Jestem anglofilem.
Od Milnego i Barrie’ego, przez Szekspira i Austen, po Fowlesa i Pratchetta – literatura angielska zawsze mnie urzekała i fascynowała. Uwielbiam ją za szczerość i humor, cenię za mądrość i wszechogarniającą sympatię do człowieka, nawet jeśli równocześnie zdarza się jej przejaskrawiać i krytykować ludzkie wady i słabości.
„O czym szumią wierzby” Kennetha Grahame’a poznałem jako dziecko dzięki przepięknej brytyjskiej animacji poklatkowej, dopiero później miałem przeczytać książkę i… dać się oczarować na nowo.
Nowe wydanie ucieszyło mnie od razu, gdy tylko rozpoznałem charakterystyczne ilustracje Ernesta Sheparda. Zaraz potem mogłem już pogrążyć się w lekturze.
Sielankowy obraz angielskiej prowincji stworzony przez Grahame’a to sute śniadania i niespieszne pikniki, rozmowy z przyjaciółmi i życzliwość wobec sąsiadów. To roczny cykl znajomych zajęć, okazjonalnie okraszonych przygodą. Tak żyje spokojny Kret, dla którego zapach wiosny staje się impulsem do wyjścia na powierzchnię i zawarcia nowych znajomości. Tak wygląda leniwa codzienność dandysowatego Szczura wodnego, który pod pozorem bon vivanta skrywa duszę serdecznego i opanowanego przyjaciela. W tym samym rytmie upływają wreszcie pory roku w życiu mądrego Borsuka, który – choć stroni od towarzystwa – stanowi niewzruszoną ostoję zdrowego rozsądku.
Jedynym jaskrawym wyjątkiem w grupie jest Ropuch – bogaty utracjusz i fantasta, który co rusz ulega kolejnym pasjom, marnując pieniądze i narażając się na niebezpieczeństwo. Jego fascynacja samochodami staje się przyczyną interwencji przyjaciół wyczerpanych jego brakiem rozsądku i zdecydowanych sprowadzić go na dobrą drogę. Nie obędzie się jednak bez sądu, więzienia i odysei Ropucha przebranego za praczkę…
Przygody grupy przyjaciół sprzyjają także refleksji. Dwie opowieści zachęcają do niej szczególnie. „Fletnista u bram świtu” opowiada o poszukiwaniu zaginionego synka Wydry, które wieńczy spotkanie z Panem – mistycznym opiekunem wszystkich stworzeń. Rozdział ten stanowi opowieść o strachu i nadziei, o rozpaczy i ukojeniu. „W drogę, wędrowcy!” jest zapisem spotkania Szczura wodnego ze szczurem wędrownym – marynarzem, którego historie powodują w Szczurku nagły przypływ tęsknoty za przygodą, hipnotyzują go i skłaniają do gorączkowych przygotowań do podróży, z których wyrwie go dopiero zatroskany przyjaciel.
„O czym szumią wierzby” to książka piękna i mądra. Dla dzieci atrakcyjna dzięki sympatycznym bohaterom i humorowi, dorosłego czytelnika urzeka trafnością satyry, doskonałą równowagą pomiędzy fantazją i rzeczywistości oraz pięknym językiem.
Najsłabszym punktem nowego wydania jest chyba tłumaczenie Macieja Płazy, które sprawia wrażenie drewnianego i miejscami bardzo niezręcznego. Uznany tłumacz zapewne nie do końca poczuł nieco trącący myszką klimat sielankowej prowincjonalnej Anglii. Najbardziej chyba zabolał mnie opis Pana Borsuka, który według Grahame’a simply hates society, co w interpretacji tłumacza ma oznaczać, że „nienawidzi społeczeństwa”. Trudno mi zgadnąć, czy miałaby to być niechęć do mieszkańców Anglii, czy do pojęcia socjologicznego. A przecież zwrot ten powinien określać naturę odludka, nieznoszącego towarzystwa…
Niemniej jednak, mimo drobnych zgrzytów przekładu, serdecznie polecam zapoznanie się z powieścią Grahame’a, zwłaszcza tym, którzy dotychczas nie mieli jeszcze przyjemności odwiedzenia okolic Ropuszego Dworu, posłuchania piosenek Ropucha i dołączenia do pikniku na brzegu Rzeki. Jestem pewien, że chętnie będziecie tam wracać.
Książka:
Kenneth Grahame, „O czym szumią wierzby”, il. Ernest Howard Shepard, tłum. Maciej Płaza, Wydawnictwo Vesper, Poznań 2014.
Rubrykę redaguje Katarzyna Sarek.