Media z różnych krajów Europy pokazują ostatnio, że w UE narasta fala imigracji z Syrii i innych biednych lub zagrożonych regionów świata. W samych Niemczech – i tak już rozwarstwionych kulturowo – to koło 200 tys. nowych uchodźców ze świata arabskiego. To zjawisko masowej imigracji do UE powoduje, że państwom członkowskim Unii, nawet tym tradycyjnie bardziej tolerancyjnym, coraz trudniej znaleźć rozwiązania, które łagodziłyby napięcia między nowymi przybyszami a stałymi mieszkańcami wynikające z odmienności religijnych i kulturowych. Niech Lampedusa, do której wciąż przybywają nowe grupy uchodźców z Libii, posłuży nam za symbol bezradności wobec imigrantów i nieefektywności polityk integracyjnych krajów Europy. Unia jako całość staje więc wobec coraz większego problemu z zapewnieniem schronienia uchodźcom oraz wobec nieefektywności polityki multikulturalizmu poszczególnych krajów członkowskich. Wzrost liczby szczęśliwców, którym udaje się dostać azyl w państwach UE, istnienie widocznych ze względu na swoją odmienność grup mniejszościowych oraz rozprzestrzeniająca się ofensywa ideologiczna Państwa Islamskiego, zbierająca swoje plony w Europie, choćby w postaci ataków na „Charlie Hebdo”, to czynniki, które przyczyniają się za do wywoływania antyislamskich reakcji. Pegida (Europejscy Patrioci przeciwko Islamizacji Zachodu) jest tego dobrym przykładem.

Pluralizm oraz polityka multikulturalizmu, które miały gwarantować wolność wyboru modelu własnego życia i ochronę kulturowych tożsamości grupowych dzięki zmianie osób o różnych światopoglądach i wyznaniu w lojalnych obywateli państwa, doprowadziły do podważenia wartości i stworzenia enklaw, które żądają już nie tylko autonomii i pełnego uznania praw mniejszości przez grupę większościową, ale jak w przypadku „Charlie Hebdo” mogą być traktowane jako żądanie rezygnacji z wartości konstytuujących europejskie społeczeństwa. Możemy to rozumieć jako egzystencjalną niemożliwość pogodzenia różnych tradycji religijnych i sposobów życia oraz jako wyraz sprzeciwu wobec modernistycznej i indywidualistycznej formy życia. Manifestacje te – jako mające na celu zanegowanie wartości grupy większościowej – znajdujące wyraz nie tylko w atakach terrorystycznych wobec satyrycznego pisma wpisującego się w pluralizm światopoglądowy i sekularyzm Zachodu, lecz także przybierają formę obywatelskich marszy przeciw islamizacji Europy, które organizuje Pegida. Są to więc dwie strony tego samego medalu, dwie formy sprzeciwu wobec pluralizmu religijno-światopoglądowego.

Niestety, obywatelskie kontrwystąpienia, gromadzące coraz liczniejsze rzesze przeciwników ksenofobii i reakcji siłowych, samymi marszami nie doprowadzą do jedności społecznej ani do wyeliminowania nietolerancji. Te wzajemnie opozycyjne marsze i kontrmarsze świadczą jedynie o pogłębiającym się rozwarstwieniu oraz braku w przestrzeni publicznej państw Europy zachodniej powszechnie podzielanych symboli i wartości, wokół których może integrować się większość obywateli. Jednocześnie, wzbierająca nietolerancja wobec muzułmanów, rozbudzona po zamachu na „Charlie Hebdo”, przybiera ponadnarodowy charakter ruchów przeciwko islamizacji i ujawnia ksenofobiczne emocje. Wydaje się, że one same nie wygasły, mimo szybkiej reakcji większej części społeczeństw, która sprzeciwia się takim hasłom. Jednym z powodów takiego stanu jest oczywiście brak politycznej odpowiedzi na realne problemy. Aby się z nimi w jakimś stopniu uporać, potrzebujemy nie tylko dobrej i akceptowanej przez większość społeczeństw polityki integracyjnej i imigracyjnej, ale również zrozumienia zaistniałej sytuacji.

Polaryzacja społeczna, wywoływana przez kulturowo-tożsamościowe rozwarstwienie społeczeństw, jest zjawiskiem, na które państwa Unii muszą znaleźć strukturalną odpowiedź. Z pewnością istnieje związek między odwróceniem się państw zachodnich od dotychczasowej polityki multikulturalizmu a coraz wyraźniej obserwowaną niechęcią do obcych, która wyraża się we wzroście poparcia dla prawicowych ruchów narodowych w całej Europie. Niechęć wobec imigrantów, zwłaszcza zaś wobec imigrantów muzułmańskiego pochodzenia, łączy ze sobą te dwa elementy: bezradność integracyjną państwa wywołującą frustrację u pewnej części społeczeństwa oraz nakładający się na nią i ją potęgujący opór wobec odmiennej kulturowo i religijnie grupy nacechowanej w powszechnej świadomości piętnem terroryzmu.

Tych lęków społecznych, podsycanych dodatkowo ekonomiczną niepewnością, nie da się łatwo uspokoić. Zwolennicy Pegidy postulują obronę własnej kultury (co można interpretować jako chęć zakorzenienia w rozmytej zglobalizowanej rzeczywistości) oraz „zaostrzenia zasad wobec imigrantów”, czyli zachowania swojego ekonomicznego statusu wobec grup, które językowo, kulturowo i religijnie odróżniają się od grupy dominującej. Tych postulatów nie daje się zbyć ani rozwiązać poprzez zamknięcie granic. W dobie globalizacji nie jest to takie proste. Zresztą nawet ograniczając liczbę uchodźców z poza Unii, wielokulturowe społeczności stają wobec swobody migracji wewnątrz jej granic i pluralizmu religijnego, co nie pozwala ani na powrót do zdyskredytowanej polityki asymilacyjnej (przy zachowaniu dotychczasowego kanonu wartości), ani na dalszą politykę multikulturowości powodującą tworzenie się gett i w zasadzie pogłębianie polaryzacji społecznej.

Jednym z podstawowych w tej sytuacji pytań na jakie będziemy zmuszeni odpowiedzieć w Europie bez popadania w łatwe ideologiczne schematy jest pytanie o to, czy hasło antyislamizacji samo przez się jest formą nietolerancji i dyskryminacji określonych grup. Wbrew pozorom odpowiedź nie jest oczywista. Gdyby muzułmanie protestowali przeciwko chrystianizacji swoich krajów, nie musielibyśmy tego odbierać jako ksenofobicznej niechęci do chrześcijan, a moglibyśmy jako próbę ochrony ich tożsamości i modelu życia. Gdyby część Polaków wyrażała sprzeciw wobec masowej imigracji zlaicyzowanych Francuzów do Polski, przez sam fakt sprzeciwu raczej nie nazwalibyśmy ich od razu „nietolerancyjnymi”. Wydaje się więc, patrząc na ruchy antyislamskie i ich protest przeciw islamizacji Europy, że mamy do czynienia z fenomenem złożonym, do którego łatwo przypiąć łatkę ekstremizmu. Niełatwo jest też odróżnić wrogość i dyskryminację od obrony integralności i tożsamości politycznej. Powyższe rozumowanie nie oznacza, że uznaję, iż uczestnicy Pegidy są tolerancyjni wobec odmienności i że emocje, jakie tam znajdujemy, nie są podszyte ksenofobią. Mówię tylko, że nie wszyscy ich uczestnicy mogli mieć takie motywy i że coraz trudniej może być nam odróżnić skrajnie prawicowych głosicieli antyislamizacji od umiarkowanie tolerancyjnych obywateli głoszących podobne hasła. Utożsamienie zaś obu grup nie pomoże rozwiązać obecnych problemów bez eskalacji napięć.

Warto zatem pamiętać, że samo głoszenie haseł dotyczących niewpuszczania w granice kraju członków grup o określonym wyznaniu, co jest częścią dość nieokreślonego postulatu antyislamizacji, nie musi być nietolerancją. Tolerancja to określona postawa, która zasadza się na akceptowalności odmiennych praktyk i opinii, mimo że ich nie podzielamy i mamy środki, by swoje opinie jednocześnie narzucić tym, z którymi się nie zgadzamy. Nietolerancja to zatem brak akceptacji dla danego sposobu życia, który mogą wzajemnie przejawiać ludzie, gdy zamieszkują wspólne terytorium, ponieważ jej integralną częścią jest narzucenie stronie mniejszościowej określonego sposobu zachowania. Obywatele liberalnych demokracji mogą więc decydować o tym, kogo chcą gościć i kogo chcą widzieć w gronie swoich współobywateli, odwołując się do argumentów, które nie będą mogły być zgodnie z powyższym rozumowaniem uznane za nietolerancyjne. Na przykład wtedy, gdyby argumentowali , że osoby określonego wyznania czy światopoglądu nie akceptują liberalnych wartości i sposobu życia. Poza oczywistymi skrajnymi przypadkami całkowitego zamknięcia lub całkowitego otwarcia granic oraz poza wyborem między asymilacją lub anarchią, które umiarkowani przedstawiciele liberalnych demokracji odrzucają, będziemy więc musieli podjąć dyskusję nad kryteriami imigracji oraz zasadami nowych sposobów współistnienia w ramach europejskich wspólnot politycznych. Inspiracją dla krajów europejskich może być w tym względzie Kanada i jej polityka w Quebeku. Z pewnością z punktu widzenia liberalizmu nie można również odmawiać schronienia uchodźcom oraz zamykać osobom już znajdującym się na terenie danego kraju drogi do obywatelstwa.

Kolejnym problemem jest oczywiście domniemana nietolerancyjność wyznawców islamu wobec społeczności większościowej. Takie założenie również mieści się w haśle głoszonej przez Pegidę antyislamizacji. Tolerancja ma bowiem granice. W tym wypadku wkraczamy jednak na grząski grunt antyislamskiej retoryki. Nie wiadomo, czy zwolennicy tego hasła uznają jedynie, że islam nie powinien stać się dominującą religią, czy też chcą w ogóle zakazać tej konkretnej praktyki religijnej. W drugim przypadku odbywałoby się to kosztem innej cenionej w Europie wartości, jaką jest pluralizm. Jeśli chcemy więc zachować wartości liberalne, stoimy przed poważnymi dylematami. Pierwszym z nich jest sposób integrowania obywateli różnych kultur między sobą, by nie byli skonfliktowani. Dziś jest to w zasadzie najpilniejsza lekcja, jaką państwa o wielonarodowym składzie społecznym i cała UE muszą odrobić. Drugim jest spór o wartości: między tolerancją wobec odmienności religijnych i kulturowych a polityczną integralnością wspólnoty politycznej. Od rozwiązań, jakie w tych dwóch kwestiach wypracujemy, będzie zależało, czy aksjologiczny projekt Unii Europejskiej uda się ochronić w obecnym kształcie, czy też będzie trzeba z niego zrezygnować. Rozmowa na ten temat na pewno nie będzie łatwa, ale w obecnej sytuacji nie daje się już dłużej utrzymywać status quo bez ponoszenia coraz większych kosztów społecznych – łącznie z kosztami utraty życia.