0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Felietony > [Putinada] Banderstadt

[Putinada] Banderstadt

Łukasz Saturczak

„Bohaterów to my sobie wybierać wzajemnie nie będziemy – grozi mi palcem”. O banderowcach i ukraińskim nacjonalizmie pisze Łukasz Saturczak.

Nasz narodowy bohater był leworęczny. Nie wiedziałem o tym, choć przedstawiłem go trzymającego dłoń na piersi. Chodziło mi o dumę, szlachetną postawę. Ciągle jednak słyszałem, jak genialne było to posunięcie, bo Stepan Bandera chował w tym miejscu broń. W czasie zamachu złapano go za prawą rękę, on drugą wyciągnął zza pazuchy rewolwer i wszystkich wystrzelał – tak mi opowiadał pewien stary partyzant, który go znał. Przy drugim zamachu jednak się Banderze nie udało. Pewnie NKWD wiedziało o jego „przypadłości”. A jeszcze panu opowiem o jego głowie i sylwetce, bo z tym też było mnóstwo kłopotu.

 

Tak zaczyna opowieść o Stepanie Banderze rzeźbiarz Mykoła Posikira, twórca kilku pomników przywódcy UPA, w tym tego najsłynniejszego, który stoi obok lwowskiego kościoła Elżbiety i Olgi. Spotkałem się z artystą, bo zawsze chciałem z nim porozmawiać. Zresztą od dłuższego czasu interesuje mnie lwowska odmiana nacjonalizmu, niespotykana chyba w żadnej innej części Ukrainy. No może w Iwano-Frankiwsku, bo tak mi opowiadał przyjaciel: że ci z Frankiwska zawsze się kłócą z lwowiakami o to, kto bardziej kocha swój kraj. Odpowiedzi nie znam, choć fakt, że gdy na kijowskim Majdanie rzuciłem do grupki chłopaków siedzących pod szyldem „Chłopcy z Banderstadtu” pytanie: „Co tam we Lwowie?”, usłyszałem, że Banderstadt, to nie tylko Lwów, ale cała zachodnia Ukraina. Ci pewnie byli właśnie z Iwano-Frankiwska.

Ale przyjmijmy, że nie jestem dziennikarzem, który przyjechał nad Pełtew szukać banderowców, aby straszyć nimi w polskich mediach. Mam w głowie pewną liczbę stereotypów, ale przyjmijmy, że jestem tylko turystą i przyjeżdżam do Lwowa, ot tak, na przykład pozwiedzać. Albo ty nim jesteś. Jesteś polskim turystą i zwiedzasz. I mimo wszystko czujesz się dziwnie. Dlaczego?

Idziesz w stronę rynku. Mijasz pomnik Ignacego Łukasiewicza przy ulicy Ormiańskiej i czytasz na tabliczce „galicyjski wynalazca”. Chcesz się przyczepić, ale głupio. Wiesz, że polski, polski on z polskiej ziemi, ale galicyjski też nienajgorzej brzmi. Idziesz więc w górę, w stronę Łyczakowa, mijasz kolejny pomnik znanej ci osoby, ściślej artysty z Krynicy, polskiej Krynicy, niejakiego Nikifora. I co? Polski on? Skądże! „Ukraiński artysta łemkowskiego pochodzenia”, głosi napis na tablicy. Szlag cię trafia, ale idziesz dalej. Cmentarz, niby ostoja polskości, ale najpierw alejka z bohaterami UPA, mijasz więc, jako Polak wzrok odwracasz, nie oglądasz się na boki, skręcasz w lewo, tam, gdzie leży Maria Konopnicka – lżej, oddychasz swobodniej i łukiem na Orląt. Spokój, piękno, wzruszenie. Autentyczne. Nie ma w tym żadnego szyderstwa, raczej pewne niedowierzanie, że najpiękniej zachowany polski cmentarz widzisz za wschodnią granicą. Wracasz. I? Ulica Czuprynki, Bandery, czerwono-czarne flagi, napisy „Bandersztadt”, sklepy, gdzie możesz kupić koszulki z Szuchewyczem. I? Obojętność. Schodzisz w dół, rynek, knajpa Kryjówka, która jest stylizowana na partyzancką ziemiankę. Aby do niej wejść, musisz rzucić do ochroniarza o wyglądzie kacapa: „Sława Ukrainie”, więc rzucasz, wypijasz piwo, jesz kiełbasę, schodzisz w Kopernika, wracasz do domu. I? Po prostu nic. A co miało być?

A ja nie jestem politologiem. Nie umiem też przewidzieć przyszłości. Nie jestem z tych, którzy straszyli separatystami i banderowcami na zachodzie Ukrainy, ale też nie przewidziałem ich na wschodzie. Nie myślę o lecących Leninach i stawianych Banderach. Bardziej rusza mnie kilkunastoprocentowe poparcie dla skrajnej prawicy na Węgrzech czy we Francji niż kilkuprocentowe w Ukrainie. Po prostu raz w miesiącu odwiedzam zachodnią Ukrainę, ten bastion nacjonalizmu i polonofobii – bo inaczej nie określa się tego regionu w mediach mających się za patriotyczne. Tym razem czynię to ponownie.

Wrzesień. Chłopcy z Banderstatdu, jak się o nich mówi i śpiewa, najpierw pojechali ratować Majdan, teraz Donbas, więc pusto i nikt Karpat Lwów nie motywuje do wygrania meczu. Trwają targi książki i publikacje na temat rewolucji stanowią, nomen omen, lwią część wystawy. A ja siedzę z polskimi, słowackimi, szwedzkimi i ukraińskimi pisarzami. Na ukraiński jak zwykle odpowiada się polskim, natomiast polityka jest daleko, za Dnieprem, i wszyscy mają tego dość – co można zrozumieć. A nacjonalizm, o którym zacząłem? Przypomina coraz bardziej slogan, hasło reklamowe Lwowa dla zakochanych w tym mieście. Żeby oprócz koszulki „I love Lviv” kupić sobie czerwono-czarną flagę, bo nacjonalizm w mieście lwa nie ma zębów, ma niezbyt chwytliwe hasła pomarszczonego handlowca z prospektu Swobody, który chce mi wcisnąć koszulkę z ukochanym przywódcą. Jak nie będą opisywać i analizować tego znawcy tematu w Polsce, tak po prostu jest.

A ja nadal siedzę w pracowni Mykoły Posikyry. On trzecią godzinę opowiada o postawie Bandery, fizycznej rzecz jasna. Że wątły był, chudy i płaszcz trza było mu założyć, żeby się jakoś prezentował na cokole. Twarz miał „niewyjściową”, szczękę trójkątną, podbródek cofnięty – ogólnie katastrofa. I o wszystkim tym mogę napisać – pod warunkiem, że dodam chociaż zdanie o bohaterstwie. Albo nie o bohaterstwie, ale raczej dumie, że on, Mykoła, dumny jest. I inni dumni są. I on wie, że ja Polak mam z tym problem, ale bohaterów to my sobie wybierać wzajemnie nie będziemy, grozi mi palcem. Wychodzę. Nic nie obiecuję, swoje wiem i trochę mi jest do śmiechu, a trochę nie.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 299

(39/2014)
4 października 2014

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE

PODOBNE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj