Matka nie jest już tylko jedna. W dzisiejszym świecie dziecko może mieć nawet pięcioro rodziców – matkę genetyczną (np. anonimową dawczynię komórki jajowej), matkę biologiczną (np. surogatkę, która dziecko urodziła) i matkę adopcyjną (kobietę, która uzyskuje prawa rodzicielskie); do tego doliczyć trzeba genetycznego ojca (np. anonimowego dawcę nasienia) i ojca prawnego (który uznaje dziecko za „swoje”).

Od początku istnienia metody zapłodnienia in vitro narodziły się już tysiące dzieci, do których powstania przyczyniło się troje lub czworo osób – i tak, przykładowo, w sytuacji, w której mężczyzna okazuje się bezpłodny, para może użyć nasienia anonimowego dawcy oraz komórki jajowej kobiety. Scenariusz z piątką rodziców jest także wykonalny, ale mało prawdopodobny – w końcu atrakcyjność zapłodnienia in vitro polega właśnie na tym, że umożliwia ono całkowite lub częściowe pokrewieństwo z własnych dzieckiem, natomiast w scenariuszu z piątką rodziców ostateczni opiekunowie prawni nie są z dzieckiem spokrewnieni w żaden sposób – równie dobrze więc mogliby zdecydować się na tradycyjną adopcję.

W świetle polskiego prawa nie da się urodzić „cudzego dziecka”, ponieważ matką jest wyłącznie kobieta, która dziecko urodziła – nawet jeśli nie jest z własnym dzieckiem spokrewniona. | Emilia Kaczmarek

W dotychczasowych rodzicielskich kalkulacjach jedna rzecz pozostawała pewna – każde dziecko na świecie miało tylko dwoje genetycznych rodziców. To także jednak właśnie uległo zmianie.

Potrójni rodzice

Izba Gmin brytyjskiego parlamentu zalegalizowała „potrójne rodzicielstwo” – wykorzystanie metody zapłodnienia in vitro do tworzenia zarodków, które mają troje genetycznych rodziców: jednego mężczyznę i dwie kobiety. Skąd taki pomysł?

Nowa metoda zapłodnienia powstała jako remedium na choroby mitochondrialne – ciężkie choroby genetyczne dziedziczone wyłącznie po matce – i ma być dostępna tylko dla par obarczonych tą wadą genetyczną. Istnieją dwa warianty nowej metody. W obu do zapłodnienia pobiera się dwie komórki jajowe (jedną od przyszłej, obciążonej wadą genetyczną matki, drugą od zdrowej dawczyni). W pierwszym wariancie z komórki jajowej dawczyni usuwa się jądro komórkowe i zastępuje je jądrem komórkowym przyszłej matki. W jądrze komórkowym znajduje się zdecydowana większość materiału genetycznego. W ten sposób powstaje komórka jajowa wolna od wady genetycznej (chore mitochondria zostały w komórce jajowej właściwej matki), która zostaje następnie zapłodniona nasieniem przyszłego ojca. W drugim wariancie także dochodzi do zamiany jądra komórkowego, ale dopiero po zapłodnieniu obu komórek. W ten sposób z dwóch embrionów powstaje jeden – spokrewniony z trzema rodzicami.

Z perspektywy anonimowej dawczyni komórki jajowej trudno jednak mówić o rodzicielstwie – poczęte za pomocą nowej metody dziecko dziedziczy po niej zaledwie 0,1 proc. DNA. Na świecie żyje obecnie od 30 do 50 osób poczętych tą metodą, zanim jeszcze została prawnie uregulowana. Jedna z nich, amerykańska nastolatka Alana Saarinen, w udzielonym BBC wywiadzie stwierdza, że jest wdzięczna dawczyni za to, co dla niej zrobiła, ale nie myśli o niej jako o trzecim rodzicu.

Nowa metoda wzbudza ogromne kontrowersje. Jedni zwracają uwagę na jej ryzykowność – wprowadzone zmiany są dziedziczne i nie do końca wiadomo, jakie skutki zdrowotne mogą przynieść w kolejnych pokoleniach. Drudzy widzą w niej pierwszy krok w stronę genetycznego modyfikowania ludzi – używania inżynierii genetycznej w celu wybierania cech własnego potomstwa. Trzecich oburza instrumentalne traktowanie zarodków. Jednak większość brytyjskich parlamentarzystów dała metodzie zielone światło, podkreślając, że dla wielu par jest to jedyna szansa na urodzenie (własnych) zdrowych dzieci, a dla społeczeństwa – sposób na wyeliminowanie groźnych dziedzicznych chorób.

Urodzić „cudze dziecko”

Podczas gdy Brytyjczycy debatowali nad „potrójnym rodzicielstwem”, polskie media obiegła informacja o kobiecie, która w wyniku pomyłki przy zapłodnieniu in vitro urodziła „cudze dziecko”. W świetle polskiego prawa nie da się urodzić „cudzego dziecka”, ponieważ matką jest wyłącznie kobieta, która dziecko wydała na świat – nawet jeśli, tak jak w tym przypadku, nie jest z własnym dzieckiem spokrewniona.

Wyobraźmy sobie, co by się działo, gdyby takich pomyłek było więcej. Kobiety, które urodziły „cudze dzieci”, muszą zrzec się praw rodzicielskich, a genetyczne matki – wystąpić o adopcję, do której nie mają żadnego szczególnego prawa pierwszeństwa. Jeszcze większe problemy pojawiłyby się w sytuacji konfliktu – kiedy zarówno matka biologiczna, jak i genetyczna domagają się praw do opieki nad dzieckiem. Komu należą się prawa rodzicielskie? Kobietom, które są spokrewnione z własnymi dziećmi – czy kobietom, które te dzieci urodziły? Nasze prawo orzeka w tej niejednoznacznej sytuacji jednoznacznie – na rzecz kobiety, która była w ciąży.

W Polsce nie ma przepisów regulujących zapłodnienie in vitro – nie ma praw dotyczących postępowania z zarodkami czy odpłatności za dawstwo komórek rozrodczych. Właśnie powstaje projekt ustawy, który być może znowu nie wejdzie w życie, ponieważ wielu polskich parlamentarzystów chciałoby zapłodnienia in vitro całkowicie zakazać.

Dawca czy ojciec?

Temat rodzicielstwa i zapłodnienia pozaustrojowego frapował wielu bioetyków. Jeden z nich, Daniel Callahan, ma w tej sprawie wyjątkowo radykalne stanowisko – uważa, że anonimowe dawstwo komórek rozrodczych nie powinno być w ogóle akceptowane społecznie. Amerykański filozof wychodzi z założenia, że każdy człowiek ponosi moralną odpowiedzialność za swoje świadome działania. A dobrowolne przyczynienie się do powstania nowego człowieka jest wydarzeniem wielkiej wagi. Według Callahana z biologicznego faktu bycia matką lub ojcem wynikają niezbywalne obowiązki. Dziecko poczęte metodą in vitro ma prawo zwrócić się do swojego biologicznego ojca o pomoc, nawet gdy ów ojciec był tylko anonimowym dawcą spermy. Dziecko może w każdej chwili przyjść i powiedzieć: „gdyby nie ty, nie byłoby mnie tutaj, powołałeś mnie do istnienia”, a ojciec nie może przed tym faktem uciec, zasłaniając się umową z kliniką leczenia niepłodności.

Poglądy Callahana nie cieszą się dużą popularnością. Sprowadzając rodzicielstwo do biologicznej więzi, umniejsza wartość relacji, które nie są oparte na pokrewieństwie. Callahan zwrócił jednak uwagę na poważny problem. Rozczłonkowanie rodzicielstwa może prowadzić do rozproszenia poczucia odpowiedzialności za własne potomstwo, jak miało to parę miesięcy temu miejsce w Tajlandii, kiedy rodzice porzucili swoje chore na zespół Downa dziecko urodzone przez surogatkę. W końcu dla dziecka najważniejsi rodzice to ci, którzy faktycznie je wychowują. Z in vitro czy bez – prawdziwa matka najczęściej jest tylko jedna.