Piękne wczesne opowiadanie Tomasza Manna „Z rodu Walsungów” jest wymierzone przeciwko nuworyszom i stanowi zapowiedź „Buddenbrooków”. Brat i siostra z wielkiej burżuazyjnej rodziny, która podupada finansowo, idą w przeddzień jej ślubu z majętnym nuworyszem do opery na (oczywiście) Wagnera, a potem w domu jeszcze zaczadzeni muzyką idą do łóżka. Nie chcą bowiem, by nuworysz był tym pierwszym. Louis Malle w filmie „Szmery w sercu” opowiada, jak mama odwiedza piętnastoletniego syna w sanatorium i jako samotnego przytula go do siebie, aż – właściwie przypadkiem – dochodzi do aktu miłosnego.

Jakoś ani Manna, ani Malle’a nikt nie wyklinał. Oczywiście, kazirodztwo stanowi w wielu kulturach tabu. Claude Lévi-Strauss oparł na tym nawet całą koncepcję rozwoju społecznego, sądząc, że jest to tabu społeczne, ale i pierwotne, jakoś związane z ludzką naturą. Wiemy bardzo dużo na temat złych konsekwencji hodowli wsobnych, a ja nawet miałem kota z takiej hodowli, który był kompletnym degeneratem. Niesłychanie miły i inteligentny, miał tylko niektóre pazurki i – wbrew kociej naturze – wszystkich kochał. Wiemy zatem, że na pewno kazirodztwo nie jest zalecane ze względów biologicznych i z racji społecznych. Przecież młodzi ludzie dlatego szukają panny w innej wiosce, żeby kontakty społeczne ulegały rozbudowaniu.

Błąd profesora Hartmana polega na tym, że ludziom zdarzają się różne dziwne rzeczy, co nie znaczy, że zaraz trzeba je pryncypialnie rozważać i zastanawiać się, czy nie uregulować ich prawnie. | Marcin Król

Dlaczego kazirodztwo miałoby jednak stanowić problem moralny? Tego nie wiemy i się nie dowiemy. Nie mówię tu o molestowaniu seksualnym nieletnich oraz o pedofilii, kiedy sprawa jest oczywista, chociaż ma się czasem wrażenie, że liczba osób, które ostatnio zgłaszają molestowanie jest nieco przesadna – zupełnie jakby to były zdarzenia nagminne.

Jednak błąd profesora Hartmana polega na tym, że ludziom zdarzają się różne dziwne rzeczy, co nie znaczy, że zaraz trzeba je pryncypialnie rozważać i zastanawiać się, czy nie uregulować ich prawnie. Iluż młodych ludzi jest przez całe życie jakby zakochanych w matce, a ile osób spędza życie w samotności z wyboru. Wszystko to są szczególne przypadki bogatej ludzkiej natury, ale nie wynika z tego, że powinniśmy przypatrywać się im nadmiernie wnikliwie.

I mimo zrozumienia dla więzi nieheteroseksualnych, nie musimy ani ich podziwiać, ani przyznawać im szczególnego statusu. Wystarczy byśmy nie potępiali. Więc nie spieszmy się z potępianiem tego, kto nie czyni świństwa. Ale też nie bądźmy maniakalnymi liberałami i nie zezwalajmy prawnie na wszystko.

A sodomia w tradycyjnym sensie? A – z drugiej strony – już dziecka swojego na kolanach nie wolno posadzić. Żyjemy w świecie ogromnie bogatym w ludzkie zachowania i potępiać należy tylko te, które powodują naruszenie czyjejkolwiek wolności: dziecka, siostry, kota. Jak pisał John Stuart Mill, o ile nie naruszamy cudzej wolności, to jesteśmy wolni. A że czasem naszą wolność wykorzystujemy niezgodnie z powszechnie przyjętymi normami, to tym gorzej dla norm.