W większości z 11 miast, w których kandydowały organizacje zrzeszone w Porozumienie Ruchów Miejskich, uzyskały one dwucyfrowe wyniki i wprowadziły do rad miasta po kilkoro radnych. W większości miast ruchy miejskie odnotowały również znacznie wyższe poparcie niż SLD, stając się realnie trzecią siłą w miastach. O tym, że zaczęła się pewna nowa epoka, świadczą jednak przede wszystkim dwa sukcesy ruchów miejskich. Pierwszy ma charakter symboliczny i dotyczy warszawskiego Śródmieścia, w którym stowarzyszenie Miasto jest Nasze uzyskało aż pięć mandatów. Wiadomo przy tym, że warszawskie Śródmieście nie jest zwykłą dzielnicą, ale wspólnotą mieszkańców, którzy wspólnie zamieszkują najdroższą połać ziemi w Polsce. Rządzący dotychczas Śródmieściem burmistrz Wojciech Bartelski, który odmawiał spotykania się z aktywistami nawet w dyskusjach telewizyjnych, odchodząc ze stanowiska, przymilnym tonem mówi, że „Platforma Obywatelska przygotowuje konkretną propozycję programową dla Miasto jest Nasze”. Ponieważ ruchy miejskie nie są zainteresowane handlowaniem stanowiskami, ale realizacją programu, lokalne struktury PO mają trzy możliwości działania. Mogą radykalnie zmienić strategię w Śródmieściu i zaakceptować najważniejsze punkty programu aktywistów, całkowicie oddać władzę w dzielnicy lub też wejść w bezprecedensową koalicję z PiS.

Jednak o początku nowej epoki, czego warszawocentryczni dziennikarze zdają się jeszcze nie dostrzegać, świadczy przede wszystkim bezprecedensowy sukces ruchów miejskich w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie kandydat komitetu Ludzie dla Miasta wygrał wybory w pierwszej turze i wprowadził do rady miasta 7 radnych. W ten sposób, po raz pierwszy w historii, jedno z polskich miast będzie praktycznie „samo-rządzone” przez ruchy miejskie. Jako że w sukces Gorzowa od początku zaangażowani byli nie tylko lokalni aktywiści, ale ruchy miejskie z miast zrzeszonych w Porozumieniu Ruchów Miejskich, którzy deklarują dalsze wsparcie we współtworzeniu polityki miejskiej nowej jakości, miasto prawdopodobnie stanie się w najbliższych latach swoistym laboratorium, w którym wypracowywane będą nowe rozwiązania i nowe sposoby myślenia o polityce miejskiej w ogóle.

O tym, że będzie to polityka inna niż dotychczasowe quasi-plemienne koalicje partyjne świadczy styl zwycięskiego Jacka Wójcickiego, który wcześniej przez osiem lat z sukcesem zarządzał sąsiadującą z Gorzowem gminą Deszczno. Chociaż gdy zostawał (wtedy najmłodszym w Polsce) wójtem miał w radzie tylko dwóch „swoich” radnych, już kilka tygodni później miał za sobą większość, którą przekonał swoim programem, bez wchodzenia w typowe partyjne alianse. To ważne przede wszystkim dlatego, że to właśnie „małżeńskie” koalicje między partiami zazwyczaj zamieniają radnych w bezwolne maszynki do głosowania, gdyż o tym, co mają poprzeć, decydują nie ich przekonania, ale partyjna umowa.

O tym, że polityka miejska wychodząca poza plemienne myślenie w kategoriach„my–oni” jest prawdziwie nowa, świadczy także niezrozumienie dziennikarzy, którzy w komentarzach i pytaniach powyborczych kierowanych do aktywistów słabo radzą sobie ze zrozumieniem dwóch podstawowych faktów, z perspektywy ruchów miejskich będących po tych wyborach oczywistością.

Po pierwsze, nie wykluczamy żadnego koalicjanta, jeśli tylko będzie to koalicja prawdziwie programowa, a nie oparta na handlowaniu stanowiskami politycznymi i pozorowanych działaniach. W każdej partii obok politycznych lichwiarzy znaleźć można radnych z prawdziwego zdarzenia, których nie będziemy oceniać po etykietce. Po drugie, porównując wyniki z różnych miast i zastanawiając się, czy jeden radny w Poznaniu lub siedmiu radnych w Raciborzu to sukces czy porażka, dziennikarze kompletnie nie rozumieją, że wygrana w Gorzowie jest również sukcesem aktywistów z Płocka, Świdnicy czy Krakowa – tak jak kiedyś sukces Porto Alegre był ważny w całej Brazylii, a później wyznaczył sposoby myślenia o polityce miejskiej na całym świecie. To w Gorzowie Wielkopolskim, tej nowej stolicy ruchów miejskich, może się wydarzyć coś naprawdę nowego – tu, a nie na wyłożonych kostką Bauma betonowych stepach, po których chodzą ostatnie samorządowe dinozaury.