Zaprzeczanie realności ocieplenia klimatu wywołanego działaniami ludzi jest ulubionym fetyszem prawicy. Odpowiednikiem na lewicy jest straszenie GMO. Tymczasem z punktu widzenia nauki wątpliwości nie ma – średnia temperatura globu rośnie i jest to skutek działań człowieka.
Mit 1: Ocieplenie klimatu ma wyłącznie negatywne skutki
Co ciekawe jednak, jak dotąd ocieplenie klimatu przynosi więcej korzyści niż szkód i to nie tylko ekonomicznych (wzrost kosztów klimatyzacji jest znacznie mniejszy niż spadek kosztów ogrzewania), ale także ekologicznych. Zaobserwowano chociażby szybszy przyrost powierzchni lasów, jako że roślinności sprzyja zarówno wyższa temperatura, jak i większa dostępność dwutlenku węgla. Także anomalie pogodowe, jakimi straszą ekolodzy, nie są aż tak częste, jak można by się spodziewać – bieżąca dekada należy do najspokojniejszych pod tym względem. Oczywiście korzyści i koszty nie rozkładają się równomiernie. Europa i –mówiąc ogólniej: kraje naszej szerokości geograficznej są jednymi z największych beneficjentów tych zmian.
Taki stan rzeczy nie utrzyma się jednak w nieskończoność. Szacunki pokazują, że korzyści będą przeważać przy wzroście temperatury o jeszcze jeden stopień. Później będzie już gorzej – w jakiej skali i jak szybko nastąpi odwrócenie proporcji, to wciąż niewiadoma. Zaburzenie systemu klimatycznego może wywołać daleko idące i gwałtowne konsekwencje. Jako że żyjemy w warunkach wielkiej niepewności, działania ostrożnościowe wydają się jak najbardziej na miejscu. Jednak ta sama niepewność, która z logicznego punktu widzenia skłania do daleko posuniętej ostrożności, jest także używana jako argument przeciw ograniczaniu emisji dwutlenku węgla – bo skoro nie wiadomo, co się może zdarzyć, być może nie zdarzy się nic złego.
Mit 2: Wymuszenie ograniczenia emisji spowoduje, że polska gospodarka stanie się innowacyjna
To argument pokrewny poglądowi, że znaczące podniesienie płacy minimalnej zmusi przedsiębiorców do większej innowacyjności i wydajności, jako że będą musieli budować przewagę konkurencyjną swoich przedsiębiorstw na innych podstawach niż tania siła robocza. Nie zapominajmy, że istnieje druga alternatywa – zamknięcie firmy. Zbyt duży nacisk na ograniczenie emisji może stać się strategią analogiczną do propozycji rozstrzelania wszystkich chorujących na grypę w celu podniesienia odporności w populacji. Skuteczne rozwiązanie, ale jego koszt jest zaporowy.
Zbyt duży nacisk na ograniczenie emisji może stać się strategią analogiczną do propozycji rozstrzelania wszystkich chorujących na grypę w celu podniesienia odporności w populacji. | Tomasz Kasprowicz
Odebranie ludziom możliwości korzystania z podstawowych dóbr powoduje wzrost innowacyjności. Nikt nie rozumie tego lepiej niż Polacy, ale doskonale wiemy również, jak bywa to niewygodne. Brak podkładek pod śruby powodował kreatywne wykorzystanie jednozłotówek, brak papieru toaletowego wywołał dodatkowy popyt na Trybunę Ludu. Niestety, wynalazki nie zawsze przychodzą wtedy, gdy chcemy je „wywołać”.
Czy zatem ograniczenie spalania paliw kopalnych wymusi na nas innowacyjność w zakresie energetyki? Oczywiście. Czy ta innowacyjność przyniesie nowoczesne technologie i rozwiązanie problemów energetycznych? Wątpliwe. Wiele firm dziś korzystających z taniej energii pozyskiwanej m.in. z węgla – upadnie. Pozostaje pytanie, czy w miejsce bankrutów powstaną nowoczesne przedsiębiorstwa, zastępując utracone miejsca pracy. Jeśli się to uda, Europa może znowu stać się liderem świata, jeśli nie – może stać się pariasem. Już teraz przemysł ucieka tam, gdzie praca i energia są tańsze, czyli do Azji i USA. Dołożenie dodatkowych obciążeń może doprowadzić do technologicznego przełomu, ale bardziej prawdopodobnym skutkiem jest wyłącznie wzrost cen energii.
Na ocenę efektów polityki klimatycznej nie będziemy musieli zapewne zbyt długo czekać. Najbliższa dekada będzie czasem powolnego załamywania się systemów emerytalnych w całej Europie. Koszty tych procesów będą gigantyczne i jeśli do tego czasu polityka klimatyczna nie przyniesie pozytywnych skutków gospodarczych, Unia najpewniej wycofa się z „zielonych” zobowiązań.
Mit 3: Pakiet klimatyczny wymusi na Polsce gigantyczne inwestycje w infrastrukturę energetyczną, co doprowadzi do wzrostu cen prądu
Polska infrastruktura energetyczna jest poważnie zaniedbana. W ostatnich latach dokonano jedynie kilku większych inwestycji w bloki energetyczne, choć popyt na prąd niezmiennie rośnie. Planowana budowa elektrowni jądrowej, jeśli dojdzie do skutku, zajmie nawet dziesięć lat. Tymczasem linie przesyłowe są w opłakanym stanie. Szacunki wskazują, że ich modernizacja przyniosłaby spadek strat przesyłowych większy niż możliwości produkcyjne nowej elektrowni jądrowej, a pochłonęłaby znacznie mniej środków. Zatem gigantyczne inwestycje w energetykę czekają nas tak czy inaczej. Polityka klimatyczna może co najwyżej wpłynąć na ich strukturę. Dofinansowanie produkcji prosumenckiej (dziś prawie nieistniejącej) contra rozbudowa wielkich elektrowni – oto dylemat, przed jakim stoimy.
Polska infrastruktura energetyczna jest poważnie zaniedbana, a więc gigantyczne inwestycje w energetykę czekają nas nieuchronnie. Polityka klimatyczna może co najwyżej wpłynąć na ich strukturę. | Tomasz Kasprowicz
Nie można też zapominać, że odnawialne źródła energii są nie tylko droższe, ale przy szerszym stosowaniu także nieekologiczne (a przed stu laty samochody były entuzjastycznie przyjmowane przez obrońców środowiska jako antidotum na góry końskiego łajna zalegające w miastach). Farmy wiatrowe okazują się maszynami do zabijania ptaków, ogniwa fotowoltaiczne wymagają pierwiastków ziem rzadkich, których wydobycie rujnuje przyrodę, zaś tamy na rzekach zaburzają ekosystem. Wydaje się, że każde masowe rozwiązanie staje się ekologicznym problemem.
Mit 4: Wynegocjowane warunki nie nakładają na nas żadnych nowych obciążeń
Wczytując się w wypowiedzi naszych polityków wygłoszone po szczycie klimatycznym w Brukseli, można odnieść wrażenie, że wielu za punkt honoru stawia sobie emisję coraz większej ilości zanieczyszczeń. Sukcesem Ewy Kopacz ma być to, że możemy emitować tyle dwutlenku węgla, ile dotychczas. To marne pocieszenie i złudny sukces, bo dostęp do darmowych emisji oraz dodatkowych funduszy ograniczone jest do najbiedniejszych krajów Unii. Dziś takim jesteśmy, ale w perspektywie roku 2030 wcale tak być nie musi, zwłaszcza w kontekście ciągłych problemów europejskiego Południa. Nasz stabilny i umiarkowany wzrost może wystarczyć na dogonienie peletonu, w czasie gdy wielu zamiast przeć do przodu – cofa się. Rachunek za politykę energetyczną przyjdzie zatem do nas prędzej czy później.
***
Jakie z tego wszystkiego płyną wnioski? Polityka Unii Europejskiej, choć ambitna, będzie miała minimalny wpływ na światowy klimat. Liczą się najwięksi emitenci, ci zaś nie mają zamiaru rezygnować ze spalania paliw kopalnych. Koszty wynikające z ograniczenia emisji są zaś całkiem realne i niebanalne dla tracącej konkurencyjność Europy. Liczenie na cudowny wynalazek wymuszony administracyjnymi ograniczeniami to gra na loterii, wiemy zaś, jak często udaje się trafić szóstkę. Polskie stanowisko dość rozsądnie stara się niwelować koszty, jednocześnie nie stosując drastycznych metod – takich jak weto, które skutecznie izolowałoby nas w europejskiej polityce. Nie chcemy być outsiderem. Jak zaś potoczą się dalsze losy polityki klimatycznej, pokaże czas, który udało się kupić Ewie Kopacz, bo właśnie ów czas jest jej najcenniejszą zdobyczą. Przez najbliższych kilka lat możemy dość bezpiecznie przyglądać się z boku, powoli modernizując nasza energetykę.