Nie dalej niż dwa tygodnie temu jeden z internetowych serwisów epatował czytelników groźbą, że „Rosja może zabrać nam Grupę Wyszehradzką”. Nic to, że tytuł wplata się w naiwną retorykę, wedle której Rosją straszy się niczym Mordorem, który rozleje się po „naszym” podwórku i pozjada nam wszystkie zabawki. Kluczowy był jednak w tytule zwrot „nam”. Nam, czyli komu? Jakby ktoś zapomniał, że przecież Grupa nie jest niczyją własnością, ani tworem prywatnym, którego niepodzielnym dysponentem jest to albo inne państwo? Nie jest też, ba, nigdy nie była, organizmem prowadzącym jednolitą politykę, grzecznie i niezbyt rozsądnie potakującym sobie w każdej kwestii. To czworokąt (z przyległościami), składający się z suwerennych państw, prowadzących własne polityki, odpowiadających przed własnymi obywatelami, podejmujących decyzje, które w pierwszym rzędzie mają być zgodne z interesem ekonomicznym, politycznym czy społecznym każdego z nich. Czworokąt, w którym zawsze walczyły ze sobą pewne sprzeczności, a narodowe mitologie splatały się, niekiedy zgodnie koegzystując, a kiedy indziej elektryzując już nie tylko intelektualne dyskusje, ale też konkretne, nie zawsze spójne działania. Czworokąt w tle mający zawsze pytanie o tożsamość każdego ze składających się nań narodów, a także o możliwość mówienia o pewnej tożsamości wspólnej. O tym, co sprawia, że w pewnych obszarach jest nam razem po drodze, że dogadujemy się, jeśli nie lepiej, to na pewno szybciej niż niektóre państwa regionu.

Teza o „zabieraniu nam Grupy Wyszehradzkiej” – choć we wspomnianym artykule podmurowana głównie kwestią polityki gazowej – podprowadza ku pewnej niefortunności myślenia o Wyszehradzie. Tym lepiej, że o owych tożsamościach chcemy i będziemy rozmawiać więcej, a za pośrednictwem Międzynarodowego Funduszu Wyszehradzkiego państwa czworokąta wskazują, że rozmawiać chcą i nadal będą. Wyrazem tego jest choćby tegoroczna strategiczna konferencja wyszehradzka, którą mam przyjemność koordynować. W jej tle pozostaje pytanie o tożsamość, o sposoby jej kształtowania się po Wielkiej Wojnie i po II wojnie światowej. O miejsce w historii i czasie, w którym znalazł się każdy z krajów V4, o politykę wewnętrzną i zewnętrzną, jaką z tego stanu wyprowadził. Mając zatem w pamięci doświadczenia sprzed Wielkiej Wojny, będziemy pytać o czynniki kształtujące odradzające się wówczas państwa, o to, na czym zbudowano pojęcie narodu i społeczeństwa, oraz w jakie państwo wierzono. By nie pozostawać tylko w czasach historycznych, będziemy również zastanawiać się, jak owe tożsamości przekładają się na współczesną politykę, na ideologie poszczególnych partii, ale i na całe systemy państwowe. I wreszcie, jaką rolę w owych tożsamościach odegrały i odgrywają narodowe mity, a szczególnie kluczowe postacie, przez jednych czytane jako narodowi bohaterowie, dla innych będące uosobieniem wroga. Padną również pytania o to, jak dziś uczyć wyszehradzkiej historii, jaką rolę w bieżącym dyskursie politycznym pełnią nasze wspólne oraz indywidualne dziedzictwa historyczne, a także o to, jak dziś rozważać wspólną wyszehradzką tożsamość (o ile taka faktycznie istnieje).

Mam wrażenie, że jeśli Grupa Wyszehradzka nadal chce podejmować takie tematy, to może wcale nie jest z nią tak źle, a wieszczenie śmierci, czy choćby rozpadu, wydaje się raczej przedwczesne. Nie jesteśmy jednością, ale wciąż więcej nas łączy niż dzieli. I nad tym „więcej” warto pracować. A jeśli ktoś by chciał, zawsze można wpaść do Brna i wziąć udział w dyskusji. Wystarczy zerknąć na stronę www.myhero.ceeidentity.eu i o wyszehradzkiej tożsamości pomyśleć ciut inaczej, niekoniecznie z perspektywy rozpadu, wykluczenia, zawłaszczania czy kreślenia linii podziałów.