Szanowni Państwo,

Co roku tysiące studentów i pracowników polskich uniwersytetów z mieszaniną frustracji i rozczarowania wpatrują się w kolejny ranking międzynarodowych uczelni wyższych. Te polskie, nawet najlepsze, zajmują regularnie miejsce w czwartej setce. A co gdybyśmy zrezygnowali z podziału między rywalizującymi uczelniami i połączyli je, tak jak to się stało choćby w przypadku słynnego Massachusets Institute of Technology (MIT)? Może to położyłoby kres naszym zmartwieniom?

Ale to nie jedyny kłopot z polskim systemem szkolnictwa wyższego. Przyczyny wskazane już 100 lat temu przez  jednego z najwybitniejszych socjologów niemieckich Maxa Webera – nadmiar biurokracji, niepewność drogi zawodowej młodego uczonego, przeciętność uczelnianej kadry – powracają również w niekończących się debatach o kondycji polskiej akademii. W naszym systemie szkolnictwa źle czują się wszyscy. Od profesury po studentów; od sprzątaczek z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu po młodych doktorów bezskutecznie starających się o zatrudnienie czy pieniądze na badania.

W gąszczu głosów naukowców młodego, średniego i starszego pokolenia niełatwo jednak o całościową diagnozę sytuacji polskiego uniwersytetu. A problem rośnie – i to dosłownie. Zmiany czasów transformacji umożliwiły tworzenie niepublicznych szkół wyższych (ponad 300!) oraz rozwój studiów zaocznych i wieczorowych na uczelniach publicznych. W rezultacie liczba studentów wzrosła z 390 tys. w 1990 r. do 1 mln 764 tys. obecnie.

Skokowi tzw. wskaźnika skolaryzacji towarzyszyły jednak powracające zarzuty niskiej jakości kształcenia i badań na większości uczelni, chronicznego niedofinansowania, niedostosowania absolwentów do rynku pracy czy nieprzygotowania profesorów, dorabiających na uczelniach prywatnych do swoich podstawowych pensji. Rzeczywistością wielu uczelni stały się też niejasne procedury zatrudniania nowych pracowników czy hierarchiczna struktura, w której studenci i młodzi pracownicy nauki nie mają nic do powiedzenia.

Odpowiedzią na te bolączki miały być zmiany systemowe, których kulminacją były reformy wprowadzone przez minister Barbarę Kudrycką. Wraz z rosnącymi nakładami finansowymi (7,4 mld zł na naukę, 16 mld zł na szkolnictwo wyższe w budżecie na 2015 r. – nakłady na naukę to wciąż jednak tylko 0,42 proc. polskiego PKB), postępującym umiędzynarodowieniem polskich uczelni oraz boomem unijnych inwestycji infrastrukturalnych mieliśmy wprowadzić polską naukę w XXI w. Zdaniem rozlicznych krytyków, ich skutkiem był jednak wyłącznie wzrost władzy urzędników nad uniwersytetem poprzez bezsensowną „papierologię” i „punktozę” (zbieranie punktów za artykuły naukowe przypomina niektórym nabijanie punktów w programach lojalnościowych hipermarketów) oraz likwidacja stałych miejsc pracy i zastąpienie ich systemem kilkuletnich kontraktów.

Debata nad korektą nowego systemu trwa więc dalej. Jakim językiem mówić o zmianach na polskich uniwersytetach? Czy marzyć o polskim Oksfordzie, polskim MIT – czy stawiać raczej na kompleksowy system, wspierający również średniaków i mniejsze uczelnie stanowiące ważne, kulturotwórcze ośrodki w mniejszych miastach wojewódzkich? Jak wyjść naprzeciw oczekiwaniom pracodawców, zachowując jednocześnie tradycyjną formę uniwersytetu jako miejsca całościowego kształcenia człowieka? Jak otworzyć dostęp do pracy na uniwersytecie, nie skazując jednocześnie jego pracowników na permanentną niestabilność? Te pytania zadajemy w dzisiejszym numerze „Kultury Liberalnej”.

Prezes Polskiej Akademii Nauk Michał Kleiber twierdzi, że pierwszym krokiem do uzdrowienia szkolnictwa wyższego powinno być drastyczne ograniczenie liczby uczelni. Dziś w przeliczeniu na obywatela mamy 4 razy więcej szkół wyższych niż Niemcy czy Finlandia, ale ich poziom znacząco odbiega od zachodnich standardów. „Na liście wyzwań, które stoją przed szkolnictwem wyższym, konsolidacja uczelni jest numerem jeden. Numerem dwa jest zróżnicowanie misji. W przeciwnym razie nadal będziemy kształcić ludzi, którzy potem zwiększać tylko będą liczbę bezrobotnych”, twierdzi Kleiber. Pytanie tylko, czy polscy politycy i środowisko naukowe zgodzą się na tak drastyczne zmiany?

Na postępującą standaryzację oferty szkół wyższych zwraca uwagę także Marcin Kula, choć jego zdaniem problem nie dotyczy jedynie polskich uczelni. „W tej chwili cała nauka idzie w stronę standardu i przeciętności. To jest mcdonaldyzacja nauki. Zmierzamy w kierunku wytwarzania «produktów edukacyjnych», którymi, tak jak w McDonaldzie, nikt się nie zatruje, ale wielkiej uczty z tego nie ma”. Jak odwrócić ten trend?

W tym tygodniu przeczytacie Państwo także teksty Łukasza Jasiny i Moniki Helak.

 

Zapraszamy do lektury!

Redakcja

 


 

Stopka numeru:

Autorzy koncepcji Tematu Tygodnia: Łukasz Pawłowski, Monika Helak.

Współpraca: Michał Jędrzejek, Thomas Orchowski, Hubert Czyżewski.