0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Komentarz nadzwyczajny > Terroryzm koraniczny? W...

Terroryzm koraniczny? W odpowiedzi Pawłowi Lisickiemu

Jakub Sypiański

Z końcem kwietnia 638 r. padła broniona przez Bizantyńczyków Jerozolima i do miasta wkroczyły arabskie wojska. Trzynaście stuleci później, 23 października 1983 r., kierowcy dwóch ciężarówek w Bejrucie wysadzili się w powietrze, zabijając trzystu amerykańskich i francuskich żołnierzy. Choć trudno w to uwierzyć, w oczach Pawła Lisickiego te dwa wydarzenia niewiele się różnią.

Uprzedzeniom i manipulacjom Pawła Lisickiego trzeba się przeciwstawić, mimo że jego wypowiedzi rozczarowują i nużą. Publicysta na skomplikowane problemy daje skrajnie proste odpowiedzi. Dlaczego fundamentaliści muzułmańscy zabijają? Bo taki jest – odpowiada – przekaz Koranu. Skoro tak, to dlaczego fundamentalizm pojawił się dopiero w XX w.? Dlaczego nie wszędzie? Dlaczego gwałtownie zyskuje na popularności? Dlaczego w społeczeństwach arabskich muzułmanów – coraz bardziej liberalnych w połowie zeszłego stulecia – kobiety zaczęły wyciągać z szaf burki, a mężczyźni karabiny? Paweł Lisicki ma na to wszystko jedną gotową i genialną odpowiedź – to głęboko zakorzeniona w islamie skłonność do przemocy i fanatyzmu.

Problem z krytyką islamofobicznego stanowiska tego typu polega na tym, że łatwo wpaść w pułapkę i zgodzić się na przyjęcie debaty na niewłaściwym polu. Możemy przerzucać się cytatami z Koranu i Biblii, ale nie wytłumaczy to, dlaczego w XX w. pojawił się muzułmański terroryzm, mimo że przez wieki społeczeństwa muzułmańskie – wbrew swojej rzekomej „wrodzonej nienawiści” – traktowały wyznawców innych religii dużo lepiej niż chrześcijańskie. Może nie dla każdego jest to oczywiste, ale prawie wszystkie państwa muzułmańskie – od Mahometa po ostatniego kalifa osmańskiego Abdul-Medżida – nie praktykowały prześladowań, choć prawdą jest, że nadawały mniejszościom religijnym niższy status prawny i społeczny. Zauważmy na przykład, że po wspomnianym wyżej zajęciu Jerozolimy przez muzułmanów w 638 r., żydzi po raz pierwszy od kilku stuleci mogli legalnie sprawować kult w swoim świętym mieście, do którego wstępu zabraniali im wyznawcy Chrystusa. Państwa chrześcijańskie tymczasem rzadko tolerowały u siebie społeczności obce religijnie – spytajmy o to helleńskich czy słowiańskich politeistów, albigensów, morysków czy przede wszystkim właśnie żydów. Dlaczego role prześladowców i prześladowanych odwróciły się w XX w., skoro ani Biblia, ani Koran nie zostały napisane na nowo?

Diagnozy Pawła Lisickiego nie mogą na to dać odpowiedzi, bo zbudowane są na uprzedzeniach, uproszczeniach i błędach merytorycznych. Jeśli się mówi, tak jak Lisicki, że islam był szerzony ogniem i mieczem, to należy wyjaśnić, że chodzi o podboje terytorialne, a nie o wymuszone przyłożoną do karku szablą konwersje na islam. Muzułmańskie państwa, od Omejadów po Osmanów, zazwyczaj nie tylko nie zmuszały swoich poddanych do przejścia na islam, ale także czasem do tego zniechęcały, zwłaszcza w pierwszych stuleciach. „Podboje islamu” nie różnią się więc niczym od „podbojów chrześcijaństwa” w Amerykach, Afryce czy na Filipinach – ich sukces był efektem takiego samego imperializmu. Utożsamianie politycznej i militarnej ekspansji muzułmańskich organizmów państwowych ze zmuszaniem do konwersji jest błędem zrodzonym z niewiedzy lub manipulacją powodowaną złymi intencjami.

Niezgoda na islamofobię i manipulację faktami na temat islamu nie jest równoznaczna ze zgodą na burkę, obrzezanie dziewczynek czy dyskryminację koptów w Egipcie.

Jakub Sypiański

O jakości refleksji Pawła Lisickiego na temat problemu niektórych współczesnych praktyk muzułmańskich świadczą wyraźnie jawne sprzeczności w jego tekście. Z jednej strony twierdzi, że przemoc jest inherentną cechą społeczeństw muzułmańskich, pochodzącą z jądra ich przekonań religijnych, ale z drugiej uważa, że polscy Tatarzy są patriotami i nikomu nie zagrażają. Czyżby tatarski Koran był mniej krwiożerczy? Podwójne standardy przykłada też do terroryzmu: terroryści irlandzcy są wyjątkami, zgniłymi jabłkami w chrześcijańskim sadzie, natomiast terroryści muzułmańscy są co prawda równie małym ułamkiem społeczeństwa, ale cieszą się rzekomo sympatią otoczenia. Tak jakby IRA nigdy nie cieszyła się poparciem Irlandczyków.

Warto na marginesie wspomnieć, że to Irlandia jest kolebką terroryzmu. Gdy w latach 30. XX w. żydowski Irgun przyjął w Palestynie taktykę ataków terrorystycznych, wzorował się właśnie na Irlandczykach. Wkrótce śladem Irgunu poszli walczący z żydowską kolonizacją palestyńscy muzułmanie i chrześcijanie, a kilkadziesiąt lat później import terroryzmu na Bliski Wschód zaowocował pierwszymi atakami samobójczymi. W przeciągu czterech lat od wspomnianego na wstępie ataku z 1983 r. czterdziestu jeden libańskich zamachowców-samobójców zabiło w sumie 659 amerykańskich, francuskich i izraelskich żołnierzy. Większość z tych terrorystów nowego typu była świeckimi, lewicowymi aktywistami i znaleźli się wśród nich zarówno muzułmanie, jak i chrześcijanie. Bardzo jestem ciekaw, jak Paweł Lisicki chciałby to wszystko wytłumaczyć za pomocą hermeneutyki koranicznej.

Publicystyka, którą, pisząc o islamie, uprawia Paweł Lisicki, jest szkodliwa nie tylko dlatego, że jest zbudowana na spróchniałych klockach intelektualnych, ale również dlatego, że psuje poważną dyskusję o negatywnych praktykach muzułmańskich. Niezgoda na islamofobię i manipulację faktami na temat islamu nie jest równoznaczna ze zgodą na burkę, obrzezanie dziewczynek czy dyskryminację koptów w Egipcie. Wręcz przeciwnie – krytyka postaw islamofobicznych jest próbą skutecznego i opartego na wiedzy rozwiązania problemów, z którymi się mierzymy: choćbyśmy wyciągnęli z Koranu tysiąc sur nawołujących do pokoju i tolerancji, nie można przecież zanegować wzrastającej popularności salafizmu w Europie czy krwi przelewanej przez organizację o nazwie Państwo Islamskie. Ale zamiast wylewać pomyje na Koran, jak robi to Paweł Lisicki, musimy szukać merytorycznych diagnoz i przemyślanych rozwiązań do tych fenomenów. Tym bardziej, że świętych tekstów i tak nie zmienimy, nawet jeśli rzeczywiście nawoływałyby do nienawiści. Co gorsza, niemądre islamofobiczne wypowiedzi dolewają tylko oliwy do ognia.

Paweł Lisicki nie tylko nie odpowiada na podstawowe pytania, ale daje też – implicite – recepty, których zastosowanie byłoby sprzeczne z naszymi zasadami etycznymi i przeciwskuteczne. Wyobraźmy sobie przez chwilę, że jego wizja islamu ma sens. Załóżmy, że muzułmanie rzeczywiście są predestynowani przez swoją kulturę i swoją „nieświętą” księgę do przemocy. Co dalej? Paweł Lisicki sugeruje nieprzyjmowanie w Europie nawet uciekających przed pożogą wojenną uchodźców (których na dodatek mylnie nazywa „imigrantami”). Jego strategia to odcięcie się od Bliskiego Wschodu morzem i unijnym Frontexem.

Duża część polskiego społeczeństwa podziela taką wizję rozwiązania problemu. Ale odmawiając pomocy uchodźcom, odkładamy problem na później – po to tylko, żeby w przeciągu pokolenia wybuchł z większą siłą. Tak, teoretycznie możemy otoczyć świat arabsko-muzułmański kordonem ochronnym i poddać kwarantannie. Problemy Arabów zostawmy Arabom: skrajne nierówności, biedę, korupcję, brak perspektyw i frustracje (bardzo licznego) młodego pokolenia, wojny i brutalne dyktatury. Wymagałoby to pewnych poświęceń – trzeba by bardzo mocno zamykać oczy i udawać, że nie mamy nic wspólnego z krwią przelewaną przez dyktatorów i terrorystów. Przy okazji pewnie przyszłoby nam się pożegnać z archeologią i turystyką bliskowschodnią.

Odmawiając pomocy uchodźcom, odkładamy problem na później – po to tylko, żeby w przeciągu pokolenia wybuchł z większą siłą.

Jakub Sypiański

Czy warto? To pytanie nie ma sensu, bo izolacja nie jest „strategią na przyszłość” – ten scenariusz już się realizuje i przynosi przerażające owoce.

Nie odkręcimy spirali bliskowschodnich problemów, zamykając je w piwnicy na kłódkę i udając, że znikną same. Przez kilka dziesięcioleci Europa brała z Bliskiego Wschodu tylko to, czego sama potrzebowała – głównie siłę roboczą i ropę. Współpracowaliśmy z dyktatorami, licząc na to, że będą trzymać wszystkich dżihadystów na muszce. Zamiast ze społeczeństwami arabskimi, współpracowaliśmy z ich katami, strażnikami w geopolitycznym i cywilizacyjnym getcie, jakim stał się w XX w. Bliski Wschód. Efekt jest odwrotny do zamierzonego.

Fundamentalizm islamski nie zniknął za dotknięciem magicznej różdżki i dyktatorskiego bata, ale urósł w siłę bez precedensu. Dlaczego? Oczywiście dlatego, że nie wziął się z intensywnej lektury Koranu przez dżihadystów, ale jest od początku do końca problemem o podłożu społecznym i politycznym, problemem XX-, a nie VII-wiecznym. 


 

 

O islamofobii czytaj także:

Ilustracje: Kamil Burman

Ilustracje: Kamil Burman

Debata „Kultury Liberalnej” „Polska islamofobia?”.

Temat Tygodnia „Polska islamofobia?” (nr 339).

Rozmowa z Olivierem Roy’em „Burka jako forma ekshibicjonizmu”.

Temat Tygodnia „Islamofobia młodych Polaków” (nr 351).

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 339

(27/2015)
13 lipca 2015

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj