„Terry wziął Śmierć za rękę i ruszył za nim przez drzwi prowadzące na czarną pustynię spowitą nieskończoną nocą.
WRESZCIE, SIR TERRY, MUSIMY RUSZYĆ RAZEM.
Koniec”.
W ten piękny sposób na Twitterze podano informację o śmierci sir Terry’ego Pratchetta. „Świat stracił jeden z najbystrzejszych, najostrzejszych umysłów”, napisał w oświadczeniu wydawca jego książek – Larry Finlay.
„Mówią, że świat jest płaski i spoczywa na grzbietach czterech słoni, które z kolei stoją na skorupie gigantycznego żółwia”.
Świat Dysku poznałem, będąc w liceum. Już pierwsza przeczytana książka sprawiła, że chciałem więcej. Więcej cudownego angielskiego humoru, więcej skrzących się inteligencją dialogów, więcej doskonale skonstruowanych postaci i opowieści skrywających pod kostiumem fantasy ostrze satyry wymierzonej we współczesny świat i – przede wszystkim – w ludzkie przywary.
Kreowane przez sir Terry’ego światy rozwijały się z każdym kolejnym tomem – miasta i kontynenty, politycy i magowie, wynalazki i zbrodnie, strażnicy i czarownice. I każdy tom przynosił nowe refleksje na temat życia i śmierci, wiary i polityki, głupoty i obowiązku, poświęcenia i manipulacji.
Moja kolekcja szybko rosła – do „Świata Dysku” dołączyły wczesne powieści Pratchetta, trylogie o Nomach i Johnnym Maxwellu oraz napisany z Neilem Gaimanem „Dobry Omen”. Czytając, najwięcej przyjemności czerpałem z odnajdywania mądrości pod przykrywką slapstickowych scen i ciętych ripost. Sir Terry został moim nauczycielem i autorytetem.
„Ludzie są tacy… ślepi, myślała [Babcia]. Wolą wierzyć w bzdury niż w kręgarstwo”.
Neil Gaiman powiedział, że sir Terry nie był wesołkiem – był osobą wściekłą. I jego wściekłość znajdowała ujście w książkach – nienawidził niesprawiedliwości, głupoty, bezmyślności i rozprawiał się z nimi w opowieściach, które tworzył. Każda zbrodnia na Dysku ma swe źródło w ludzkiej małości – zawiści, żądzy, pysze. Każdy grzech – jak twierdzi Babcia Weatherwax – ma swój początek w traktowaniu ludzi jak przedmioty.
Na przeciwnym biegunie Pratchett stawiał cnoty, które cenił najwyżej: ludzką godność, inteligencję i… znajomość praw opowieści. Cechują one najwyrazistszych bohaterów jego książek – Babcię Weatherwax, Komendanta Vimesa czy wreszcie Tiffany Obolałą.
„Kłopot w tym, że Babcia Weatherwax miała przeczucie, że niedługo umrze. I to zaczynało jej działać na nerwy”.
W 2007 r. u Pratchetta zdiagnozowano rzadką formę choroby Alzheimera. Również i to zaczęło działać mu na nerwy. Ale nie zwolniło tempa pisania. Wręcz przeciwnie, wściekły na swój mózg i geny sir Terry pisał kolejne powieści, m.in. „Nację” i – wraz ze Stephenem Baxterem – cykl „Długa Ziemia”. Wściekły na rząd, niepozwalający jemu i innym śmiertelnie chorym wybrać czasu i sposobu odejścia, został działaczem na rzecz prawa do eutanazji. W 2011 r. wziął udział w realizacji kontrowersyjnego dokumentu „Terry Pratchett: Choosing to Die”, zgodnie z przekonaniem, że osoby dotknięte śmiertelną chorobą powinny mieć możliwość umrzeć spokojnie z pomocą lekarzy zamiast cierpieć.
„Chciałam poznać ogień i ból, ale powinnam się uczyć ludzi”.
Sir Terry Pratchett kochał ludzi. Na spotkaniach z czytelnikami zawsze był uśmiechnięty, zrelaksowany i życzliwy, niezależnie od długości kolejki, w której ustawiały się osoby czekające na autograf (i rysunek żółwia). Jego wieloletni przyjaciel, artysta Bernard Pearson, cytował słowa pisarza: „Ciężko pracowali, by zarobić pieniądze i móc kupić moje książki, więc jestem ich dłużnikiem”.
Wiedzę o ludziach i zrozumienie ich natury zawsze przedstawiał jako ogromne wartości. Z jednej strony służyła ona manipulowaniu innymi (Patrycjusz Vetinari i Moist von Lipwig), z drugiej jednak – była fundamentem życzliwości (Kapitan Marchewa i Niania Ogg) i niezbędną podstawą do udzielenia prawdziwej pomocy (Babcia Weatherwax).
„Nikt nie jest ostatecznie martwy, dopóki nie uspokoją się zmarszczki, jakie wzbudził na powierzchni rzeczywistości”.
Śmierć sir Terry’ego to ogromna strata nie tylko dla jego najbliższych oraz świata literatury, ale przede wszystkim dla niezliczonych zastępów fanów, którzy z niecierpliwością oczekiwali na każde kolejne dzieło jego geniuszu. Każda powieść Pratchetta, każde opowiadanie to małe arcydzieło błyskotliwego umysłu, wyraz uczuć i przemyśleń niezwykłego człowieka, który nie godził się na bylejakość, kolejna karta wielkiej księgi ogólnoludzkiej mądrości i filozofii, w której centrum znajduje się człowiek. To opowieść o przezwyciężaniu słabości i wad, o stawaniu się lepszym i mądrzejszym.
I o tym, że Śmierć jeździ na białym rumaku o imieniu Pimpuś…
„– Chciałem powiedzieć, (…) że na tym świecie jest chyba coś, dla czego warto żyć.
Śmierć zastanowił się przez chwilę.
KOTY, stwierdził w końcu. KOTY SĄ MIŁE”.
* Cytaty z dzieł Terry’ego Pratchetta w tłum. Piotra W. Cholewy.