Spotowi skierowanemu do nie-mam, by „nie odkładały macierzyństwa na potem” zarzucono m.in. że wpędza kobiety w poczucie winy i ignoruje prawdziwe społeczne przyczyny niskiej płodności. Nie są to bynajmniej egoizm i pęd ku karierze, ale bardziej prozaiczne powody, jak brak stabilności życiowej, stałej pracy, warunków mieszkaniowych, zabezpieczeń społecznych czy – uwaga, uwaga – partnera, z którym można by to dziecko mieć i wychować. Nawet pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania, prof. Małgorzata Fuszara, zaprotestowała przeciwko przedstawianiu macierzyństwa jako jedynej słusznej drogi życiowej („powołania”) kobiety, wykluczającej się jednocześnie z innymi wyborami życiowymi i w razie niespełnienia prowadzącej do bezdennego nieszczęścia i egzystencjalnej pustki.

Sama przedstawicielka Fundacji Mamy i Taty (podkreślenie moje) nie potrafiła odeprzeć stawianych zarzutów i odpowiedzieć na pytanie, dlaczego konserwatywna organizacja (postulująca wprowadzenie zakazu rozwodów w pierwszym roku trwania małżeństwa i sprzeciwiająca się Konwencji Stambulskiej czy „edukacji równościowej”) przedstawia kobietę samą i kieruje przekaz wyłącznie do kobiet. Tak jakbyśmy rzeczywiście rozmnażały się przez dzieworództwo…

Kobiety w wieku rozrodczym są (jesteśmy) dzisiaj bombardowane sprzecznymi przekazami. | Magdalena Grzyb

Ale mimo że spot wywołał powszechne oburzenie, to może jednak w jakimś sensie odzwierciedla on polską rzeczywistość i postępujące w nim zmiany społeczne? Może tak naprawdę jest w nim trochę gorzkiej prawdy?

Po pierwsze rzeczywiście wiele kobiet jest dzisiaj rozdartych między pragnieniem posiadania dziecka/presją społeczną/tykającym zegarem biologicznym (niepotrzebne skreślić) a swoimi projektami życiowymi, które ewentualne urodzenie dziecka może poważnie skomplikować, zwłaszcza w sytuacji, gdy nie mogą one liczyć na wsparcie bliskich lub nie stać ich na zatrudnienie opiekunki.

Kobiety w wieku rozrodczym są (jesteśmy) dzisiaj bombardowane sprzecznymi przekazami. Z jednej strony od matek, starszych koleżanek czy mądrych pań w kolorowych gazetach słyszymy, że kariera zawodowa (i samorealizacja) zapewniają pewniejszy los niż założenie rodziny. Na własne oczy widzimy, jak kruche są dzisiaj związki (o ile w ogóle są). Z drugiej strony te same kobiety twierdzą, że za nic w świecie nie zamieniłyby doświadczenia posiadania dzieci i sugerują, że kobieta bezdzietna jest kobietą niepełną.

Po drugie film pokazuje obowiązujące narracje o macierzyństwie oraz bezsens dyskursu konserwatywnego, który z jednej strony obwinia kobiety o niską dzietność, a zupełnie pomija czynniki społeczne oraz rolę mężczyzn. Urodzenie dziecka jest „powołaniem kobiet”, a jeśli kobieta nie urodzi dziecka lub odkłada w nieskończoność decyzję o ciąży, to jest to jej wina. Bo egoistka „wybrała” karierę, bo woli podróże i luksusy zamiast prokreacyjnej służby społeczeństwu.

Bo, oczywiście, decyzja o dziecku jest decyzją kobiety! Oto przesłanie kampanii. I macierzyństwo też jest problemem/obowiązkiem/powołaniem kobiety! A ojciec? W swojej najnowszej książce słynny psycholog Philip Zimbardo zastanawia się „Gdzie ci mężczyźni”. No właśnie – gdzie?

Może za kilka pokoleń upodobnimy się do lwów – samice będą wspólnie wychowywać młode w tzw. grupach rodzinnych, a samce krążyć między jednym a drugim stadem? | Magdalena Grzyb

To prawda, że coraz więcej ojców bierze urlopy tacierzyńskie i w większym stopniu partycypuje w obowiązkach domowych. Z drugiej jednak strony rośnie liczba samotnych matek. Już teraz w Polsce rozpada się co trzecie małżeństwo, z czego 80 proc. pozwów rozwodowych składają same kobiety. Ale nawet w małżeństwach obowiązki domowe i opieka nad dziećmi spadają głównie na kobiety. Obowiązujący system tylko utrwala taki porządek, na przykład prawie zawsze powierzając opiekę na dzieckiem matce (według badań IWS aż w 88 proc. spraw) i pozwalając ojcom latami uchylać się od alimentów, pod warunkiem, że nie robią tego „uporczywie”. Ale czy naprawdę z polskimi ojcami jest aż tak źle, żeby w ogóle o nich zapomnieć i wyciąć ich ze spotu zachęcającego do posiadania dzieci? Żeby redukować ich do roli dawcy nasienia lub płatnika alimentów? Nawet przez konserwatywne organizacje promujące „wartości rodzinne” i wzmacniające „polską rodzinę”?

Tak oto Fundacja Mamy i Taty apeluje do kobiet-niematek, by rodziły więcej dzieci, bo inaczej będą nieszczęśliwe. Być może przesłanie wcale nie jest takie konserwatywne i reakcyjne, jak się z pozoru wydaje? Po prostu sankcjonuje istniejący stan rzeczy, czyli „nieobecną figurę ojca”. A może wręcz jest postępowe i zgodne z kierunkiem zmian społecznych? Wychowanie dzieci rzeczywiście staje się domeną kobiet i nie ma co liczyć na tatów? Kształt „polskiej rodziny” się zmienia. Może za kilka pokoleń upodobnimy się do lwów – samice będą wspólnie wychowywać młode w tzw. grupach rodzinnych, a samce (ich niedobitki) będą krążyć między jednym a drugim stadem niczym satelity i zapładniać samice? Wizja śmiała, niczym z nienapisanej jeszcze powieści Houellebecq’a. Fundacja Mamy i Taty po prostu antycypuje zmiany.

Skoro jednak to „ideologia gender” skazała kobiety na samotność i doprowadziła do rozpadu rodziny, to dlaczego nawet sami konserwatyści w swoich narracjach nie są w stanie utrzymać i promować „tradycyjnego modelu rodziny”? Czy nie widzą tego, że atakując kobiety (i wyłącznie kobiety!) za to, że nie mają dzieci, de facto legitymizują postępujące zmiany społeczne i „rozpad rodziny”, z którym rzekomo walczą?

Zanim ten rozpad rodziny (lub tylko transformacja) nastąpi, może właśnie nadszedł czas, by zacząć o tym mówić i zamiast wieszać psy na kobietach, że nie chcą rodzić dzieci, zająć się tymi wszystkimi młodymi panami, nie-ojcami, których Zimbardo wytropił wpatrzonych w ekran komputera lub telewizora, uzależnionych od gier i pornografii, wycofanych, roszczeniowych, niedokształconych, o nikłych kompetencjach społecznych, poczuciu odpowiedzialności i niezdolnych do zakładania rodziny. Może dajmy im szansę? Bo nawet jeśli kobiety całkiem nieźle – czy tego chcą, czy są zmuszone przez okoliczności – radzą sobie bez mężczyzn, to dzieci, a zdaniem Zimbardo zwłaszcza chłopcy, potrzebują też ojców.