„Dlaczego nie warto głosować w I turze wyborów prezydenckich?”
Popularny argument brzmi: Wiemy i tak kto wygra, więc nie ma sensu uczestniczyć w teatrzyku partyjnym, by tylko potwierdzić to, co już wiedzieliśmy dzięki sondażom. Poza tym nie ma kandydata, który naprawdę reprezentuje moje poglądy, a w ogóle to i tak nie chcę mieć do czynienia z całą establishmentową klasą polityczną.
Odpowiedź: Jeśli większość z nas kierowałaby się tą logiką, to wynik wyborów mógłby okazać się wielką niespodzianką. Zazwyczaj taki pogląd głoszą bowiem osoby o poglądach umiarkowanych lub całkowicie zniechęcone do polityki. Cała „antysystemowa” i zaangażowana mniejszość i tak pójdzie głosować, co z pewnością zmniejszyłoby szanse Bronisława Komorowskiego na sukces, już nie tylko w pierwszej, ale i w drugiej turze wyborów. Zatem jeśli większość z nas wybierze tę strategię to… Witaj niespodzianko! „Cóż mnie to jednak obchodzi ?”– zapyta osoba niezainteresowana lub zmęczona polską polityką. Niestety, nawet jeśli Ty nie interesujesz się polityką, to polityka zainteresuje się w końcu Tobą.
„Dlaczego warto pójść i głosować?”
Popularny argument brzmi: Twój głos obywatelu i obywatelko ma znaczenie. W ten sposób również pobudzamy wątłe i słabowite społeczeństwo obywatelskie w naszym kraju. Bierzemy odpowiedzialność za politykę. Poza tym, jeśli nie głosowaliśmy, nie mamy prawa potem narzekać na polityków.
Odpowiedź: Mój wpływ jest tak mały, że nieistotny. Gdybym wiedział/wiedziała, że mój głos naprawdę może przesądzić o wygranej jakiegoś kandydata, to bym poszedł/poszła. A tak chodzę i albo mój kandydat nie wygrywa, co mnie frustruje, albo nawet jak wygrywa, to mnie potem rozczarowuje, bo nie spełnia swoich obietnic. Lepiej więc nie chodzić na wybory, by się nie denerwować. A i niech mi nikt nie mówi, że jak nie głosuję, to nie mam prawa narzekać na polityków. Niby to racjonalne, ale ludzie nie są mózgami w słojach – emocje biorą zazwyczaj górę, a nikt wolnemu człowiekowi nie może zabronić kierowania się emocjami. Klasa polityczna en bloc jest w Polsce tak marnej jakości, że już samo jej opisywanie jest odbierane jako narzekanie. O, widzicie, już zaczynam biadolić, czyli to znak, by przejść do trzeciej najciekawszej strategii.
„Dlaczego warto pójść w I turze i oddać głos nieważny”?
Popularny argument brzmi: Oddając nieważny głos, pokazujemy, że zależy nam jako aktywnym obywatelom na poważnej polityce, chcemy w takiej polityce uczestniczyć, ale nie jesteśmy zadowoleni z jakości polityków, więc wyrażamy to poprzez oddanie nieważnego głosu.
Odpowiedź: Jest to jakaś strategia. Ciekawa nawet. Pytanie tylko, co na to politycy, jak bardzo przejmą się tym, że część społeczeństwa nie oddaje głosu na nikogo? Dla nich liczą się jedynie głosy ważne, a milczącą większość, która nie chodzi do wyborów, chcą zaktywizować na czas głosowania. Potem najlepiej by wszyscy, nawet ci aktywnie chadzający na wybory obywatele, byli bierni. Na przemian aktywni i bierni obywatele to dwie opcje, jakie się politykom podobają. Osoby oddające pusty głos to takie skrzyżowanie aktywno-biernych. Politycy mogą ich nie zrozumieć albo po prostu ich zignorują.
***
Obywatelu i obywatelko. Czytelniku i czytelniczko „Kultury Liberalnej” wybierzcie strategię, która Wam najbardziej odpowiada, niezależnie od przedstawionych tu argumentów przemawiających na jej niekorzyść. W dojrzałej demokracji sami w końcu musimy brać odpowiedzialność za swoje decyzje – przez najbliższe lata będziemy żyć z ich konsekwencjami.