Był rok 1986. Właśnie skończyłem film o Palestyńczykach w okupowanej Gazie. „Gaza Ghetto” wyświetlono na całym świecie. Na pokazie w Nowym Jorku spotkałem młodych Ormian. „Nikt nie opowiedział naszej historii, tak jak ty w materiale o Palestyńczykach. Nakręć taki film o nas!“ – poprosili i zaczęli opowiadać o ludobójstwie Ormian. Byłem zaskoczony, że ja – „europejski intelektualista” – właściwie nic na ten temat nie wiem. Po pewnym czasie poprosiłem o pomoc Suzanne Khardalian, Görana Gunnera i Jima Downinga. Zaczęliśmy od przekopania źródeł i opracowań historycznych, by zrozumieć, co się właściwie stało w 1915 r.

Bardzo szybko zdaliśmy sobie sprawę, że to będzie trudny film do zrobienia, szczególnie w południowo-wschodniej Turcji, skąd przed wiekiem wygnano Ormian. Tysiące z nich umarło podczas marszu w kierunku Pustyni Syryjskiej i jaskiń w Deir Zor w dzisiejszej wschodniej Syrii. Ci, którzy przeżyli i dotarli na miejsce, zostali zabici. W wyniku pierwszego ludobójstwa XX w. zginęło – jak szacują historycy – około 1,5 miliona Ormian.

W Bostonie poznaliśmy jednego ocalałych, który do Stanów Zjednoczonych przybył z ormiańskiej wioski Husseinik w Turcji. Mimo podeszłego wieku był w znakomitej formie i idealnie pasował do naszego filmu – znał angielski, pamiętał tragiczne wydarzenia sprzed kilku dekad i potrafił pasjonująco o tym opowiadać. Z chęcią zgodził się nam pomóc. Najpierw jednak musieliśmy jechać do Turcji. Obawiałem się, że kiedy nasz projekt wyjdzie na jaw, tamtejsze władze nie pozwolą nam kręcić.

I rzeczywiście, praca w Turcji była bardzo trudna. Prawie cały czas chodzili za nami tajniacy. Nie wiem jak, ale mimo to udało nam się pokazać wioskę Husseinik dokładnie w taki sposób, w jaki chcieliśmy. Nakręciliśmy ruiny starego kościoła i zapomnianych domostw.

Historia Garabeda stała się naszą historią. Jego wspomnienia stały się częścią naszej wspólnej pamięci. Naszym zadaniem było podzielić się nimi ze światem. | Per-Åke Holmquist

Wróciliśmy do Bostonu, żeby nagrać wspomnianego naocznego świadka, ale nagle pojawiły się problemy. Syn naszej gwiazdy nie pozwolił nam nakręcić materiału z ojcem w roli głównej. „To źle na niego wpłynie. Nie zgadzam się na udział ojca w waszym filmie” – stwierdził. Na nic zdały się błagalne prośby. Po dwóch dniach daliśmy sobie spokój.

Zaczęliśmy szukać innego ocalałego z wioski Husseinik, który w zajmujący sposób mógłby opowiedzieć nam swoją historię. Upłynęło kilka miesięcy, aż w końcu dotarliśmy do Garabeda Hovaginiana, który mieszkał… we Francji – w Décines nieopodal Lyonu.

Hovaginian i jego żona przyjęli nas niezwykle ciepło. Zostaliśmy w Décines przez tydzień, filmując Garabeda, jego rodzinę i przyjaciół. Po kilku dniach nasz gospodarz zapytał, czy może opowiedzieć swoją historię. Uznał, że nadszedł na to właściwy moment. Usiedliśmy w małym, skromnie urządzonym salonie. Ustawiliśmy 16-milimetrową kamerę oraz dyktafon z dwoma mikrofonami. Nakierowaliśmy lampy i zaczęliśmy kręcić.

Tillbaka till Ararat
Fot. ze zbiorów Per-Åke Holmquista

Garabed opowiadał o ormiańskim marszu śmierci. Miał wtedy osiem lat. On, jego 17-letni brat i matka szli razem z tysiącami innych mieszkańców okolicznych wiosek. Trwało to tygodniami. Pewnego dnia tureccy żołnierze zabrali z tłumu wszystkich mężczyzn, w tym brata Garabeda, a następnie zaprowadzili za pobliski mur. Chwilę potem padły strzały. Żaden z Ormian nie wrócił. Garabed, wspominając tę historię, płakał, lecz nie przerywał opowieści.

„Moja mama była zmęczona i spragniona, ale nie mieliśmy nic do picia. Nagle zostaliśmy sami, inni jakby zapadli się pod ziemię. Byłem sam na pustyni ze schorowaną matką. Bałem się, że już tam zostanę. Powiedziałem matce, że zdobędę dla niej wodę i wrócę. Zostawiłem ją…”.

Ponownie wybuchł płaczem. W myślach cofał się w czasie o 70 lat, kiedy chcąc ratować siebie, zostawił matkę na pustyni. Ciężkie łzy spływały po jego policzkach. W pokoju, w którym nagrywaliśmy rozmowę, słychać było tylko płacz i pracującą kamerę. Nigdy wcześniej nie widziałem tak szlochającego mężczyzny. Historia Garabeda stała się naszą historią. Jego wspomnienia stały się częścią naszej wspólnej pamięci. Naszym zadaniem było podzielić się nimi ze światem.

Następnego dnia po rozmowie Garabed wyglądał na szczęśliwego, jak człowiek, który zrzucił z barków wielki ciężar. „Teraz mogę już spokojnie umrzeć. Opowiedziałem Wam moją historię”. Tak właśnie się stało – trzy tygodnie później Garabed Hovaginian już nie żył.

Podczas pracy nad dokumentem o ludobójstwie spotkałem 18 ocalałych Ormian. Wszyscy już nie żyją. Wiele się od nich dowiedziałem o ludziach, traumie i śmierci. Nauczyli mnie, jak przetrwać i żyć dalej, kiedy zostajesz całkiem sam. Rozpoczynali nowe życie gdzieś w Allepo czy Irbilu, a następnie wyjeżdżali do Europy albo Ameryki. Tam znajdowali pracę, zakładali rodziny i… opowiadali historię ludobójstwa Ormian.