24 września Główny Inspektorat Farmaceutyczny wycofał z obrotu Meningitec – szczepionkę przeciwko zapaleniu opon mózgowych. Meningitec to jedna z nieobowiązkowych i nierefundowanych szczepionek dostępnych w Polsce. Powodem wycofania nie była szkodliwość samego leku, lecz widoczne gołym okiem zanieczyszczenia wykryte w kilku seriach produktu. Choć (jak na razie) producent leku nie wspomina ani słowem o wadliwej serii na swojej stronie internetowej – sam zawiadomił o niej GIF.
Wycofanie z obrotu kolejnego preparatu nie pomoże w odbudowywaniu zaufania do szczepionek. Coraz więcej rodziców boi się szczepić dzieci. W internecie roi się od stron o tytułach w rodzaju: „vaccgenocide” (skrót od vaccination genocide – „szczepionkowego ludobójstwa”), „szczepienia, czyli rosyjska ruletka” czy „bezkarne zabijanie szczepionkami i lekami”.
Dlaczego rodzice unikają szczepionek, nawet tych obowiązkowych? Jednym z popularniejszych mitów jest przekonanie, że powodują one autyzm (czego przyczyną ma być obecność rtęci). Część rodziców twierdzi, że ryzyko związane z niepożądanymi odczynami poszczepiennymi (zaburzeniami zdrowia spowodowanymi szczepionką) jest wyższe niż ryzyko związane z samą chorobą, której szczepionka ma zapobiec (dotyczy to zwłaszcza szczepionki przeciwko odrze, śwince i różyczce, ang. MMR).
Niektórzy rodzice chcą szczepić dzieci, ale poza obowiązkowymi terminami (uważają, że organizm niemowlaka jest za słaby na przyjęcie szczepionki). Inni, słysząc o kolejnych seriach wycofanych z obrotu, boją się wadliwych preparatów. Wśród wrogów szczepionek nie brak też zwolenników medycyny naturalnej, przekonanych, że odporność na każdą chorobę zapewnia odpowiednia dieta. Pozostałych oburza sam fakt, że państwo w jakikolwiek sposób ingeruje w ich rodzicielskie decyzje.
Nie szczepiąc własnego dziecka, rodzic naraża nie tylko jego zdrowie, ale także zdrowie wielu innych osób. | Emilia Kaczmarek
W Polsce obowiązkowo szczepi się dzieci m.in. na błonicę, tężec, gruźlicę, różyczkę i świnkę. Pierwsze obowiązkowe szczepienie może mieć miejsce już w dniu urodzenia, a ostatnie do ukończenia 19. roku życia. O pożyteczności szczepień zapewnia Światowa Organizacja Zdrowia, Ministerstwo Zdrowia czy Państwowa Inspekcja Sanitarna – wielu rodziców uważa jednak, że wie lepiej.
Większość chorób objętych obowiązkiem szczepienia to choroby wysoce zaraźliwe. W przypadku takich chorób ochrona zdrowia jednego pacjenta jest jednocześnie ochroną innych – np. różyczka w dzieciństwie ma zazwyczaj dość łagodny przebieg, jednak jeśli chory zarazi różyczką niezaszczepioną wcześniej ciężarną kobietę, może to doprowadzić do nieodwracalnego uszkodzenia płodu lub poronienia. Rodzice, którzy nie zaszczepili dzieci na żadną chorobę, przechwalają się w internecie ich zdrowiem – prawdopodobnie jednak mali pacjenci nie zachorowali tylko dlatego, że nadal większość społeczeństwa się szczepi. Kiedy w latach 90. w Japonii zniesiono obowiązek szczepień, przez kraj przeszła epidemia odry.
Przez ostatnich kilka lat to Państwowa Inspekcja Sanitarna „ścigała” wrogów szczepionek, wypisując im upomnienia i nakładając grzywny. Jednak Naczelny Sąd Administracyjny orzekł [1], że sanepid nie ma uprawnień do nakładania kar pieniężnych z tego powodu. Obowiązująca procedura administracyjna jest długa i nieskuteczna – kiedy rodzic odmawia poddania dziecka obowiązkowym szczepieniom, sprawę musi zgłosić sam lekarz (który często tego nie robi z nadmiaru innych obowiązków), potem zajmuje się nią sanepid, a dopiero potem wojewoda – który może nałożyć grzywnę. Cała procedura rozciąga się w czasie, a przecież konkretne dawki szczepionek powinno się podać w odpowiednim przedziale czasowym, np. kilka miesięcy po urodzeniu dziecka. Kiedy już rodzic otrzyma wezwanie do zapłacenia kilkuset złotowej grzywny, może się od tej decyzji odwoływać aż do Naczelnego Sądu Administracyjnego – na forach internetowych wrogowie szczepionek pocieszają się nawzajem: nie ma się co martwić prawem, bo łatwo uniknąć grzywny.
Czy obowiązkowe szczepienia to naruszenie wolności? Czy rodzic, odmawiając obowiązkowego szczepienia, może powołać się na zasadę autonomii, prawo do samostanowienia? W przypadku wysoko zaraźliwych chorób odpowiedź wydaje się oczywista – nie może. Nie szczepiąc własnego dziecka, rodzic naraża nie tylko jego zdrowie, ale także zdrowie wielu innych osób. Taka decyzja wykracza więc poza prawo do samostanowienia, jest decydowaniem o zdrowiu innych. Z tego samego powodu, kiedy zachorujemy na wysoce zaraźliwą i bardzo groźną chorobę, zgodnie z prawem możemy być przetrzymywani w szpitalnej izolatce wbrew własnej woli.
Obowiązkowe szczepienia, podobnie jak zapinanie pasów w samochodzie, nawet liberał może uznać za akceptowalne ograniczenie wolności. | Emilia Kaczmarek
Jednak nie wszystkie choroby objęte obowiązkowym szczepieniem to choroby wysoce zaraźliwe. Przykładem choroby wysoce zakaźnej, ale zarazem niezaraźliwej, jest tężec. Choroba ta pojawia się z powodu zakażenia laseczkami tężca (do zakażenia dochodzi poprzez skaleczenie), ale nie przechodzi z jednej zarażonej osoby na drugą. Jest to choroba bardzo niebezpieczna, często śmiertelna. Ostatnią dawkę szczepionki przyjmuje się w wieku 19 lat, więc już w pełni kompetencji prawnej.
Czy zmuszanie dorosłych osób do zaszczepienia się na groźną, ale nie zaraźliwą chorobę jest naruszeniem ich autonomii? Wydaje się, że tak. Czy w takim razie obowiązek szczepienia na tężec powinien zostać zniesiony? Moim zdaniem, nie. Państwo, w którym funkcjonuje publiczny system opieki zdrowotnej i które na mocy prawa gwarantuje swoim obywatelom ochronę zdrowia, musi w pewnych kwestiach działać paternalistycznie. W przeciwnym razie nie byłoby w stanie zapewnić obywatelom tego, co im obiecuje.
Czy w takim razie powinniśmy szczepić ludzi wbrew ich woli – siłą? Oczywiście, nie. Różnica między przymusem bezpośrednim, a przymusem administracyjnym jest subtelna, ale istotna. Kara grzywny ma wymusić zgodę, natomiast zastosowanie środków przymusu bezpośredniego zupełnie tę zgodę pomija. Za niezapięcie pasów bezpieczeństwa policjant nałoży na nas mandat, ale nie zapnie nam pasa siłą. W podobnej sytuacji jest lekarz, który nie może po prostu przywiązać nas to fotela i wbić nam strzykawki. Jeśli jednak korzystamy z własnej wolności w sposób, który naraża resztę społeczeństwa na koszty – takie jak koszty leczenia po wypadku samochodowym, czy koszty zwalczania choroby, na którą zgodnie z prawem trzeba było się zaszczepić – to musimy zapłacić część tego rachunku. Obowiązkowe szczepienia, podobnie jak zapinanie pasów w samochodzie, nawet liberał może uznać za akceptowalne ograniczenie wolności.
Przypis:
[1] # II OSK 32/11 – wyrok NSA z dn. 6 kwietnia 2011 r.
*/ Fot. Grook Da Oger [CC BY-SA 3.0] Źródło:Wikimedia Commons