„Mentalne wąsy” lewicy

Dlaczego wszystkie książki Sienkiewicza należałoby spalić? To każdy średnio rozgarnięty postępowiec wie od dawna, ale tym o dziurawej pamięci, raz na jakiś czas trzeba o zagrożeniu przypomnieć. Zrobił to ostatnio Roman Pawłowski, wszczynając ogólnonarodowy alarm po kolejnej edycji akcji Narodowe Czytanie, poświęconej właśnie „Trylogii”. Słusznie podkreślił, że nikt Polakom nie wyrządził takiej krzywdy, jak grupka wojaków z kart sienkiewiczowskiej powieści.

„Mentalny wąs naszych polityków, sarmackie postaw się, a zastaw się, skrajny indywidualizm, licytacja, kto jest Polakiem bardziej – to wszystko fatalne dziedzictwo popularnych powieści Sienkiewicza. Symptomy tej choroby możemy spotkać na każdym kroku: od pseudodworkowej architektury, przez szaleńczą jazdę na polskich drogach, po wojujący katolicyzm rodem z szańców Jasnej Góry”.

Gdyby Henryk Sienkiewicz wiedział, że na przełomie XX i XXI stulecia, w niepodległej Polsce, oskarżą go o popularyzację Radia Maryja, wypadki samochodowe i kiczowatość rodzimej architektury – zapewne poważnie by się zastanowił, czy rękopisów nie spalić. Niestety, wówczas nie było przy jego boku nikogo z „Gazety Wyborczej”, by to ostrzeżenie sformułować.

Dlaczego wszystkie książki Sienkiewicza należałoby spalić, każdy średnio rozgarnięty postępowiec wie od dawna. Ale tym o dziurawej pamięci, raz na jakiś czas trzeba o zagrożeniu przypomnieć. | Łukasz Pawłowski

Do tej pory mieliśmy jeszcze nadzieję na uratowanie dusz chociaż młodego pokolenia, które na szczęście czyta mało, a jak już zacznie, to zwykle nie kończy. Niestety, nadzieja prysła wraz z wejściem do kin nowej, skróconej i odnowionej wersji „Potopu” w reżyserii Jerzego Hoffmana. Przeciętny młody Polak kilkudziesięciu godzin na lekturę zapewne nie poświęci, ale dwie na obejrzenie filmu wysupła – zwłaszcza jeśli oznacza to zerwanie się ze szkoły. A po takiej dawce Sienkiewicza natychmiast wyrosną mu brzuch i wąsy, zaś szabla i kufel same trafią do ręki. W rozmowie z Łukaszem Bertramem celnie ostrzega przed tym nowym zagrożeniem Jan Sowa:

„Stawianie sienkiewiczowskich bohaterów (…) jako wzorów do naśladowania jest niebezpieczne ze względu na wszechobecną w nich i wokół nich przemoc. […] Z jednej strony słyszymy biadolenia nad przemocą na przykład w grach komputerowych czy w mediach, z drugiej – ze scen tortur czy egzekucji poprzez wbicie na pal robi się element narodowo-ojczyźnianej hagiografii. Oba przekazy pochodzą częstokroć z tych samych środowisk konserwatywno-narodowych. Gdzie tu logika?”

Pełna zgoda, wszelkie sceny przemocy w literaturze polskiej, należałoby zatem czym prędzej usunąć, spalić i zakopać. Kłopot w tym, że po ich wycięciu wyłoni nam się z „Trylogii” obraz Polski nader idylliczny, a to również niedobrze. Taki „Pan Tadeusz” na przykład – bohater pierwszej edycji Narodowego Czytania (to przypadek? nie sądzę) – „z jego wizją szlacheckiej harmonii, sielanki” jest zdaniem Jana Sowy równie kłamliwy, jak pełna przemocy rzeczywistość sienkiewiczowska. Jak zatem żyć, co czytać – na przemoc pozwalać, czy nie?

Na szczęście jest odpowiedź! Przemoc jest dopuszczalna, ale wówczas jedynie, gdy jest ideologicznie słuszna, a zatem gdy to „dobrzy” stosują ją przeciw „złym”. Polsko-ukraińska wersja „Django”, w której to ludność tłucze na miazgę sarmackich panów, miałaby odpowiednią wartość wychowawczą, powiada Jan Sowa.

Planetarium bezbożników

Uratowani? Kto chciałby w tym miejscu odetchnąć z ulgą, niech się lepiej wstrzyma. Na młodego Polaka, zanim ten pozna Sienkiewicza, czekają inne literackie pułapki. Największa już w pierwszej klasie szkoły podstawowej przy lekturze elementarza. Znakomicie wychwycił je dr Andrzej Mazan w artykule dla „Naszego Dziennika”. Wymienić wszystkich wad elementarza nie sposób, ale chyba najcięższe grzechy wynikają – dokładnie tak samo jak w przypadku Sienkiewicza – z promowania fatalnych w skutkach wzorców zachowań. Oto przykładowy rozkład zajęć dziecka, jaki proponuje autorka fundowanej z budżetu państwa czytanki:

„Lepiłem bałwana. Robiłem karmnik. Dokarmiałem ptaki. Badałem lód. Byłem na lodowisku. Narysowałem komiks. Byłem w planetarium”.

Niby wszystko w porządku – wątpliwości budzi lepienie „bałwana”, albowiem granica między niewinną zabawą a religijną prowokacją jest w tym wypadku cienka. Ale wystarczy przyjrzeć się lepiej, by dostrzec perfidię autorów. Otóż powyższy plan zajęć dotyczy… niedzieli! I tak oto, demaskuje rzeczywisty przekaz dr Mazan, polskie dziecko „w niedzielę chodzi do planetarium, aby zobaczyć, że Boga nie ma, jak udowadniali sowieccy kosmonauci”. Jeśli zaś, nie daj Boże, owo planetarium znajduje się w jakimś centrum nauki, gdzie młody człowiek zobaczy przy okazji mapę Polski z XVII wieku, wtedy trach! i sarmacki bezbożnik gotowy!

Przeciętny człowiek jest skończonym durniem, którego zachowaniem musimy w pełni kierować. | Łukasz Pawłowski

Pół biedy jeszcze, gdyby tradycja chrześcijańska była w nowym elementarzu jedynie przemilczana. Ale ona mierzyć się musi z potężnymi wrogami. Czy to przypadek, że w okolicach stron poświęconych Bożemu Narodzeniu jest „wiele stron o «rodzinie» dobrych smoków, krasnoludkach, dobrej Babie Jadze, spotkaniu z dobrym dżinem na strychu?”. Oczywiście, że nie. „Taki dobór treści umieszcza Boże Narodzenie w sferze fantastycznej”. Jeszcze gorzej jest jednak z Wielkanocą, której przeciwstawiono… „spersonifikowaną wiosnę i jej nadając wielkie znaczenie”.

Lewoprawna krucjata

Widać więc bezsprzecznie, że polska młodzież stanęła przed poważnym zagrożeniem, które tylko cenzorskie wysiłki prawicy i lewicy mogą oddalić. Przeciętny człowiek jest bowiem skończonym durniem, którego zachowaniem musimy w pełni kierować. Kontroli należy poddać to, jakie książki czyta, jakiej muzyki słucha, jakie filmy ogląda, ale także z kim i w jakich odstępach czasu chodzi do łóżka, i czy podczas stosunku gasi światło. To ostatnie jest wbrew pozorom bardzo ważne. Prawica światło każe gasić, aby dać wyraz skromności należnej sprawom cielesnym. Lewica apeluje o seks przy świetle zapalonym, ponieważ w ten sposób dajemy wyraz obyczajowej swobodzie i akceptacji dla własnej cielesności.

Wobec powagi sytuacji błagam jednak, by odrzucić na bok drobne nieporozumienia, połączyć wysiłki obu stron i wspólnie ruszyć do walki o dobro Polaków. Zacznijmy od literatury – nie brak tam przecież dzieł jednocześnie ciemnogrodzko-reakcyjnych i bezbożnie postępowych, które wszyscy możemy zgodnie potępić. I tak na przykład „Lalkę” Prusa – lewica wyrzuci na śmietnik historii za krzywdzący portret pięknych, młodych kobiet, prawica zaś dołoży swoje za promowanie postaw niepatriotycznych zachęcających do bogacenia się wojnach zamiast umierania na nich. W „Przygody dobrego wojaka Szwejka” lewica uderzy za powielanie krzywdzących stereotypów narodowych, a prawica chociażby za pijaństwo i opis muszych kup na portrecie Franciszka Józefa, władcy z nadania Boga panującego. „Władcę Pierścieni” lewa strona zniszczy za umieszczenie Mordoru na wschodzie Śródziemia, co jednoznacznie pokazuje, kogo autor uważał za barbarzyńców w świecie rzeczywistym, prawica zaś zwróci uwagę na brak krzyży w hobbicich norkach. „Harry’ego Pottera” postępowcy powinni potępić za widoczny brak bohaterów homoseksualnych, prawica zaś za całą resztę. Doprawdy, pracy nie zabraknie!

A przy okazji ratowania polskiej duszy nasi cenzorzy z lewej i prawej strony wspólnie dowiodą jeszcze jednej ważnej prawdy. Radykalizm każdą, nawet pierwotnie szlachetną ideę ostatecznie czyni absurdalną.