Wywiad z księdzem arcybiskupem pt. „Polska rodzina cierpi” zyskał już status kultowego, głównie na portalach społecznościowych oraz w niektórych – naturalnie tendencyjnych – mediach. Wystarczył jeden malutki fragment rozmowy, by ta część Polski, która nie praktykuje katolicyzmu co niedziela, zaczęła pastwić się nad Kościołem. Zaciekawienie wzbudziły zwłaszcza te słowa:
Obecnie groźnym wyzwaniem jest – lansowana pod płaszczykiem programu równościowego – ideologia genderyzmu. Niektórym rodzicom podoba się uczenie chłopców, że winni po sobie sprzątać, a nie czekać, aż zrobią to za nich dziewczynki. Pociągające jest również hasło, że wszyscy ludzie są sobie równi i mają prawo do szczęścia. Lecz jednocześnie rodzice często nie uświadamiają sobie tego, że w imię przezwyciężania stereotypów uwarunkowanych kulturowo ukazuje się przy okazji różne modele partnerskie jednopłciowe jako równoważne rodzinie
Ta wypowiedź przypomina mi opowieść dobrego znajomego, który kiedyś zwierzył mi się, że dopóki mieszkał z rodzicami, to jest do końca studiów, funkcjonowała u nich w rodzinie instytucja… magicznego kosza. Wrzucało się do niego brudne ubrania i bieliznę, a kilka dni później na półkach i w szafie pojawiały się te same ubrania, czyste i wyprasowane. Kolega nie poświęcił nigdy chwili na zastanowienie się, jak to się działo i czyim wysiłkiem. Na szczęście prosto od rodziców trafił pod skrzydła ukochanej, z którą od razu zamieszkał. Ona także znała instytucję magicznego kosza, więc jeszcze kilka lat znajomemu udało się obyć bez wiedzy o tym, jak działa pralka i żelazko. Do czasu.
Ukochana w końcu się wyemancypowała i go rzuciła, a ten – gdy skończyły mu się czyste ubrania, a do rodzinnego domu wstyd mu było zawozić – zrozumiał, że na własne życzenie stał się w pewien sposób upośledzony. Na szczęście instrukcja obsługi pralki nie jest wiedzą zastrzeżoną tylko dla jednej płci. Każdy może ją posiąść. I tak się stało w przypadku mojego znajomego, który żyje już szczęśliwe, poznawszy tajniki obsługi urządzeń domowych.
Problem prania własnych brudów, często ujmowany w szerszym kontekście prac domowych, to temat wciąż na topie w rozmowach o równouprawnieniu, pracy domowej kobiet i podziale obowiązków. Niestety, nigdy nie stanie się udziałem wielu kapłanów, ponieważ oni po sobie najzwyczajniej nie sprzątają. Często prosto z rodzinnego domu trafiają do seminariów duchownych, gdzie prace domowe wykonują za nich kobiety. Skąd to wiem? Z rozmów z byłymi klerykami, a także z ciekawego artykułu w niedawnym „Dużym Formacie” (polecam lekturę, nie tylko o sprzątaniu. Po ukończeniu seminarium taki mężczyzna trafia na plebanię, gdzie wita go gospodyni, a on traci na zawsze szansę na naukę prania własnej sutanny.
Arcybiskup Gądecki twierdzi w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”, że „pociągające jest również hasło, że wszyscy ludzie są sobie równi i mają prawo do szczęścia”. Nie rozumiem, co widzi w tym skandalicznego. Chrześcijaństwo również opiera się na zasadzie równości, która chyba powinna być dla jego wyznawców czymś oczywistym, a nie pociągającą ideą.
Problem prania własnych brudów, często ujmowany w szerszym kontekście prac domowych, to temat wciąż na topie w rozmowach o równouprawnieniu, pracy domowej kobiet i podziale obowiązków. | Katarzyna Kazimierowska
W innych miejscach wywiadu jest nie mniej ciekawie. Mówi się o jednopłciowych modelach rodziny, o lobby mniejszości seksualnych, o in vitro, „mentalności antykoncepcyjnej” i „rozpowszechnionym indywidualistycznym modelu antropologii”. Te dwa ostatnie zjawiska powodują spadek liczby narodzin. A to wszystko wynik ideologii gender. I wszystko jasne. Pewnie dlatego nie udaje się ratyfikować konwencji o zapobieganiu przemocy wobec kobiet. Bo w imię przezwyciężania stereotypów kulturowych, które są przyczyną przemocy, pozwala się wejść tylnym wejściem związkom jednopłciowym. I znowu gender!
Na szczęście znamy winnego. To Unia Europejska, bo – jak mówi arcybiskup – problemy zaczęły się w 2004 roku. Od tego momentu polska rodzina jest narażona na różne agresywne organizacje, a polska rodzina – jak sugeruje już tytuł wywiadu – cierpi. Nie wiem, skąd arcybiskup czerpie wiedzę o cierpieniach polskiej rodziny. Na pewno nie z seminarium duchownego, gdzie samodzielne, pogłębione myślenie, jak pokazuje wspomniany artykuł z „Dużego Formatu”, raczej nie jest w cenie.
Gdyby duchowni od początku nauczyli się sami prać swoje brudy, a nie wysługiwali się innymi, może dziś potrafiliby stawić czoło rachunkom, jakie wystawiają im nie tylko media, ale i społeczeństwo. | Katarzyna Kazimierowska
Nie wiem też, na jakie zidiocenie społeczeństwa liczy arcybiskup i inni – duchowni oraz politycy – wypowiadający się w tym duchu o Unii Europejskiej i polskiej rodzinie. Ale wzrusza mnie, że ilekroć w polskich lub zagranicznych mediach mówi się o pedofilii w Kościele lub innych przestępstwach popełnianych przez duchownych, to z drugiej strony szybko nadchodzi riposta: gender!
Wystarczyło wspomnieć o 100 tysiącach plików z pornografią na komputerze arcybiskupa Wesołowskiego i bum! Polska rodzina zagrożona wirusem genderyzmu. Tak sobie myślę, że może, gdyby duchowni od początku nauczyli się sami uczciwie prać swoje brudy, a nie wysługiwali się innymi, dziś potrafiliby stawić czoło rachunkom, jakie wystawiają im nie tylko media, ale i społeczeństwo. W pewnym momencie instytucja „magicznego kosza” przestaje działać i żadne chowanie się za genderem nie pomoże.