Dostrzegam co najmniej trzy różne grupy przyjeżdżających do Polski Ukraińców. Dla pierwszej – młodych i zamożnych, którzy dotarli tu często jeszcze przed Euromajdanem – wyjazd do Polski przypomina znany program wymiany studentów, Erasmus. Wyścig po knajpach i imprezach. W Warszawie tętni wielonarodowy świat, a Ukraińcy w tym świecie są tylko małą częścią. Chodzą do miejsc, gdzie spotykają przybyszów z wielu innych krajów. Tygiel narodów, nowe doświadczenia, okazja do nauki języków. Dla tych Ukraińców Polska jest tylko początkiem – przed nimi leży cała Europa (o ile tylko pokonają barierę wizową). Oni doskonale wiedzą, gdzie lepiej dolecieć Ryanairem, a gdzie pojechać PolskimBusem.

Dla drugiej grupy Ukraińców wyjazd do Polski to szansa, żeby po prostu wyjechać. Uciec gdziekolwiek, jakkolwiek, oby jak najdalej od Ukrainy. Rodzice chcą wysłać dziecko na Zachód, żeby otrzymało europejski dyplom i nigdy więcej do domu nie wracało. Wiadomo przecież, że nasze postradzieckie dyplomy nie są uznawane prawie nigdzie na świecie. A tu blisko, tuż obok, atrakcyjne studia w akceptowalnej cenie. Większość polskich uczelni prywatnych nie wymaga testów językowych ani egzaminów wstępnych. Wystarczy złożyć dokumenty o skończeniu liceum na Ukrainie i opłacić studia. Sieci migracyjne umacniane są przez firmy, które wszystko załatwią. Wśród takich studentów są nie tylko świeżo upieczeni maturzyści. Przyjeżdżają też młodzi, pracujący już mężczyźni, świadomi tego, że pozostając na Ukrainie z dnia na dzień mogą trafić do wojska. Bezpieczniej jest pożyczyć od znajomych pieniądze i wyjechać na byle jakie studia lub po byle jaką pracę. Oby jak najdalej od niestabilności.

W Warszawie tętni wielonarodowy świat, a Ukraińcy w tym świecie są tylko małą częścią. Najłatwiej jest tych ludzi i miejsc nie dostrzegać, dopóki nie zaczną przeszkadzać. | Viktoriia Zhuhan

Co na to Polacy? Nie rozumieją, dlaczego nagle, na niektórych prywatnych uczelniach, zaczynają stanowić mniejszość. Dlaczego w centrach handlowych czy komunikacji miejskiej słyszą coraz częściej ukraiński i rosyjski (sądzę, że często języki te nie są też rozróżniane). Podział na „swoich” i „obcych” staje się tym ostrzejszy, im więcej migrantów ze Wschodu przyjeżdża. Gdy przybysze stanowią mniejszość, chcąc nie chcąc, muszą się dostosować. Ale gdy zaczynają stanowić połowę danej grupy (np. w akademiku) – zarysowują się wyraźnie dwie, odrębne kultury. Pojawiają się enklawy, gdzie rozmawia się po ukraińsku o problemach ukraińskich, porównuje Ukraińców i Polaków z ukraińskiej, a nie polskiej perspektywy. Na imprezach „Russian Party” bawi się coraz liczniejsza młodzież, spotyka się też w pubach i na wspólnym oglądaniu meczów piłkarskiej reprezentacji Ukrainy. Najłatwiej jest tych wszystkich ludzi i miejsc nie dostrzegać, dopóki nie zaczną przeszkadzać.

Trzecia grupa Ukraińców w Polsce jest już od lat. To tania siła robocza. Zagonieni, często z jednym wolnym dniem w tygodniu i 12-godzinnym dniem pracy. Bez umów o pracę, bez ubezpieczenia. Ich znajomość języka polskiego wystarcza do wykonania pracy fizycznej. Ich znajomość kultury polskiej kończy się na tym, że „w święto Pan kazał pracować tak, żeby sąsiedzi nie widzieli, bo w święto nie wolno”. I „Pan” tutaj pisze się tylko i wyłącznie wielką literą, bo „polski Pan” kojarzy się wielu Ukraińcom tak samo, jak dawniej. Dla Polaków spotkanie ze sprzątaczką czy robotnikiem to często jedyny kontakt ze wschodnim sąsiadem – głupim, tanim i „nielegalnym”. Czy można tu mówić o jakimkolwiek porozumieniu czy dialogu międzykulturowym?

***

Kiedy piszę o tych dwóch równoległych światach, ukraińskim i polskim, przypominam sobie mroźne wieczory w Warszawie ostatniej zimy. Kiedy wielu Polaków przychodziło na manifestacje Ukraińców. Niektórzy – codziennie. Przypominam sobie Polaków, którzy przynosili ciepłe jedzenie. Czy przez ukraiński Majdan dwie sąsiednie, pokrewne kultury w końcu poznały siebie nawzajem? Czy raczej przedłużający się kryzys na Ukrainie spowoduje, że Polacy będą mieli w końcu dość Ukrainy i samych Ukraińców? Przez dwa lata nauczyłam się tylko tyle, jak bardzo różni są Polacy i różni Ukraińcy. Może to jest pewien punkt wyjścia do dalszego dialogu, w sytuacji, na którą żadna ze stron nie była przygotowana.