Studenckie protesty z Marca ’68 na stałe weszły do kanonu tzw. polskich miesięcy. Obok Czerwca i Października ’56, Grudnia ’70, Czerwca ’76 oraz Sierpnia ’80 stanowią ważny element historycznego ciągu buntów i niepokojów społecznych uderzających w podstawy systemu politycznego PRL. Dokonywały one wyłomu w posttotalitarnej rzeczywistości i w rezultacie przesuwały granicę strachu przed aparatem władzy.

Marzec ’68 doczekał się już całkiem bogatej literatury. Fundamentalną pracę Jerzego Eislera „Polski rok 1968” uzupełniają równie ważne monografie Dariusza Stoli oraz Piotra Osęki, a także studia regionalne. Wiemy coraz więcej o okolicznościach protestów, ich przebiegu, brutalnej reakcji władz, kampanii antysyjonistycznej oraz działalności służb bezpieczeństwa. Jednak obraz Marca jest wciąż niepełny. Znaki zapytania dotyczą m.in. zakulisowych rozgrywek wewnątrz obozu rządzącego. Możemy się jedynie domyślać, w jaki sposób kryzys wykorzystywany był przez frakcję „partyzantów” Mieczysława Moczara i komu ze szczytów władzy zależało na przedłużaniu społecznych napięć.

„My, ludzie z Marca” pomija wątek partyjnych intryg, nie jest też zwykłą książką historyczną chronologicznie odtwarzającą faktografię wydarzeń. Na tle innych publikacji o Marcu wyróżnia się zastosowaną metodologią. Autor wykorzystuje w pracy koncepcje teorii pokolenia oraz historii mówionej. Jego zamiarem jest przedstawienie czytelnikowi zbiorowej biografii uczestników protestów. Są oni kolektywnym bohaterem tekstu – sam Osęka wciela się w rolę obserwatora, uważnego słuchacza interpretującego zebrane opowieści. Skąd pochodzili? Dlaczego wzięli udział w manifestacjach? W jaki sposób wydarzenia ukształtowały ich świadomość? To tylko kilka pytań zadanych rozmówcom. Autor zebrał ponad 60 relacji, wykorzystał też inne opracowane już wywiady i na tej podstawie szukał wspólnej płaszczyzny doświadczeń, ponadjednostkowych elementów sygnalizujących istnienie osobnej formacji generacyjnej – pokolenia Marca ’68.

Portret pokolenia

Jaki obraz uczestników protestów wyłania się z książki? Przede wszystkim nie była to grupa homogeniczna. Poszczególni kontestatorzy mają różne korzenie. Tradycja akowska przeplata się z komunistyczną, doświadczenia rodziców mają ogromny wpływ na postawy dzieci. Żydowskie pochodzenie części buntowników nie odgrywa decydującej roli. Nie jest przyczyną ani skutkiem wewnętrznych podziałów. Co więcej, niektórzy bohaterowie Osęki nie są nawet świadomi swojego rodowodu. Dopiero antysemicka kampania instrumentalnie przypisująca żydowskie metryki opozycjonistom wymusza refleksję nad własną tożsamością.

Rozmówców Osęki sporo dzieli, ale też bardzo dużo łączy. Obecność polityki w życiu codziennym i chęć poznania świata skłania ich do własnych poszukiwań. Przekaz oficjalnych mediów zupełnie im nie wystarcza. Dostrzegają toporność gomułkowskiej propagandy, lecz nie są zapiekłymi antykomunistami. Śpiewają „Międzynarodówkę” i w częściowo czują się „dziećmi Października”. Rok 1956 jest dla nich ważnym punktem odniesienia – symbolem socjalizmu wolnego od terroru i szanującego wolność jednostki. Ich postawa będzie jednak stopniowo ewoluować. Już „List otwarty” Kuronia i Modzelewskiego z 1964 r. wywoła sprzeczne oceny. Młodzi kontestatorzy darzyli autorów manifestu szacunkiem i przyjaźnią, doceniali ich bezkompromisowość oraz odwagę, ale niektóre fragmenty listu poddawali krytyce. Dlatego Osęka jest zdania – w przeciwieństwie do Dariusza Gawina – że wspomniany dokument nie może być traktowany jako główne spoiwo łączące środowisko wokół etosu rewolucyjnej lewicy.

piotr-oseka-my-ludzie-z-marca_okladka

Integracja młodych buntowników dokonuje się na płaszczyźnie wspólnych zainteresowań i pasji, które sprzyjały zawieraniu nowych znajomości i przyjaźni. Słuchają Radia Wolna Europa, czytają emigracyjną literaturę, a niektórzy – dzięki rodzinnym koneksjom – „Biuletyny Specjalne” PAP-u. Pęd do alternatywnych źródeł wiedzy ma zasadnicze znaczenie formacyjne. Muszą być na bieżąco, śledzą prądy intelektualne, burzliwie dyskutują o Cortázarze i Sartrze, rozprawiają o ekonomii, naprawie państwa i zaczytują się w Kołakowskim. Życie uniwersyteckie pierwszej połowy lat 60. nie przypomina siermiężnego socjalizmu okresu małej stabilizacji. Jest bardzo bogate i sprzyja intelektualnemu fermentowi. Spotkania, dyskusje i prywatki wyznaczają rytm studenckiej edukacji. Niektórzy świadkowie przyznają jednak, że cały towarzyski entourage miał też posmak snobizmu. Nie chodziło tylko o abstrakcyjne dyskusje o ekonomii politycznej czy głębokie rozważania filozoficzne. Udział w spotkaniach motywowany był także bardziej prozaicznymi, towarzyskimi przyczynami. Imprezy suto zakrapiane alkoholem i moda na bywanie w intrygujących miejscach wynikały z rosnących aspiracji młodych elit. Były swoistą emanacją studenckiego beau monde w wydaniu peerelowskim.

Szukanie azylu

W książce można zauważyć pewien narracyjny warszawocentryzm. Autor zbyt rzadko stara się odsłaniać kulisy studenckiej aktywności w innych miastach. Dobrze, że odwołuje się do protestów, które w tym samym czasie organizowano na Zachodzie, i wskazuje przy tym, że przyczyny buntów za żelazną kurtyną były istotnie różne.

Od Klubu Poszukiwaczy Sprzeczności poprzez „komandosów” aż do Marca wśród studenckiej braci wytwarzają się więzi społeczne. Aktywność polityczna przeplata się z towarzyską, dzięki czemu relacje ulegają wzmocnieniu. Autor, niczym tkacz na krośnie, precyzyjnie łączy poszczególne nitki opowieści i nadaje im na nowo sens. Ma to szczególne znaczenie w przypadku represji ze strony władz. Dla wielu młodych ludzi państwo po raz pierwszy staje się agresorem. Brutalne zderzenie z esbecką rzeczywistością, na którą składają się aresztowania, godziny przesłuchań i próby werbunku, skutecznie pozbawia studenckich kontestatorów wszelkich złudzeń co do możliwej reformy socjalizmu.

Trauma Marca nie powoduje jednak u wszystkich wewnętrznej emigracji. Zawarte wcześniej znajomości, które skutecznie przetrwały próbę, jeszcze bardziej się cementują. Młodzi buntownicy, wyobcowani w społeczeństwie i napiętnowani przez propagandę, znajdują azyl w rodzinie oraz wśród podobnie doświadczonych rówieśników. Część z nich opuszcza PRL. To, co stało się ich udziałem podczas starcia z opresyjnym reżimem, zostanie efektywnie wykorzystane osiem lat później. Nie jest przypadkiem, że spośród 38 członków KOR aż 18 było zaangażowanych w protesty w 1968 r. Osęka uważnie porównuje ich świadectwa, a także dogłębnie analizuje motywacje oraz podłoże zaangażowania politycznego.

Drogi i bezdroża historii mówionej

Lektura książki pozostawia pewien niedosyt. W kilku momentach aż kusi, aby jednak zweryfikować przytoczoną przez Osękę relację rozmówcy. Niekiedy brakuje też przypisów wyjaśniających kontekst poszczególnych nazwisk, jak choćby w przypadku, gdy Barbara Toruńczyk opowiada o swoich wizytach u Józefa Kosseckiego, który był bardzo aktywnym współpracownikiem SB i na bieżąco informował bezpiekę o poczynaniach „komandosów”.

Książka Osęki nie jest też zwieńczona klasycznym zakończeniem. Autor nie podsumowuje swoich badań ani nie stawia pytań o przydatności zastosowanej metody badawczej do analizy innych pokoleń, choćby liderów „Solidarności”. Trzeba przyznać, że zwraca jednak uwagę na znaczenie doświadczenia Marca wśród członków Komisji Krajowej NSZZ. Mimo że ludzie Marca odegrali ogromną rolę w transformacji ustrojowej i tworzeniu III RP, a część z nich wciąż jest obecna na scenie politycznej, to narracja kończy swój bieg na 1990 r.

Chociaż można mieć do niej niewielkie zastrzeżenia, praca Piotra Osęki jest bardzo wartościową lekturą. Udało mu się na nowo zinterpretować osobiste doświadczenie uczestników studenckiego buntu. Analiza kilkudziesięciu indywidualnych historii pozwoliła na dokładne odtworzenie życiowej ścieżki kształtującej marcowego kontestatora. Książkę czyta się bardzo dobrze dzięki plastycznemu językowi i relacjom świadków, które pozbawione są patosu i pretensjonalnej wzniosłości. To właśnie emocje bohaterów Marca nadają jej niepowtarzalnie intymny charakter.

 

Książka:

Piotr Osęka, „My, ludzie z Marca. Autoportret pokolenia ’68”, Wyd. Czarne, Wołowiec 2015.