W domu tylko po niemiecku – tak w skrócie można streścić propozycję legislacyjną bawarskiej Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU). Zgodnie z pomysłem osoby zamierzające pozostać w Niemczech na stałe miałyby być „zachęcane do mówienia po niemiecku zarówno w przestrzeni publicznej, jak i w gronie rodzinnym”. Inicjatywa spotkała się z ironicznym przyjęciem w innych landach: dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” wytknął złośliwie bawarskim pomysłodawcom, że ich własny akcent bywa niezrozumiany poza ojczystym landem. W podobnym tonie odezwał się „Die Zeit”, który zadał pytanie, czy bawarski to jeszcze język niemiecki. Również Angela Merkel delikatnie zdystansowała się w poniedziałek od propozycji bawarskich konserwatystów, którzy chcieliby decydować o tym, w jakim języku rozmawiają w domu imigranci. Kanclerz podkreśliła jednak zdecydowanie, że dobra znajomość języka niemieckiego jest podstawą udanej integracji.
Wobec tak nieprzychylnego przyjęcia bawarska CSU zmodyfikowała swój postulat wysuwany pod adresem imigrantów. „Ten, kto chce zamieszkać tutaj na stałe, powinien być zachęcany do posługiwania się niemieckim na co dzień” – brzmi nowa wersja tego zapisu przedstawiona w poniedziałek przez sekretarza generalnego CSU Andreasa Scheuera w Monachium, o czym napisał m.in. portal magazynu „Focus”.
Propozycja bawarskich konserwatystów dobrze wpisuje się w nastroje antyimigracyjne, nasilające się coraz wyraźniej w państwach UE. Rządy poszczególnych krajów muszą walczyć o głosy ze skrajnymi ugrupowaniami ,takimi jak francuski Front Narodowy czy brytyjską Partię Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP). Niemcy są drugim pod względem popularności krajem na świecie obieranym jako cel migracji. Zgodnie z danymi Eurostatu z 2011 roku w Niemczech mieszka ponad 7 mln imigrantów, z czego ponad 4,5 mln urodziła się poza Unią Europejską. Liczba ta jednak wciąż wzrasta – według szacunków OECD Niemcy przyciągnęły w zeszłym roku ponad 450 tys. osób, a w bieżącym roku liczba ta prawdopodobnie będzie podobna.
*
Tymczasem imigranci napędzają niemiecką gospodarkę, o czym napisał przed dwoma tygodniami portal thelocal.de, opierający się o badania Fundacji Bertelsmanna. Wykazały one, że imigrant nieposiadający obywatelstwa Niemiec wpłacił średnio 3,3 tys. euro więcej do systemu świadczeń socjalnych niż z niego pobrał. Przyniosło to 22 mld euro zysku finansom Niemiec w 2012 roku. W ciągu poprzedniej dekady nadwyżka per capita wzrosła o ponad 50 proc., ustalili badacze. Autorzy raportu piszą, że wyniki ich badań są sprzeczne z dominującą w niemieckim społeczeństwie opinią, że 6,6 mln imigrantów obciąża system świadczeń socjalnych. W 2012 roku aż 66 proc. Niemców uważało, że imigranci są obciążeniem dla gospodarki kraju.
*
Ludowe władze Chin postanowiły ścigać podatkowych emigrantów do Stanów Zjednoczonych – podał m.in. „The Wall Street Journal”, powołując się na źródła w amerykańskiej administracji. Osoby na liście przekazanej USA przez rząd w Pekinie mają chińskie nazwiska, ale nie jest jasne, czy wszystkie są obywatelami Chin. „Większość z nich jest powiązana z przestępstwami korupcyjnymi lub nadużyciami finansowymi. Natura przestępstw, o które są oskarżani, dowody w sprawie i miejsce ich pobytu nie są dokładnie wskazane” – podał informator proszący o zachowanie anonimowości. Jednak polowanie na (domniemanych) podatkowych przestępców jest utrudnione choćby z tego względu, że te dwa państwa nie mają podpisanej umowy ekstradycyjnej. Prawdopodobnie większym problemem jest jednak brak przekonujących dowodów wśród materiałów przekazanych stronie amerykańskiej. Zdaniem przedstawiciela władz w Waszyngtonie, cytowanego przez Reutersa, kwestia umowy ekstradycyjnej nie jest obecnie rozważana ze względu na związane z tym komplikacje prawne i prawdopodobny sprzeciw Kongresu. Osoby z listy podejrzanych o korupcję mogłyby zostać skierowane do Chin w ramach repatriacji imigrantów lub stanąć przed sądem w USA, jeśli znajdzie się dość dowodów na to, że ich działania były sprzeczne z amerykańskim prawem. Możliwa byłaby również konfiskata nielegalnie zdobytego majątku.
Operacja „polowanie na lisy”, jak nazwano zorganizowaną walkę z korupcją również poza granicami kraju, opisała na łamach „Kultury Liberalnej” Katarzyna Sarek. Rozpoczęta w lipcu kampania nie przyniosła na razie oczekiwanych rezultatów. I choć dotychczas ok. 400 podejrzanych o przestępstwa finansowe wróciło do kraju – jak podała chińska agencja prasowa Xinhua – to pamiętać trzeba o olbrzymiej skali tej patologii w Państwie Środka. Według oficjalnych danych w samym 2011 roku z Chin uciekło ponad 1,5 tys. urzędników z oszczędnościami wartymi 8 mld dolarów.
Państwa zachodniej demokracji unikają przekazywania przestępców podatkowych Chinom ze względu m.in. na stosowane tam tortury, a także karę śmierci ferowaną również w sprawach podatkowych.