grela-obecnosc-rozmowy_okladka

– A łódź, o której pani pisze? „Na dziobie łodzi żadnego dokąd, na rufie żadnego dlaczego”.
– Ktoś w niej siedzi. I to jest beznadziejne… Pasażer jest pogodzony, ale jest w tym trochę desperacji. Bo gdyby się naprawdę zastanowić, czemu życie służy… Życie było, ale nie ma echa, bo komu je powierzyć? Nikt nie jest ciekaw. To jest właśnie poczucie osamotnienia.

To fragment rozmowy Remigiusza Grzeli z Julią Hartwig zatytułowanej „Wdzięczność”. Poetka mówi, że „Wdzięczność pomaga żyć”. Jestem wdzięczna Remigiuszowi Grzeli za tę książkę. Sprawia, że łódź nie przepływa bez pytania, bez próby uchwycenia w sieć odpływającego nurtu. Tematem rozmów zawartych w tym tomie jest utrata, bliscy, których zabrakło. Ale tytuł książki to „Obecność”, bo te osoby są. Jak na negatywach, na których zarysowują się czarno-białe sylwetki – wystarczy spojrzeć pod światło, przepłukać i wywołać.

Tom powstał po śmierci agentki autora, Agaty Kabat, i jej jest dedykowany. Grzela zdecydował się dotknąć spraw, którymi najtrudniej się podzielić, chociaż domagają się wyrażenia. Porusza się po delikatnym gruncie: tego, co bolesne, niedopowiedziane, niezagojone. Oto pokoje zostawione tak, jak były. „W tej chwili nie bardzo mam chęć to wszystko przepatrzeć” – mówi Leszek Sankowski, mąż Teresy Torańskiej i dodaje: „Popełniłem błąd. Wygarniając książki ze stolika przy łóżku, przeniosłem je i nie wiem właściwie, co konkretnie czytała pod sam koniec”. Po śmierci Edwarda Kłosińskiego Krystyna Janda zachowała jego garderobę: „I nagle zobaczyłam, że w szafie męża światło zapala się i gaśnie, a jest wyłączone. Nie mogłam uwierzyć. Ten pan elektryk przyszedł, starał się to poprawić, ale się nie udało”. Z kolei Krystyna Cierniak-Morgenstern opowiada: „Trzy lata temu wyprasowałam jego koszule i nadal wiszą. Nie mam ochoty ich wyrzucić. Po prostu otwieram szafę, jakby on był. A niech sobie jeszcze będą”. Moc magicznego myślenia zachowuje zapach i kształt ciała w ubraniu, przerwaną myśl w założonej książce. Pracownia Ryszarda Kapuścińskiego trwa nienaruszona „Tam nic nie jest na milimetr przesunięte” – opowiada pani Alicja Kapuścińska. „Ma być tak, jak on zostawił w ostatnim swoim dniu pobytu tutaj”. Jakby pisarz tylko wyjechał. „Zawsze, jak już się spakował, pytał: «A gdzie są moje klucze? Muszę mieć klucze, żebym wiedział, że mam dokąd wrócić»”. W przestrzeń pracowni można wpisać człowieka, poczuć jego obecność. Ale przecież te miejsca żyją na mocy pamięci. Bliska osoba nie musi odkurza, niczego wyciągać z zakamarków, ponieważ ten drugi w niej jest.

Rozmówcy Grzeli posługują się czasem teraźniejszym, ponieważ czują obecność najbliższych, nawet wówczas, kiedy miną opisywane przez psychologów stadia żałoby. Dlatego nie opowiadają o śmierci, ale o życiu, jego trudach i drobnych rozkoszach. Biały kostiumik, z którego cieszyła się Torańska. Smaki, na które czekał Marek Edelman. „Zawsze kochał życie” – opowiada Paula Sawicka. „Lubił dobre jedzenie. Myśmy wiedzieli, że lubił kawior, łososia, ale kiedy chcieliśmy mu zrobić taką przyjemność mówił: «Dla mnie szkoda. Ty zjedz»”. Tematem tych rozmów jest bycie razem, intymność, a więc również drobiazgi: materialna, zmysłowa tkanka życia. Jak choćby potańcówki, na które w studenckich czasach chodzili Kapuścińscy. Jego cerowane przez żonę skarpetki i wełniany płaszcz, który sama uszyła. Maria Iwaszkiewicz wspomina, jak z mężem Bogdanem Wojdowskim tułali się po niedogrzanych, wynajmowanych mieszkaniach: „Do redakcji w Czytelniku przynosili radziecką gazetę «Prawda», której oczywiście nikt nie czytał. Wybadałam, że radziecki papier gazetowy łatwiej zapala patyczki, nawet te wilgotne”.

Te wywiady łamią zasadę: o umarłych mówić dobrze albo wcale. Związki międzyludzkie są wielowymiarowe, pełne odcieni, nie mieszczą się na szalach wagi, która wymierza sprawiedliwość, oddziela dobre od złego, groch od popiołu. „Targ w Grodzisku jest we środy, ustanowiony jeszcze przez Leszka Czarnego” – opowiada Maria Iwaszkiewicz. „I tam można było dostać biały ser, jakieś mięso czasem, kury, jajka. To niech pan powie, jakie było nasze życie?”. Marek Edelman bywał szorstki, a obcy nieraz błędnie odczytywali jego próby rozluźnienia atmosfery. „Przychodzi dziennikarka, a on mówi: «Taka jesteś ładna, a ubrałaś się w takie pludry»” – wspomina Paula Sawicka. Przyznaje też, że „gruba skóra przydała się parę razy. Raz mnie przeprosił za to, co ktoś powiedział. Nie on. Ale ktoś, za kogo czuł się odpowiedzialny”.

Tłem dla tych rozmów jest pamięć: jej głębokie, ciemne złoża. Ten ciężar dźwigały osoby obecne w tej książce. „Mężczyźni nie opowiadają kobietom o wojnie / Milczą kiedy ich blizn dotyka kobieca ręka” – napisała Julia Hartwig w wierszu „Rozłączenie”. Żona Janusza Morgensterna nie pamięta, ile o jego wojennej przeszłości dowiedziała się od niego, a co opowiedzieli krewni. Czy wspominał letnie podwieczorki w Oświęcimiu, gdzie na miejscu ogrodu postawiono potem komory gazowe? „Mnie zostało to, że zawsze się śpieszę do domu – opowiada Maria Iwaszkiewicz – bo nigdy nie wiedziałam, co zastanę”. „Zawsze w napięciu, w bolesnej gotowości, jak gdybym za chwilę usłyszeć miał głos z tamtej strony” – zapisał w 1981 r. w swoim dzienniku Bogdan Wojdowski. Pisarz powiesił się w 1994 r. Wdowa po nim nie zdecydowała się jednak na przeprowadzkę. „W tym mieszkaniu straszy, ale się nie boję” – mówi. Wojdowski żył w kleszczach lęku, w naprzemiennych stanach przygnębienia i gwałtownych emocji. Ale przecież wspólne życie miało jeszcze inne strony: muzykę, wędkowanie, podróże. „Pan nie chce uwierzyć, że my byliśmy ze sobą szczęśliwi?” – pyta retorycznie Maria Iwaszkiewicz. Artystka Zuzanna Janin przyznaje, że nie eksponuje w domu obrazów matki, Marii Anto: „Za dużo w nich lęku. Chyba niektórych bym się bała. Jest w nich tyle kolorów, jakieś osaczenie”. Janin domyśla się, że w swoim malarstwie Anto wciąż próbowała opowiedzieć o przeżyciu z dzieciństwa: nocy w lesie po tym, jak pociąg do Auschwitz został odbity przez partyzantów.

Dwie opowieści w tej książce dotyczą szczególnego przeżycia obecności. „Dla mnie najstraszniejsza była nagość” – opowiada Ruta Wermuth-Burak. „Wstydziłam się jej jak to panienka z dobrego domu. Bo nagle po skoku z wagonu byłam naga, sama w lesie. Miałam tylko buty”. Po ponad półwieczu ocalona dziewczynka odnalazła w Londynie brata. Trudno sobie wyobrazić uczucia, jakie musiały towarzyszyć temu spotkaniu: przywrócona bliskość, a zarazem niepowetowana strata tylu dekad życia – brat żył jeszcze tylko dwa lata. Z kolei Joanna Sobolewska-Pyz dopiero jako nastolatka dowiedziała się, że jest dziewczynką, którą z getta wywieziono w koszu z koksem. Od tej pory miała dwie pary rodziców: tych, którzy ją wychowali, oraz tamtych, których losy pragnęła zrekonstruować i tropiła każdy ich ślad: imię, fotografię, strzęp informacji. To szczególna tęsknota za bliskością, która była na początku, ale została tak doszczętnie wymazana: „We wszystkich albumach z getta, we wszystkich książkach szukam zdjęcia mojej matki. Zawsze szukałam, nawet, kiedy nie wiedziałam, jak wygląda. Wariacko szukam dalej. To odnajdywanie na cmentarzu bliskich, stanie przy grobie, nie wiem, co to jest. W ogóle tego nie umiem określić”.

Na spotkaniu autorskim w warszawskim Teatrze Studio Remigiusz Grzela przyznał, że pomysł tej książki przyszedł w chwili kryzysowej, kiedy jako specjalista od wywiadów zatęsknił do szerszej formy. Teksty w tym tomie są często zapisem nie jednego, ale kilku spotkań. Pokazują, jak cenna (i chyba coraz trudniejsza) jest sztuka rozmowy, wyjścia do drugiego człowieka, uchylenia drzwi. Wrażliwy rozmówca nie pokazuje siebie, ale oswaja, stwarza nastrój. Otwiera innych i pozwala im choć przez chwilę poczuć, że są obecni.

 

Książka:

Remigiusz Grzela, „Obecność. Rozmowy”, Wydawnictwo Drzewo Babel, Warszawa 2015.