciężką chorobę, w związku z czym nastolatka zmuszona jest zamieszkać z ekscentryczną babcią Ewą (określaną mianem „babska”), której nigdy wcześniej nie poznała. Ta niezbyt nowatorska sytuacja początkowa (przywodząca na myśl chociażby „Most nad Missisipi” Ewy Przybylskiej) okazuje się katalizatorem zdarzeń prowadzących Franciszkę ku dojrzałości. Obserwujemy zatem trudne relacje dziewczynki z „babskiem”, pierwsze zauroczenie, przyjaźń z czarnoskórą koleżanką z klasy i pogłębiającą się fascynację poezją.

Już na początku utworu dowiadujemy się, że Franciszka nie cierpi książek o magii – z niechęcią odnosi się np. do założonego przez kolegów i koleżanki klubu miłośników „Harry’ego Pottera”. Swoje zainteresowania kieruje gdzie indziej – w stronę poezji. Franciszka podejmuje pierwsze próby pisarskie i z dyskretną pomocą babci odkrywa Safonę, Hildegardę z Bingen, Halinę Poświatowską, Sylvię Plath, Annę Achmatową, Emily Dickinson, Wisławę Szymborską. Poznawanie kolejnych dzieł i własna twórczość pozwalają dziewczynce na odzyskanie poczucia bezpieczeństwa, uporządkowanie emocji, lepsze poznanie otaczającego świata i samej siebie. Samoidentyfikacja Franciszki jako poetki wydaje się odpowiednikiem obrzędu przejścia, prowadzącym bohaterkę ku dorosłości.

Dobór lektur jest nieprzypadkowy – Franciszka bowiem, przyzwyczajona do tego, że poezję tworzą mężczyźni, z zaskoczeniem odkrywa kobiecą gałąź literatury. Ten feminizujący wątek powieści jest ważny i wciąż nieczęsto spotykany w polskiej prozie skierowanej do młodzieży. Jednak początkowe przekonanie Franciszki o tym, że poetami są wyłącznie mężczyźni, wydaje się nierealistyczne. Trudno uwierzyć, by dziewczynka nie słyszała choćby o Ewie Szelburg-Zarembinie czy Marii Konopnickiej – ich utwory pojawiają się przecież nawet w podręcznikach dla szkoły podstawowej i gimnazjum.

Tego rodzaju zgrzytów jest w powieści więcej. Przywołajmy najbardziej wyrazisty przykład: Franciszka, poszukując informacji o poetkach, korzysta przede wszystkim ze zbiorów bibliotecznych. Nie darzy z kolei zaufaniem internetu – kiedy mimo wszystko próbuje korzystać z Google’a, nie za bardzo jej to wychodzi. Czy jednak mieszkająca w Warszawie inteligentna trzynastolatka nie potrafiłaby w zadowalający sposób używać prostej przeglądarki internetowej? Niestety, Piwkowska – mimo tworzenia pozorów, że jest inaczej – w zasadzie stawia bohaterkę przed wyborem: albo biblioteka, albo internet.

Podobny absolutyzm przenika także obecną w powieści refleksję na temat literatury i jej wartościowania. Wróćmy do wyborów lekturowych Franciszki: dziewczynka niemal z pogardą odrzuca „Harry’ego Pottera” na rzecz „dorosłych” poetek, symbolicznie odwracając się od fantastyki, a wręcz od całej literatury dziecięcej i młodzieżowej. Podobnie czyni rówieśnik i najlepszy przyjaciel bohaterki, Maciek. Chłopiec pasjami czyta dzieła Gombrowicza i cytuje z pamięci wiersze Norwida (co jest zresztą nieznośnie pretensjonalne). Powieść zdaje się tym samym sugerować czytelnikom i czytelniczkom: Masz już trzynaście lat? Koniec z Potterem, to dziecinada. Czas na Gombrowicza, Plath, Poświatowską… Znów pojawia się zatem alternatywa: albo literatura przeznaczona dla młodych ludzi, albo twórczość dla dorosłych!

Autorka, jak się zdaje, zapomina o tym, że – nawet zawoalowane – deprecjonowanie literatury dziecięcej i młodzieżowej jest w tekście przeznaczonym właśnie dla młodych odbiorców co najmniej nie na miejscu. Co więcej, z jednej strony Franciszka postuluje odkrywanie kobiecego pisarstwa i odchodzenie od anachronicznego myślenia o literaturze jako przyczółku męskości, a z drugiej – jednocześnie legitymizuje dominację kultury „dorosłej” i „wysokiej”. Tym samym utwór, paradoksalnie, wpisuje się nie w dyskurs równościowy, a w elitarystyczny. A przecież warto przypomnieć, że po women studies pojawiły się children studies; po herstory zaczęto odkrywać childstory. Stąd też potępienie Pottera przez Franciszkę (i, jak się zdaje, także przez autorkę), jest wyrazem koncepcji, zgodnie z którą młodym ludziom odmawia się prawa do czerpania przyjemności z lektury książek dla nich przeznaczonych, także z kręgu literatury popularnej. Oczywiście, obcowanie z utworami Dickinson czy Gombrowicza z pewnością okaże się cenne, ale dlaczego niedorośli bohaterowie (i odbiorcy!) nie mogliby sięgać po teksty reprezentujące różne odmiany i obiegi kultury?

„Franciszka” mimo wszystko nie jest złą powieścią. Nieśpieszne, nieco staroświeckie tempo akcji i delikatność w prowadzeniu przez autorkę wątków obyczajowych zasługują na pochwałę (świetnie wypadły zwłaszcza rozdziały prezentujące perspektywę babci dziewczynki, Ewy). Niezwykle cenne jest także poruszenie w utworze zagadnienia wielokulturowości i potępienie zachowań rasistowskich – napisane z wielkim wyczuciem fragmenty opowiadające o czarnoskórej Sorai wydają się wręcz doskonałym pretekstem do poważniejszej rozmowy z młodymi czytelnikami o tolerancji. Szkoda jednak, że Piwkowska zaprzepaściła szansę na napisanie powieści wyjątkowej, a nawet wybitnej na tle innych dzieł współczesnej polskiej literatury młodzieżowej. Całkiem urocza niedzisiejszość często ustępuje we „Franciszce” miejsca patosowi i pretensjonalności. Ciekawa i ważna refleksja na temat pisarstwa kobiecego zostaje z kolei osłabiona z jednej strony przez niedociągnięcia w zakresie realizmu, a z drugiej – przez kontrowersyjne i konserwatywne założenia ideowe, odnoszące się do wartości przypisywanej tekstom z bardzo, ale to bardzo różnych obszarów kultury. A przecież Franciszce nie jest w gruncie rzeczy daleko do Hermiony Granger…

Rubrykę redaguje Katarzyna Sarek

 

Książka:

Anna Piwkowska, „Franciszka”, ilustr. Emilka Bojańczyk, wyd. Fundacja Zeszytów Literackich, Warszawa 2014.