Czytaj również po ukraińsku [LINK].


Kilkanaście miesięcy temu post dziennikarza Mustafy Najema wstrząsnął całym krajem. Mustafa napisał na swoim profilu na Facebooku: „Ubierajcie się cieplej, bierzcie parasolki, herbatę, kawę, dobry humor i przyjaciół”. Od tego wpisu zaczął się Majdan. Po nim i jego zwycięstwie sprzed roku przyszła wojna, a portale społecznościowe zapełniły się sposobami na przeżycie pod ostrzałem gradów, udzielania pierwszej pomocy oraz interaktywnymi mapami schronów.

W rocznicę tragedii na Majdanie należy dokonać podsumowania. Ukraińcy piszą piosenki, nagrywają filmy, prezentują filmy dokumentalne, a także palą na placach znicze, płaczą i milczą. Próbują napisać ostatnie zdanie tej opowieści, zredagować tę epopeję i ustawić ją na półce historii. Ale ostrzały gradów przerywają pisanie co rusz – w połowie zdania.

Od roku trwa śledztwo w sprawie zbrodni na Majdanie, które obejmuje wydarzenia od pobicia studentów w listopadzie aż do zastrzelenia bezbronnych w lutym. Większość dowodów rzeczowych zniszczono, większość winnych jest na wolności. Posiedzenia sądowe trwają długie godziny, ale rodziny zabitych, dziennikarze i aktywiści uparcie nie opuszczają sal, co oczywiście nie przeszkadza sądom w przedłużaniu procesu bez końca lub w wypuszczaniu podejrzanych do „aresztu domowego” (czyli umożliwieniu im ucieczki).

Już od roku towarzysze Janukowycza spokojnie żyją na Krymie, w Rosji lub Europie. Witalij Portnow robi sobie zdjęcia na tle siedziby Interpolu we Francji (chociaż UE nałożyła na niego sankcje), a były premier Mykoła Azarow prezentuje w Moskwie książkę o Ukrainie. Natomiast Ołeksandr Jefremow został najpierw aresztowany, po czym wypuszczony za kaucją, choć Ukraińcy nie wątpią, że ucieknie. Zastanawiają się tylko kiedy.

Już rok trwa proces nadawania zabitym na Majdanie tytułu Bohatera Ukrainy. Ich rodziny organizowały akcje i pikiety, pisały apele do władz. Musiało minąć tyle czasu, by zamordowani zostali w jakikolwiek upamiętnieni przez państwo.

Państwo nie radzi sobie z aprowizacją żołnierzy. Ciężar ten spoczywa więc na barkach wolontariuszy. Na hełmy i kamizelki kuloodporne pieniądze składają ludzie z kraju i zagranicy. Siatki maskujące robią babcie emerytki i przekazują je na front. Majdanowcy i berkutowcy, kiedyś wrogowie, trafiają na froncie do tych samych batalionów. Ochotnicy nie otrzymują statusu uczestnika walk w strefie ATO, chociaż walczący obok nich policjanci dostają nagrody za osiągnięcia bojowe.

Informacje przekazywane z frontu przez wolontariuszy i blogerów zaprzeczają komunikatom władz. W mediach mainstreamowych istnieje indeks liczby ofiar wojny, uwolnionych jeńców czy wywiezionych uchodźców. Nawet klęski armii ukraińskiej odbywają się „z poczuciem dumy i godności”. Na jednej z ostatnich konferencji prasowych, Andrij Łysenko, rzecznik ATO (operacji antyterrorystycznej), długo się gimnastykował przy mapie strefy konfliktu, by cokolwiek na niej odnaleźć. A przecież jest tą osobą w państwie, która powinna orientować się w sytuacji na wschodzie.

Rzeczy niepołączalne łączą się z sobą, a nielogiczne połączenia przenikają do życia codziennego. Reportaż o katastrofie humanitarnej na wschodzie przerywany jest przez luksusową reklamę z hasłem „Nie ograniczaj siebie”. Prezentacja kolejnej książki o Majdanie ma format Fashion Show (które odbywa się tuż obok, w Kijowie). Na Majdanie regularnie zapraszają na wycieczkę do Miżhirji, używając tych samych sformułowań, jak niegdyś reklamując wycieczki na Krym. Tuż obok trwa zbiórka na potrzeby armii i rannych. A dalej, bliżej Pomnika Niepodległości, od czasu do czasu odbywają się wieczory pamięci czy publiczne pogrzeby zabitych w strefie ATO.

Relacje z kolejnych rund negocjacji z udziałem partnerów europejskich nie dają już nadziei. Nie wierzymy w to, że Europa przyniesie pokój. Gdy znowu wypowiadasz słowo „Debalcewe”, rozmówca marszczy czoło i spokojnie odpowiada: „No cóż, jak dojdą do Kijowa, będziemy ich tu mordować”.

 

Rubrykę „Putinada” redaguje Łukasz Jasina.