Wybór Magdaleny Ogórek na kandydatkę SLD w wyborach prezydenckich przyjąłem z zafrasowaniem. Wcześniej wydawało się, że ugrupowanie zmierza pewnym krokiem do swojego końca. Tymczasem znienacka partia wystawiła na prezydenta kandydatkę młodą, niedoświadczoną w polityce i w dodatku nieskonfliktowaną z Kościołem. Wszystko to mogło oznaczać, że – po pierwsze – należy znów docenić polityczną sprawność Leszka Millera. Po drugie, że przy dobrze pomyślanej kampanii SLD zostanie poddane reanimacji. Ogórek uzyska nawet kilkanaście procent w wyborach, a partia będzie dzielnie trwać i uchylać się od pożegnania z parlamentem.

Moje zmieszanie trwało raptem kilka dni. W niedzielę 18 stycznia Magdalena Ogórek po raz pierwszy zaprezentowała szerzej swoje poglądy na politykę. Padło wiele bon motów, ale jeżeli ktoś spodziewał się, że będą to poglądy lewicowe oraz gruntownie przemyślane, z pewnością został zaskoczony. Oto kilka przykładów.

(1) Według Ogórek, „prawo musi być proste dla obywatela, a nie palestry, dlatego prawo należy napisać od nowa”. Jest to postulat osobliwy nie tylko ze względów czysto technicznych, ale też dlatego, że Polska cierpi raczej z powodów odwrotnych – prawo i jego urzędowe interpretacje zmieniają się zbyt często. Tymczasem systemowi prawnemu sprzyja stabilność i przewidywalność, szczególnie gdy jest obrośnięty praktyką i orzecznictwem sądowym, a także częściowo uwarunkowany szerszym kontekstem. Polskie regulacje są też bowiem w dużej mierze zależne od prawa Unii Europejskiej – czy je także należy napisać od nowa? Nieznacznie tylko pociesza fakt, że nie trzeba byłoby zaczynać od zera, ponieważ – jak wyraziła się kandydatka SLD – „te paragrafy, które są spójne, transparentne i konieczne, należy skopiować”.

(2) Ale propozycje Ogórek idą jeszcze dalej. Niektórzy nie będą musieli owego prawa nawet przestrzegać. Kandydatka SLD chciałaby bowiem „znieść jakąkolwiek karalność wykroczeń gospodarczych przez pierwsze dwa lata działalności gospodarczej dla osób poniżej 25. roku życia”. Jest to wsparte bardziej ogólnym naciskiem na zagadnienie warunków prowadzenia firm. Ogórek postuluje obniżenie podatku CIT (podatku dla firm) do 15 proc., chce także „znieść wszelkie możliwe zakazy prowadzenia działalności gospodarczej”.

Są to postulaty zastanawiające, skoro stawka CIT w Polsce wynosi wyraźnie poniżej unijnej średniej, osoby lepiej zarabiające płacą efektywnie niższe podatki niż te mniej zamożne, a kwestie regulowania działalności gospodarczej lepiej rozpatrywać w kategoriach rozwiązań optymalnych dla wybranych celów, nie zaś w terminach maksimum lub minimum ograniczeń. Można by odnieść wrażenie, że Ogórek za wzór stawia sobie raczej azjatyckie tygrysy, znane z szerokich swobód gospodarczych i niewielkich zabezpieczeń społecznych, niż państwa skandynawskie, często stawiane przez lewicę za modelowe.

(3) To jednak nie koniec. Zdaniem kandydatki SLD, błędnie pojmujemy choćby cele kształcenia uniwersyteckiego. Wskutek tego mamy „młodzież po studiach, często z bezużytecznymi dyplomami, która nie jest w stanie obsłużyć kas w hipermarketach”. Ogórek nie musi właściwie dodawać, że za jej prezydentury hipermarketów będzie dużo, dzięki niskim podatkom ceny w nich będą niskie, a ludzie będą dużo kupować. Szczególnie odmieni się sytuacja młodych (zatrudnionych chyba głównie na kasach w hipermarketach). Życie młodych bowiem „jest dzisiaj koszmarem”, ale wkrótce nie będzie – dzięki walce z umowami śmieciowymi. Ogórek zamierza obniżyć podatki tak, by „nikomu nie opłacało się zatrudniać na czarno”. Dlaczego jednak obniżka podatków ma skłonić pracodawców do rozdawania etatów zamiast wybierania tańszych, legalnych form zatrudnienia – nie wiemy.

Wiemy jednak, że jeżeli nie zrobimy tego wszystkiego, „będzie to zbrodnia na polskim narodzie”. Amen – chciałoby się dodać.

Jeżeli ktoś spodziewał się, że poglądy Magdaleny Ogórek będą lewicowe, z pewnością został zaskoczony. | Tomasz Sawczuk

Tak zatem prezentuje się lewicowy (sic!) program kandydatki SLD. Nie dziwi specjalnie, że po konferencji dziennikarze nie mogli zadawać pytań. W wypadku najważniejszych osób w państwie – a także osób pretendujących do ich zastąpienia – staje się to powoli standardem. Polscy politycy najwyraźniej kiepsko radzą sobie z wyjaśnianiem nam, obywatelom, meandrów swojego myślenia.

Magdalena Ogórek zamiast budować wizję dbającego o sprawiedliwość państwa dobrobytu postanowiła najwyraźniej zawalczyć o zawiedzionych rządzącą PO przedsiębiorców, w oryginalny sposób zapewniając zarazem, że pamięta też o ludziach młodych. Nie wyjaśniła jednak zupełnie, jak jej propozycje wpisują się w lewicową wizję społeczeństwa.

Cała sytuacja dowodzi tyle, że SLD rozchodzi się w szwach tak ideowo, jak i personalnie. Kandydaturę Ogórek wymyślono jawnie ad hoc. Wskazują na to pospieszne usuwanie zanadto konserwatywnych wpisów z jej bloga czy szeroka kontestacja jej nominacji, pochodząca z ośrodków pokrewnych SLD, jak choćby Unia Pracy. Pomysł Leszka Millera był tylko z pozoru makiaweliczny. Niedzielne wystąpienie Magdaleny Ogórek mogłoby więc być zgrabną mową pożegnalną na pogrzebie Sojuszu.

Są też ogólniejsze powody uzasadniające tę konstatację. Wszelkie próby odmłodzenia SLD są na dłuższą metę skazane na niepowodzenie. Na partii tej wydaje się ciążyć nieusuwalne piętno autorytarnego dziedzictwa jej twórców. Wszelka lewica jest zaś dziś z ducha antyautorytarna i potrzebuje zupełnie innej energii.

Energii tej w ogóle nie widać w partiach parlamentarnych. Kiedy szef SLD ignoruje wagę tajnych więzień CIA na terytorium Polski, Janusz Palikot nasłuchuje proroctw hinduskiego guru. Dlatego nie sposób przewidzieć, czy kolejne propozycje zgłaszane przez Sojusz będą miały coś wspólnego z lewicą, zaś to, co Palikot zapowie jednego dnia – od przyjaznego państwa, przez budowanie fabryk, po antyklerykalizm – następnego może odwołać. Przebudowywanie w trakcie rejsu statku, na którym płyną lewicowe ugrupowania parlamentarne, nie da więc wiele, skoro przybrał on kurs wprost na skalisty brzeg.

Właśnie dlatego nie mogę się doczekać skutecznych inicjatyw politycznych tak licznego – wydawałoby się – grona lewicowej młodzieży, potrafiącej z wprawą wypatrywać niedoskonałości polskiego kapitalizmu i kapitalizmu w ogólności. Nie wiem, czy takie inicjatywy w ogóle nadejdą. Wiem jednak dwie rzeczy. Po pierwsze, w debacie publicznej potrzebujemy rzetelnej krytyki społeczno-gospodarczej, pochodzącej od ludzi wyczulonych na zagadnienia sprawiedliwości społecznej. Po drugie, jeżeli młode pokolenie nie weźmie lewicowej polityki w swoje ręce, będziemy w dalszym ciągu raczeni co najwyżej marnymi parodiami lewicowego zaangażowania.