Czytaj także wersję ukraińską [link].


 

Kiedy społeczeństwo na nowo uczy się mówić, w jego słowniku zaczyna brakować słów. Kiedy nowe słowa stanowią zagrożenie dla starych mówców, na pomoc przychodzi interpunkcja. Są cudzysłowy, by tłumaczyć się z tego, że nie nazywamy rzeczy po imieniu. Są nawiasy, by schować w nich wszystko, czego się wstydzimy.

Na przykład przebój ostatnich dni – „dzień ciszy”. Po „porozumieniach mińskich”, ogłoszono „zawieszenie broni” i stąd „dzień ciszy”. „Porozumienia” są oczywiście w cudzysłowie – bo jak można inaczej, skoro nikt ich nie dotrzymuje? „Zawieszenie broni” też, bo trudno wytłumaczyć, dlaczego podczas takiego zawieszenia ginie więcej osób niż podczas walk. Chyba wszystko przez te „porozumienia”. Te z cudzysłowu, oczywiście. A ludzie co prawda giną i marzną, ale już poza cudzysłowem.

Popularne marki to „LNR” i „DNR”, razem z ich „ministrami”, „ministerstwami” i „referendami” – też kiedyś pisanymi w cudzysłowie. Czasami dodawano do nich nawet „tak zwani” czy „tak zwane”. Ale teraz każda dodatkowa słowna czy interpunkcyjna konstrukcja to ból dla oczu czytelnika. Więc LNR, DNR ze wszystkimi ich spontanicznymi aktywnościami uwalniają się z kajdan cudzysłowów i stają się pełnoprawnymi członkami merytorycznego dyskursu. I wydeptują sobie miejsce w świecie realnym. Nie wierzycie? Przypomnijcie sobie Krym. Tam kiedyś też były „tak zwane władze” i „referendum”.

Do słownika terminów pisanych „ironicznie” spieszą reformy. Sławni ukraińscy kamikadze przeżyli jedne wybory i szykują się do następnych. Gdzie tam, nie im do reform! W to samo miejsce zmierza lustracja. Wielcy ukraińscy lustratorzy zawiedli na etapie ustawodawczym. Powodów do ukręcenia projektom głowy jest więcej niż ewentualnych korzyści. Do cudzysłowu mogą trafić również „walka z korupcją”, „decentralizacja” i wiele innych wielkie słówka z programów wyborczych. To tylko kwestia czasu i kuluarowych rozgrywek.

Gorsze jednak od nadużywania cudzysłowu jest zastąpienie po cichu jednych pojęć innymi. Jak na przykład z operacją antyterrorystyczną ATO. ATO – to coś takiego, co ktoś obiecał zakończyć za kilka dni. Ale – to było przed wyborami. Operacja antyterrorystyczna nieco się przedłużyła i potrwa co najmniej do wiosny. W ukraińskich kuchniach nazywają to wojną. A w telewizji – ATO. W podręcznikach historii też pewnie napiszą, że kilka tysięcy ochotników zginęło, walcząc z chuliganami w niestabilnym politycznie regionie.

Podczas gdy elity bawią się z cudzysłowem, z nawiasami bawią się zwykłe szaraki. W nawiasach są wszystkie tematy, na wspominanie o których brakuje już sił.

Ci z Doniecka raczej nie wspominają o działaniach wojennych. „Tak, każdej nocy słyszymy jak strzelają, nawet całkiem niedaleko” – mówią ci, którzy zostali na ukraińskim pograniczu. „Rodzice zostali w DNR, Donieckiej Republice Narodowej, ale mają swój biznes, jakoś żyją” – mówią ci, którzy sami wyjechali. I zmieniają temat. Denerwują się, nie wiedząc, jak cokolwiek zmienić. Wstydzą się, że muszą akceptować to, jak jest. I nie mówią nic więcej. W Charkowie milczą o tym, jak regularnie coś gdzieś wybucha, w Kijowie milczą o regularnych groźbach zamachów w metrze. W mieszkaniach na całej Ukrainie staje się coraz zimniej i coraz częściej ciemno. Jedyna reakcja – pokora i akceptacja.

Apel o darowizny na rzecz żołnierzy rozbrzmiewający w stołecznym supermarkecie robi wrażenie tylko za pierwszym razem. Później dziwnie upodabnia się do przekazów reklamowych dotyczących zniżek. Psychika wypiera wszystko, czego nie możemy zmienić lub wytłumaczyć. Innymi słowy, pisze sobie wszystko w nawiasach.

Poza wszelkimi nawiasami natomiast pozostaje połączenie żółtego z niebieskim. Ukraińskie miasta opanowały narodowe flagi. Mieszkańcy wieszają je w oknach i na balkonach, kierowcy – naklejają na zderzaki, prezydenci miast – eksponują w centralnych alejach. Jakby niepodległość odzyskano w 2014, a nie w 1991 roku. W przeciwieństwie do wojny, wybuchów, głosowań, żółto-niebieski nie wywołuje pytań. Kto pierwszy tę tendencję zauważył? Biznes. Flaga narodowa zdominowała wizualną przestrzeń reklamową. Także patriotyczne slogany zawładnęły marketingową narracją. To zjawisko świetnie ilustruje nowy i mocno promowany design karty kredytowej banku należącego do pewnego znanego oligarchy: na żółto-niebieskim tle słowa: „Sława Ukrainie – Bohaterom sława”. Oko cieszy? – Cieszy. Się sprzedaje? – Tak!

Co się nie sprzedaje to dobry humor. W przerwie między kronikami wojskowymi i doniesieniami o świeżych skandalach politycznych telewizja pokazuje parodie króla rosyjskiej propagandy czy „legitymnego”. W kolejce za najtańszymi lekami ludzie opowiadają anegdoty o „głupich małpach z bronią w łapach”. A skoro Ukraińcy mają jeszcze siłę, by wyśmiewać swoje niespokojne czasy – na pewno je przetrwają.