Prosta formuła Johna Stuarta Milla, wedle której granicą naszej wolności jest wolność drugiego człowieka, nie rozstrzyga kwestii emocji, a te są trudne do zdefiniowania. Dotyczy to szczególnie kwestii duchowych, bo przecież wiara to dużo więcej niż emocje. Gdzie przebiega granica nadwrażliwości, jak odróżnić intencję obrażania od intencji zwrócenia uwagi na problem, np. przemocy w religii? Rozstrzygnięcie poszczególnych przypadków należy dziś do sądów, które – z tego, co mówią statystyki – w 2014 r. stwierdziły zaledwie 38 przestępstw z art. 196 kodeksu karnego.

Prawo i sąd mają ostateczny głos, jednak spór między katolikami a artystami toczy się dziś przede wszystkim w przestrzeni publicznej, dlatego też za pomocą debaty powinien być rozwiązywany. Konia z rzędem temu, kto znajdzie dobrą formułę dla takiej debaty. Aby w ogóle się ona zawiązała, niewątpliwie potrzebna byłaby zgoda co do trzech kwestii.

Po pierwsze, prawa do pełnej autonomii twórczej, po drugie, prawa do protestu i wywierania wpływu przez wierzących obywateli, a wreszcie uznania zasadności poczucia obrazy uczuć religijnych łącznie z faktem jego nadużywania. Nie można arbitralnie założyć, że któraś z tych dwóch ważnych wolności jest istotniejsza od drugiej i nie może podlegać żadnym ograniczeniom.

Spór między katolikami a artystami toczy się dziś przede wszystkim w przestrzeni publicznej, dlatego za pomocą debaty powinien być rozwiązywany. | Marta de Zuniga

Doświadczamy w Polsce (i nie tylko) przebudzenia obywatelskiego i wielkiej determinacji, by wpływać – nierzadko na przekór elitom – na kształt spraw wspólnych. Wśród antysystemowców jest wielu katolików, którzy nie widzą powodu do ukrywania swojego sprzeciwu wobec obrażania symboli religijnych czy patriotycznych. Artysta, który wysyła w przestrzeń publiczną kontrowersyjną pracę, szybko spotyka się z reakcją, chociażby w internecie, i trudno się dziwić, że przywalony meteorytem krytyki i hejtu czuje dyskomfort.

Niestety, trudno też wykluczyć dalszą radykalizację tych nastrojów. Dlatego sądzę, że mamy dwa wyjścia: albo kontynuować walkę w stworzonych 25 lat temu okopach i eskalować ten konflikt, albo poszukiwać sposobów komunikowania i „wychowywania” wybujałych uczuć poprzez racjonalny dialog. Jak to można zrobić? Np. w ramach Dziedzińca Dialogu, który organizuje Kościół.

Sposobów na okazanie chęci przerwania męczącego łańcucha nieustannych oskarżeń może być wiele. Jedno jest pewne, formuła bycia człowiekiem przyzwoitym, którą tak chętnie powtarzamy za zmarłym niedawno Władysławem Bartoszewskim, zakłada szacunek nie tylko dla osoby, ale też tego, co ona czuje i myśli.