Zapomnienie to proces organiczny. Jego atrybut stanowiła ulotność fizycznych nośników pamięci, podatnych na działanie czasu. Papier, płótno, ceramiczne płytki, a nawet kamienie nagrobkowe ulegają erozji, podobnie jak ludzka pamięć zdarzeń, przemyśleń i doznań. Te najbardziej prywatne, sekretne rejony pamięci miały zniknąć razem z właścicielem wspomnień. Kiedyś zdarzenia znikały niezauważane. Inne – przełomowe idee, dzieła sztuki, wynalazki – były przedmiotem celowego utrwalania, zrytualizowanego transferu między pokoleniami i świadomej replikacji. Sieć to wszystko zmieniła.

Wpuściliśmy ją do swojego życia na dobre, zostawiamy niezliczone odciski palców na jej odbijającej rzeczywistość powierzchni. Oddaliśmy naszą pamięć serwerom, które powielają bez końca wszystkie nasze wspomnienia – te ważne i te nieistotne, te chwalebne i te wstydliwe. Nasze przeżycia i doznania żyją teraz niezależnie od nas.

Oddaliśmy naszą pamięć serwerom, które powielają bez końca wszystkie nasze wspomnienia. Nasze przeżycia i doznania żyją teraz niezależnie od nas. | Anna Mazgal

Ta proliferacja pamięci zaciera granice nie tylko między tym, co prywatne i publiczne, ale także między tym, co ważne i nieznaczące. Każdy bit informacji jest równy drugiemu. Wszystkie nasze wspomnienia i słowa zostawiają jednakowe ślady. W tej mnogości informacji pomysły, kreacje i dokonania uznawane za przełomowe toną w powodzi bitów. Przepływająca przed naszymi oczami pamięć absolutna technologii znieczula nas na informację. Mózg człowieka reaguje na mikrobodźce z mediów społecznościowych jak na używki, co zmienia zdolność zapamiętywania, redukuje koncentrację i upośledza podejmowanie decyzji. Gdy wszystko jest tak samo ważne, nic ostatecznie nie nabiera znaczenia.

Nic dziwnego zatem, że współczesny człowiek w obronie przed wszechogarniającą pamięcią walczy o prawo do bycia zapomnianym. Dzieje się tak mimo coraz częściej powtarzanego poglądu, jakoby prywatność przestała nam być potrzebna, bo przecież oddaliśmy ją dobrowolnie. Czy jednak nakazanie zapomnienia może być skuteczne?

Z jednej strony trudno o coś łatwiejszego. Codziennie muskamy ekrany naszych telefonów, w zamyśleniu szukając informacji, o których za pięć minut zapomnimy. Nie pamiętamy wczorajszych wiadomości – trudno zatem, żebyśmy pamiętali wczorajsze wyniki wyszukiwania. W tych warunkach łatwo o zapomnienie. Wystarczy usunąć kłopotliwe wspomnienie z algorytmu wyszukiwania. Być może nie zniknie ono naprawdę, ale my go więcej nie zobaczymy. Można? Można.

Ilustracja: Kamil Burman
Ilustracja: Kamil Burman

Czy nie jest jednak odrobinę przerażające, że sieć – ten ekosystem kabli, serwerów, przepływów, protokołów, algorytmów, danych, usług, aplikacji i wreszcie użytkowników – nie podziela namysłu nad kwestią pamięci i zapomnienia w stopniu ani trochę zbliżonym do zatroskania, jakie stało się udziałem jego jedynego w swoim rodzaju mieszkańca, czyli Googleʼa?

Cała sieć razem wzięta nie jest w stanie skutecznie zgromadzić i uporządkować tylu informacji, ile może wykopać ze zbiorowej pamięci najpopularniejsza na świecie wyszukiwarka. Na firmie spoczywa wielka odpowiedzialność między wyważeniem naszego prawa do posiadania sekretnego życia, a prawem do informacji. Cały świat będzie patrzył na rozstrzygnięcia sądów i to nie dlatego, że będą miały zastosowanie dla wszystkich podobnych usług. To niezwykle ważne dlatego, że nie ma podobnych usług w porównywalnej skali i nie zanosi się, żeby w niedalekiej przyszłości miały powstać.

Nie zanosi się także, żebyśmy masowo mieli rozpocząć spektakularny odwrót od przelewania najdrobniejszych dowodów naszej egzystencji na serwery. Przy odrobinie szczęścia przeglądarka usunie te najbardziej kłopotliwe ślady z interfejsów, które muskają w zamyśleniu nasi znajomi i wrogowie. Jednak gdzieś w głębszych warstwach sieci na zawsze zostanie to, co raz do niej trafiło. Wpuściliśmy ją do naszego życia, a ona z wdzięcznością powtarza: nigdy cię nie zapomnę.