Bardzo dużo, bo 46,1 proc., Polaków w wieku 18-29 lat zagłosowało w I turze. Zwykle świeżo upieczeni wyborcy niechętnie korzystają z przysługującego im prawa głosu. Zdemobilizowany młody elektorat to dla sztabów wyborczych jeden z pewników. Wiadomo, że zabieganie o głosy 20-latków nie bardzo się opłaca. Reguła ta pękła w ostatnim czasie przynajmniej dwukrotnie. Pierwszy raz w 2007 r., kiedy głosy młodych wyborców doprowadziłby do odsunięcia PiS od władzy, i teraz w 2015 r., kiedy Andrzej Duda został prezydentem RP.
W obecnych wyborach prawdziwym kandydatem młodych był jednak Paweł Kukiz. W wielu komentarzach powtarzano jak mantrę zlepek: „kandydat antysystemowy”. Dla mnie to zestawienie jest tyleż efektowne, co mało mówiące. Palikot wprowadził swoje ugrupowanie do sejmu wyraźnie zaznaczając, że jest spoza układu, Samoobrona również była antysystemowa, wcześniej PO budowała poparcie, pokazując „obywatelską” antypartyjną twarz. Mówienie o „antysytemowości”, czy też „antypartyjności”, to za mało, żeby zrozumieć społeczną rzeczywistość.
Młodzi głosują wtedy, kiedy mają możliwość coś wyraźnie wykrzyczeć. Są jak fala, która przychodzi, gwałtownie zmywając to, co do tej pory wydawało się stałe i niezmienne. Kukiz krzyczał prosto i wyraźnie: „nie chcemy was” – w domyśle: „nie chcemy was, starych politycznych wyjadaczy”. Pod tą prostą artykulacją sprzeciwu wobec obozu władzy, układu PO i PiS, kryje się rzeczywista potrzeba przebudowania systemu państwowego. Głos na Kukiza był wyrazem frustracji, domaganiem się swoich praw, zgłoszeniem potrzeb. W przeciwieństwie jednak do wielu komentatorów nie uważam, żeby ta frustracja miała charakter roszczeniowy. Młodzi ludzie, tym razem, a podobnie jak i w 2007 r., wyraźnie powiedzieli, czego nie chcą, a nie powiedzieli: „dajcie nam coś, co nam się należy za darmo”. Warto o tym pamiętać, zanim jedni politycy obrażą się na wyborców, a inni uznają, że to właśnie ich program zmian został przyjęty.
Mówienie o „antysytemowości”, czy też „antypartyjności”, to za mało, żeby zrozumieć społeczną rzeczywistość. | Paweł Ciacek
Polityczna narracja PO ostatnich kilku lat sprowadzała się do wyliczania osiągnięć: liczby wybudowanych, dróg, wzrostu PKB, wzrostu średniej płacy. Statystyczne wyliczenia udowadniały ekonomiczny dobrobyt. W Polsce jest dobrze i jeszcze nigdy tak dobrze nie było. Co więcej w Polsce jest lepiej niż gdziekolwiek w Europe, medialny obrazek zielonej wyspy na długo pozostanie w społecznej pamięci. Trudno zaprzeczyć tym faktom, tak samo jak trudno jest zaprzeczyć samopoczuciu tych, którzy startują do zawodowego życia lub są na jego początku. A samopoczucie to jest dalekie od ogólnego zadowolenia.
Na Kukiza nie głosowali ludzie sfrustrowani swoją obecną sytuacja (choć tacy także w grupie zwolenników muzyka się znaleźli), głosowali na niego ludzie, którzy pomimo swojej obecnie dobrej sytuacji boją się o to, co spotka ich w przyszłości. Obecni 20- i 30-latkowie układają sobie życie, zdobywają pierwszą pracę żyją całkiem nieźle w wynajętym mieszkaniu (lub jeśli mają szczęście w mieszkaniu, które kupili im rodzice), szeroko korzystają z życia kulturalnego, prowadzą bogate życie towarzyskie, cały czas się kształcą i realizują swoje pasje. Jednak przyszłość rysuje się w znacznie ciemniejszych barwach. Nie wiadomo, kiedy praca przekształci się w stałą i bardziej pewną, nie wiadomo, czy będzie to praca, która zapewni im materialny awans, nie wiadomo, czy stać ich będzie na założenie rodziny, nie wiadomo w końcu, kiedy przejdą na emeryturę i czy dostaną z ZUS-u jakiekolwiek świadczenia. To tak, jakby siedzieli na słonecznej plaży, ale gdzieś na horyzoncie widziei zbliżające się ciemne chmury.
W tej sytuacji „infrastrukturalno-ekonomiczna” narracja PO mogła tylko drażnić młodych wyborców. Toczenie sporów na temat tego, jak jest, albo – jeszcze gorzej – jak było, ich nie obchodzi. Obchodzi ich to, co będzie – kolejne kroki. PO, broniąc swoich dokonań w starciu z PiS-em i nieustannie odtwarzając oś politycznego sporu, zapomniała o tym, że wyborcy mają swoje realne potrzeby i realne lęki. Swoją politykę trzeba przedstawiać w kategoriach korzyści dla obywateli. Jedyną z nich nie może być obecność PiS-u (lub jej brak) w rządzie.
Pokolenie wolnej Polski czuje narastającą frustrację w zetknięciu z polskim państwem. W ich przekonaniu państwo nie pomaga w starcie w dorosłe życie: nie pomaga w zdobyciu stabilnej pracy, nie ułatwia założenia rodziny i nie dostarcza młodym rodzinom wystarczającego wsparcia, nie ułatwia założenia firmy, piętrzy trudności, gdy firma już działa. W ich przekonaniu państwo jest źródłem opresji, a nie przyjazną obywatelowi instytucją.
Pokolenie wolnej Polski jest dobrze przygotowane do wyzwań współczesnego świata, jest wykształcone, zmotywowane do pracy, nastawione na osiągnięcia zawodowe, ale gotowe rozwijać swoje pasje i zainteresowania. Wyjazd z Polski nie jest dla nich problemem. Na krótką metę może był odskocznią, realizacją poznawczych potrzeb, na dłuższą metę może jednak okazać się jedyną realną alternatywą do poprawienia swojej sytuacji. 20-latkowie mówią o tym otwarcie.
Wybory prezydenckie były okazją do tego, żeby powiedzieć politykom: „Tutaj jesteśmy, popatrzcie na nas, zobaczcie, czego chcemy. Nie obchodzą nas wasze medialne spory, należą do przeszłości. Na razie radzimy sobie, ale to, co zdobyliśmy, zawdzięczamy wyłącznie sobie. Nikt nam nie pomógł. Nie zawsze będziemy w stanie sprostać wyzwaniom, które przed nami. Nie zawsze jest to nasza wina. Oczekujemy od państwa współpracy, pomocy, ułatwień, a jeśli je dostaniemy, dalej poradzimy sobie sami. Dajcie nam tylko taką możliwość”.
Mam nadzieję, że ten przekaz zostanie zrozumiany.