kajtek-i-mis_okladka

Kajtek i Miś zamieszkali w naszym domu przed miesiącem. Powitanie było chłodne jak listopadowe popołudnie. Przesyłkę adresowaną ręką Pani Redaktor otwierałyśmy z córką  – jak zawsze – z nieukrywaną radością, podszytą nutką ciekawości. Nasz entuzjazm trwał nadal, kiedy z koperty wydobywałyśmy zgrabną książeczkę w twardej okładce, przedstawiającej schowanych pod parasolem chłopca i misia, najwyraźniej bardzo czymś zaabsorbowanych. Podczas gdy radość latorośli rosła w miarę przeglądania kolejnych stron, mnie dopadło jednak zwątpienie: „Przecież tu jest tylko tekst! Dużo tekstu i zaledwie kilka czarno-białych ilustracji! To chyba poczytamy za 3 lata!”.

Niechętnym wzrokiem omiotłam książeczkę i odłożyłam ją na nocną szafkę, nie wiedząc dobrze, po co ją tam kładę. Wieczorem już sięgałam po ukochaną i niezawodną „Pchłę Szachrajkę”, kiedy ciekawy nowości mąż postanowił dać szansę „Kajtkowi i Misiowi” i zaczął czytać pierwsze z zawartych w książce opowiadań. Nasze początki z „Kajtkiem i Misiem” były trudne i przez pierwszy tydzień udało nam się przebrnąć zaledwie przez jedną historię. Córka, przyzwyczajona do bogato ilustrowanych książeczek, nie mogła skupić swojej uwagi tylko i wyłącznie na opowiadanej historii. Jednak urok Kajtka i jego Misia oraz triki czytającej mamy polegające na dopowiadaniu tych szczegółów opowieści, które mogą być trudne do zrozumienia dla świeżo upieczonąejdwulatki, w końcu przyniosły upragniony efekt. Dziś „Kajtek i Miś” jest naszą stałą wieczorną lekturą i szybko nie ustąpi miejsca żadnej innej.

„Kajtek i Miś” Jujji Wieslander to zbiór opowiadań o przygodach kilkuletniego chłopca (w wieku przedszkolnym), jego towarzyszki zabaw – Tosi i nieodłącznego kompana w zasypianiu – Misia. Miś nie potrafi mówić. Autorka, chyba z szacunku dla inteligencji małego czytelnika, nie nadała mu też żadnych cech nadprzyrodzonych. To everymiś, taki, jakiego znajdziemy go w każdym dziecięcym pokoju, a jednak zajmujący w życiu Kajtka bardzo ważne miejsce – jest powiernikiem, słuchaczem i przyjacielem i rozumie wszystkie emocje chłopca i sposób, w jaki odbiera otaczający świat i zachowania innych ludzi. W opowiadaniach pojawia się także mama Kajtka, która jednak, jak przystało na postać drugoplanową, bardzo rzadko ingeruje w przebieg zdarzeń.

Każde z piętnastu opowiadań zawartych w książce zaczyna się bezpośrednim zwrotem do czytelnika i klarowną informacją o podejmowanym temacie, a potem  płynnie przechodzi w narrację. Natomiast na końcu każdej historyjki Kajtek opowiada swoimi słowami wtulonemu w niego Misiowi o tym, co mu się przydarzyło, po czym razem zasypiają. Autorem ilustracji jest Olof Landström, i choć są one oszczędne i czarno-białe, dają pole do popisu dziecięcej fantazji, która pokoloruje je sama.

Narracja obfituje w dialogi między uczestnikami zdarzeń, co w przypadku młodszych dzieci może utrudniać zrozumienie fabuły. W kolejnych częściach opowieści snutej przez Wieslander poznajemy Kajtka i jego codzienność. Chłopiec szuka odpowiedzi na tak frapujące pytania, jak: czy da się wbiec na drzewo? jak pogodzić się ze stratą? jak najszybciej nauczyć się liczyć? czy warto mieć tajemnice? czy można się dobrze bawić na złomowisku? Jak się okazuje, ta codzienność może być niesamowicie fascynująca i pouczająca. Fascynująca, bo przygody Kajtka to przygody naszych dzieci, a to co w nich fascynujące, to odkrywanie świata – coś, co my dorośli zdajemy się mieć już za sobą. Pouczająca, bo Kajtek mówi językiem naszych dzieci i otwiera nas dorosłych na świat widziany ich oczyma i odczuwany przez pryzmat ich emocji.

Dla mnie książka Wieslander jest pouczająca z jeszcze jednego powodu – być może to szwedzki model wychowywania dzieci, a może mądrość autorki uświadomiły mi, że obowiązkiem rodzica (mimo obaw i przemożnej potrzeby chronienia) jest pozwolić dziecku odkrywać świat na własną rękę i czasem „wbiec na drzewo”, a następnie z niego… spaść. Inspiracją jest dla mnie mama Kajtka, która zamiast wyręczać, obsługiwać, nadmiernie chronić i tym samym ograniczać swoje dziecko pozwala mu na bycie samodzielnym – nawet kosztem drobnych zadrapań i skaleczeń czy przemoczonych w kałuży butów. Mogę stwierdzić, że poniekąd wniosła ona moje rodzicielstwo na kolejny poziom dojrzałości.

Na koniec warto wspomnieć o autorce „Kajtka i Misia”. Jujja Wieslander jest członkinią Szwedzkiej Akademii Literatury Dziecięcej, autorką książek i piosenek dla dzieci, które w Szwecji swoją popularność zdobyły już w latach 80. XX. wieku. W Polsce pisarka jest znana przede wszystkim z serii książek o Mamie Mu i Panu Wronie. Myślę, że tych, którzy zetknęli się z tą parą nie trzeba namawiać, by sięgnęli po nowość wydawniczą poznańskich Zakamarków – i tak to zrobią. Wiele z opowiadań Jujji Wieslander, które do śmierci męża Tomasa (w 1996 r.) opracowywała we współpracy z nim, zostało zaadaptowanych na potrzeby dziecięcych audycji radiowych.

Marzy mi się polskie słuchowisko, w którym przygody Kajtka i Misia wzbogacone byłyby o efekty dźwiękowe. Póki co czekam na zapowiedzianą kontynuację przygód Kajtka w postaci książki „Kajtek i Tosia”.

 

Książka:

„Kajtek i Miś”, Jujja Wieslander, Tomas Wieslander, ilustr. Olof Landström, tłum. Agnieszka Stróżyk, Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2014.

 

Rubrykę redaguje Katarzyna Sarek.