Plan był zapewne taki – Ewa Kopacz wychodzi do dziennikarzy i mocnym głosem informuje o całej serii dymisji swoich bliższych i dalszych współpracowników. Osiąga tym samym co najmniej cztery cele. Po pierwsze, pokazuje się jako prawdziwy lider sprawujący pełną kontrolę nad partią. Ledwie kilka dni wcześniej podczas wyjazdowego posiedzenia klubu PO w Jachrance złożyła właśnie taką deklarację – wzięcia pełnej odpowiedzialności za kampanię parlamentarną. Po drugie, grubą kreską odcina rząd od serii tykających bomb, których kolejne eksplozje zagrażałyby partii w najbliższych miesiącach. Po trzecie, premier podkreśla, że rząd musi pracować normalnie i efektywnie, ponieważ koalicja ma do zrealizowania świeży, dobry dla Polski i Polaków program. Wreszcie po czwarte, w miejsce usuniętych polityków Kopacz powołuje nowe twarze, co jej obietnicom nowego otwarcia dodaje wiarygodności. Który z tych celów udało się nie zrealizować? No, właśnie…
Wrażenie siły i kontroli nad sytuacją legło w gruzach już na początku. Premier na konferencji była wyraźnie zdenerwowana, kilka razy się przejęzyczyła, jej głos drżał, wielokrotnie niemal się załamując. Nie ulega wątpliwości, że decyzja o dymisjach w rządzie została podjęta nagle, prawdopodobnie na kilka godzin przed konferencją.
Ponadto skala dymisji oraz jej cel nie zostały odpowiednio uzasadnione. Kopacz powiedziała jedynie, że afera taśmowa ma „negatywny wpływ na funkcje państwa”, a ona sama nie pozwoli na „grę taśmami” w kampanii. Nie dowiedzieliśmy się, czy zdymisjonowani politycy są czemukolwiek konkretnemu winni, czy też odchodzą do „czasu wyjaśnienia sprawy”, co – jak powinna zapewnić premier – nastąpi w przeciągu kilku najbliższych tygodni. Zamiast tego poinformowała, że na rozwiązanie afery nie ma szans do czasu wyboru nowego prokuratora generalnego. Przeprosiny dla wyborców PO – nawiasem mówiąc, dlaczego nie dla wszystkich Polaków – jedynie pogłębiły wrażenie chaosu i impotencji szefowej rządu.
Trudno się więc dziwić, że zamiast uciąć spekulacje na temat afery taśmowej, Ewa Kopacz jedynie je pobudziła, tym bardziej, że mówiąc o „bardzo konkretnej propozycji”, jaką PO rzekomo ma, premier nie powiedziała nic konkretnego i odesłała widzów do wygłoszonego niemal rok wcześniej exposé. Skądinąd wiemy też o zaplanowanej jeszcze na czerwiec konwencji programowej, podczas której, jak rozumiem, Platforma swoją ofertę jakoś odświeży. Pani premier nic jednak o tym nie wspomniała. Zabrakło więc i pozytywnych propozycji programowych, i nazwisk osób, które miałyby je realizować. Te mamy poznać dopiero w niedzielę.
To wszystko nie byłoby jeszcze dla PO katastrofalne, gdyby krótkie wystąpienie premier Kopacz było częścią szerszego planu odzyskiwania inicjatywy przez partię rządzącą i gdyby po briefingu szefowej rządu do mediów ruszyły młode twarze z PO, powtarzając hasła o „nowym otwarciu” i podgrzewając atmosferę przed ogłoszeniem nazwisk nowych ministrów. Towarzyszyć im powinna zmasowana kampania internetowa, przekonująca, że szefowa rządu sprawuje pełną kontrolę nad gabinetem, wie co robi, a nowi ministrowie gwarantują wprowadzenie do polityki rządu nowej jakości.
Nic takiego się nie stało. Tego wieczoru programy publicystyczne odwiedzili ci sami politycy co zawsze (np. w „Kropce na i” PO reprezentował… Stefan Niesiołowski), premier wyjechała do Brukseli, a społecznościowe kanały komunikacji partii i szefowej rządu albo milczą, albo po prostu cytują fragmenty wystąpienia Kopacz. Nie widać żadnej próby narzucenia odbiorcom własnej interpretacji ostatnich wydarzeń. Dokładnie tak samo, jak Bronisław Komorowski w czasie kampanii, PO oddaje inicjatywę i pozostawia sprawy własnemu biegowi. Paweł Kukiz i Andrzej Duda tego błędu nie popełniają – wystarczy zajrzeć na ich facebookowe profile.
Wobec spadku zaufania do PO poważne zmiany na szczytach władzy mogły być znakomitym sposobem na opanowanie kryzysu. Aby tak się stało, musiałyby jednak być tylko jednym z elementów szerszego planu działań, w którym premier Kopacz pokazałaby nie tylko, że ma pomysł na nową Polskę, ale również, że stoi za nią nowy, energiczny zespół umiejący wprowadzić te pomysły w życie.
Ten scenariusz odzyskania sympatii wyborców jak na razie jest marnowany i ogłoszenie nazwisk nowych ministrów niewiele tu zmieni. Jedyna nadzieja dla PO w tym, że premier dostrzeże swój błąd, na opuszczone stanowiska powoła naprawdę nowe twarze, a następnie zrobi z nich gwiazdy nadchodzącej konwencji programowej, jednocześnie odsuwając na bok osoby opatrzone do bólu. To byłby z dawna oczekiwany dowód zdolności przywódczych Ewy Kopacz i myślenia o dwa, trzy kroki naprzód.
Jak na razie mieliśmy bowiem do czynienia z kolejnym nieprzygotowanym, partyzanckim wystąpieniem pani premier, które zamiast dodać jej sił, obnażyło słabości. Ewa Kopacz nerwowo szarpie cuglami, mimo że koń wciąż stoi zamknięty w boksie. Ona sama i otaczający ją ludzie nie mogą nie zdawać sobie z tego sprawy.