„Sytuacja w Rosji jest dużo poważniejsza niż nam się wydaje”, przekonuje rosyjski ekspert Wasilij Żarkow, którego tekst w „Nowoj Gazetie” omawia serwis Johnson’s Russia List. Na poparcie swej tezy autor przytacza pięć argumentów. Po pierwsze, Rosja jest krajem biednym. Żarkow wskazuje, że choć mówi się o gigantycznych majątkach bogaczy, to przyszłe emerytury obywateli Rosji będą stanowiły zaledwie ułamek tego, co w najbiedniejszych państwach Unii Europejskiej. Argumentuje również, że sytuacja na obszarach wiejskich jest porównywalna jedynie do najbiedniejszych krajów Afryki. Drugim argumentem są wewnętrzne podziały w kraju. Żarkow twierdzi, że Moskwa i rosyjska prowincja to „całkiem inne kraje”, a różnica między nimi jest taka, jak między tzw. pierwszym i trzecim światem. Kolejny argument wskazuje, że Rosja straciła radzieckie instytucje, ale nie stworzyła na ich miejsce nowych. Według autora jego kraj stoi na krawędzi wojny, a ukrycie wewnętrznych konfliktów było możliwe jedynie dzięki długiemu okresowi wysokich cen ropy. Jego zdaniem, Rosja nie jest państwem w nowoczesnym sensie, ale „neofeudalną strukturą”, w której główną rolę odgrywa korupcja. Czwartym argumentem jest to, że „Rosja nie może być uważana za duży kraj”, bo jej wielkie terytorium wciąż nie zostało w całości skolonizowane. Co gorsza, na niekorzyść Rosji przemawia demografia, zwłaszcza że nie jest to państwo atrakcyjne jako cel migracji. Piąty argument Żarkowa to fakt, że „Rosja nie jest już krajem, gdzie rodzą się laureaci Nagrody Nobla”. Jego zdaniem, wszystkie osiągnięcia kulturalne i naukowe Rosji miały miejsce w przeszłości. Autor tekstu uważa, że jedyną szansą na przezwyciężenie wszystkich powyższych problemów byłoby podjęcie wysiłku podobnego do tego z lat 30. XX wieku. Brakuje jednak współcześnie mas chłopskich, które mogłyby posłużyć za tanią siłę roboczą, zdolną podźwignąć kraj z zapaści.

*
O rekordowych inwestycjach Chin w Europie napisał „Financial Times”. Sięgnęły one 18 mld dol., podczas gdy przez poprzednie cztery lata ich wartość wynosiła przeciętnie 12 mld dol. Najwięcej inwestycji przyciągnęła Wielka Brytania, a dokładnie tamtejszy rynek nieruchomości. Zainwestowano w ten sektor ok. 2,6 mld dol., kupując m.in. powierzchnie biurowe w Londynie. Kolejnym kierunkiem są Włochy. Znaczna część przypadła tu na kupno przez chińską State Grid Corp. udziałów w koncernie CDP Reti (dystrybucja gazu) za 2,8 mld dol. Na trzecim miejscu znalazła się Holandia, gdzie kapitał chiński inwestował w sektor rolno-spożywczy. Czwarta pod względem inwestycji z Chin jest Portugalia – w trzy tamtejsze firmy ubezpieczeniowe Chińczycy zainwestowali 1,3 mld dol. Piąte miejsce zajęły Niemcy. Według gazety w ubiegłym roku przeprowadzono na terenie Wspólnoty 153 tego typu transakcje. Dotychczas inwestorzy z Chin interesowali się głównie prywatyzowanym majątkiem państwowym, co wzbudziło u niektórych komentatorów obawę o zbytnie uzależnienie strategicznych sektorów od wpływów zewnętrznych.
*
„Czwartkowe porozumienie mińskie to jedynie taktyczna przerwa” – możemy również przeczytać w „Financial Times”. W artykule redakcyjnym gazeta nazywa mińskie porozumienie „promykiem nadziei” na rozwiązanie konfliktu na wschodzie Ukrainy, ale zastrzega, że postrzeganie go w bardziej optymistyczny sposób byłoby nierozsądne. „Niepokojąco niejasnym” nazywa gazeta status ukraińskich żołnierzy w kotle pod Debalcewem. Zdaniem autorów tekstu można uznać, że Poroszence rzucono ochłapy. W porozumieniu użyto słowa „decentralizacja”, a nie bardziej ostrego określenia „federalizacja”, czego żądała Moskwa. Donieck i Ługańsk miałyby własne systemy policyjne i prawne, ale nie mogłyby zgłaszać weta w sprawie ukraińskiej polityki zagranicznej i obronnej, co oznacza, że nie mogłyby być zaporą przeciwko bardzo hipotetycznemu wejściu Ukrainy do UE czy nawet NATO. Dużo większym problemem Ukrainy jest jednak brak przyznania przez Rosję, że jej żołnierze są na terenie obcego państwa. Nie ma więc żadnego harmonogramu ich wycofania. Ukraina nie ma zapewnionego przejęcia kontroli nad wschodnią granicą, przez którą wciąż mogą być utrzymane dostawy wojska i sprzętu dla separatystów. Podsumowując obecną politykę Rosji, komentatorzy zwracają uwagę na utrzymywaną antyzachodnią retorykę jej przywódców. „Ambicje Kremla sięgają poza Ukrainę, a Putin jawnie dąży do odbudowania wpływów Związku Radzieckiego” – czytamy w komentarzu. Pytanie tylko: w jakiej formie?