Robotnicy nieraz bronili swoich zakładów przed zniszczeniem lub rozgrabieniem (przez Niemców lub Sowietów), sami też wznawiali produkcję. Sami wybierali swoje rady zakładowe, często prowadzone przez tych samych socjalistów, którzy działali w fabryce przed wojną. Protestowali, gdy uważali, że dyrektor fabryki splamił się podczas wojny lub zachowywał się teraz jak kapitalista. A gdy Ministerstwo Przemysłu wraz z PPR usiłowały umocnić kontrolę nad gospodarką, robotnicy łódzcy wyszli na ulice. W falach strajkowych w latach 1945–1947 przywódcy strajków często byli członkami PPR-u, ale bronili prawa robotników do sprawowania kontroli nad swoim miejscem pracy oraz żądali lepszych warunków zatrudnienia.

Tak w skrócie wygląda zapomniana strona historii Polski sprzed 70 lat – historia zarazem końca wojny oraz początków PRL. Jak zrozumieć te wydarzenia? Najłatwiej jest wpisać je w historię oporu antykomunistycznego, prowadzonego głównie w lasach przez ugrupowania partyzanckie, a później na ulicach i w fabrykach wielkich miast. Ale słowo „opór” niezupełnie pasuje do ich inicjatyw i upraszcza ich rozumienie świata oraz przeciwników. Warto więc zaproponować inną perspektywę i umieścić tę historię w innym kontekście. Oto kilka scen z innych krajów Europy ok. 1945 r.

W ostatnich miesiącach 1944 r. włoscy partyzanci założyli kilkanaście „republik partyzanckich”, czyli stref wolnych od faszystowskiej okupacji. Niektóre z nich przetrwały nawet kilka miesięcy. Tam ideologie lewicowe, niekoniecznie komunistyczne, nadawały ton. Podobne strefy wolnościowe pojawiły się we Francji i w innych punktach na mapie częściowo wyzwolonej Europy.

Wojna domowa w Grecji miała zdecydowanie rewolucyjny charakter, podobnie do walki Josipa Broz Tity z narodowcami i okupantami w Jugosławii. Wielu z uczestników rozumiało, że oto walczą o ziemię dla siebie.

Przez Wielką Brytanię (i jej afrykańskie kolonie) oraz Północną Amerykę przeszły w tym samym czasie potężne fale strajków. Setki tysięcy robotników, często w tzw. branżach strategicznych, uznało że nawet wojna nie może być pretekstem do wyzysku i żądali lepszych warunków pracy.

W Wielkiej Brytanii Partia Pracy zmiażdżyła w wyborach konserwatystów Winstona Churchilla. W wielu innych krajach Europy Zachodniej partie lewicowe, często komunistyczne, w pierwszych wyborach powojennych osiągnęły wielki sukces. Komuniści i socjaliści we Francji i Włoszech byli na tyle popularni, że lewicowa koalicja rządząca wydawała się możliwa.

Gdyby Lenin dożył nieco bardziej sędziwego wieku (miałby wówczas 75 lat) z pewnością uznałby, że oto nadszedł moment dla rewolucji tak samo obiecujący jak ten z 1918 r. Może nieco mniej, bo sam nie wierzył w możliwość zwycięstwa rewolucji poprzez udział w burżuazyjnych wyborach. Ale ferment był wielki. Amerykanie to zauważyli – wymyślili Plan Marshalla i aby dalej nie sprowokować wyborców właśnie we Francji i Włoszech, zaoferowali pomoc wszystkim krajom w Europie, łącznie z ZSRR (z cichą nadzieją, że odmówią).

Ale zostawmy Lenina na boku, bo nie chodzi tu o to, jak sprawy postrzegała Moskwa. Zresztą Stalin był chłodnym strategiem. Przestał popierać partyzantów greckich, ostudził zapał Tity, nie próbował obalać rządów Zachodniej Europy itd. Nie powinniśmy myśleć o roku 1945 w kategoriach zimnej wojny. Jeśli potraktujemy poważnie aspiracje robotników, partyzantów, zwykłych obywateli wielu krajów, zauważymy, że nadszedł moment oddolnej rewolucyjności. I nie dziwmy się: pamięć o latach międzywojennych nigdzie nie była pozytywna. Wszystkie rządy albo kolaborowały z faszyzmem albo okazały się zbyt słabymi w jego obliczu. Gospodarka w latach 30. była w fatalnym stanie, bezrobocie i bieda rosły. A potem wojna i tak wymiotła z wielu społeczeństw elity polityczne i społeczne. Świat po jej zakończeniu musiał być inny.

Europejczycy przeżyli ten rok nie tylko jako godzinę zero, ale jako godzinę nadziei, że teraz będzie inaczej – sprawiedliwiej i spokojniej. Te nadzieje podzielali również Polacy, np. włókniarze w Łodzi. Problem historyka Polski polega na tym, że w przeciwieństwie do robotników (i ozostałych obywateli) w zachodnich krajach, Polacy nie mieli wielkich możliwości wyrażenia swoich nadziei na zmianę. Prawda, że program największej niezależnej partii w Polsce, czyli PSL, miał wiele lewicowych elementów. Ale jeszcze przed wyborami w 1947 r. ani PSL, ani PPS już nie mogły wpłynąć na politykę. Prasa niezależna znikała, zaś rady zakładowe zostały wchłonięte w system odgórnego kierowania zakładami.

Jeśli natomiast chcemy poważnie – a nie według schematów – rozumieć nadzieje i aspiracje polskiego społeczeństwa po wojnie, to trzeba oddzielić lata 1944–1945 od lat 1947–1948. To, że rewolucyjność pierwszego okresu została przekreślona przez zdobycie pełnej władzy przez komunistów, skomplikuje historię tego kraju. Zresztą niedługo później okazało się, że skłonności Polaków do rewolucyjnych zrywów w imię wartości nie zanikły.

 


Padraic Kenney będzie gościł w Warszawie już w przyszłym tygodniu. 12 maja zapraszamy na spotkanie autorskie wokół jego nowej książki „Budowanie Polski Ludowej. Robotnicy a komuniści 1945–1950”. Szczegóły TUTAJ.

„Kultura Liberalna” objęła książkę patronatem medialnym.