Piotr Winczorek. Piotruś. Miałem niezwykłą okazję tak się czasami do niego zwracać i tak o nim mówić. I nie chodziło o podkreślanie długotrwałej zażyłej znajomości – miałem szczęście być intelektualnie „wyłowionym” przez Piotra jeszcze w czasie moich studiów, mój pierwszy tekst naukowy również pisany był pod jego egidą. Już za życia klasyk – współtwórca Konstytucji RP i jej znakomity komentator. Ale zdecydowanie autorytet nieszukający piedestałów i dlatego też w takim tonie piszę te parę pierwszych słów wspomnienia. Skromny, otwarty, ciepły, wyważony. Ta ostatnia cecha wyjątkowo go charakteryzowała i tak pasowała do „wychowawcy w prawoznawstwie” wielu roczników absolwentów Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, z którym od jego czasów studenckich był związany od 50. lat.
Bronił Konstytucji RP przed zmianami – rzecz jasna nie dlatego, że była mu bliska osobiście, ale dlatego, że uznawał powstającą praktykę konstytucyjną Rzeczypospolitej za bardzo cenną i wpisaną w to, co najlepsze w Europie i na świecie. Miał prawoznawczą pokorę rodem z anglosaskiej kultury prawnej wobec już utworzonego prawa i wiedzę o tym, że poprawianie sprawdzonego prawa jest niebezpieczne.
Nieustannie walczył o należne miejsce nauki o państwie w edukacji i praktyce społeczno-politycznej. „Walczył” to nie jest sformułowanie przesadne, bo w III RP z programów nauczania wyrzuca się przedmioty tylko dlatego, że funkcjonowały w PRL (ten los podzieliła m.in. filozofia). Tytuł niedawnej debaty „Kultury Liberalnej”: „Po co nam państwo?”. Dla Piotra była to jedna z ważniejszych kwestii – niech więc będzie naszym przewodnikiem w tej materii na długie lata.
Jego spokój nie oznaczał obojętności. Zapamiętam rozmowę z nim, gdy podejmowano decyzję o wysłaniu polskich wojsk do Iraku. Piotr był wtedy doradcą Prezydenta RP i właśnie rezygnował z tej funkcji. Zadzwonił do mnie. Mam w uszach jego wzburzenie: protestował – teraz wiemy: jakże proroczo! – przeciwko pochopności tej decyzji i przeciwko temu, że rezygnujemy z prawnych możliwości rozwiązywania ówczesnych dylematów, co jego zdaniem fatalnie wróżyło na przyszłość. Pochylony i wyglądający na znacznie starszego, był bardzo żywym i krytycznym obserwatorem, co tak było widoczne w jego oczach.
Był znawcą ogrodów kultury i cywilizacji: cenił muzykę klasyczną i wnikliwe historyczne syntezy. Pozwalał sobie przy tym na wypicie kilku piw. Pewnie i nie bez znaczenia było, że lubił Czechy i Czechów. Cenił ich ideologiczną wstrzemięźliwość i dystans do bieżących kłopotów. I kochał życie, mimo iż już w młodości jego zdrowie zostało mocno nadwątlone, co tak mu się dawało we znaki w ostatnich latach. Była to pamiątka jeszcze po czasach powojennych: wychowywaniu przez dalszą rodzinę w siermiężnych podwarszawskich warunkach.
Piotrze, pewnie z góry nam mówisz: pamiętajcie o ogrodach, pamiętajcie o państwie i pamiętajcie o Konstytucji.