„Przyznam, że pozostaje dla mnie zagadką, jak można było tylu Polakom wmówić, że po 26 latach wolności, mimo gospodarczej prosperity, trzeba będzie Polskę odbudowywać ze zgliszczy jak po wojnie. Wydawało się to na tyle głupie, na tyle podłe, że niewarte polemiki” – mówił w udzielonym tygodnikowi „Polityka” wywiadzie (pierwszym po przegranych wyborach) Bronisław Komorowski. Prezydent – a także inni liderzy Platformy Obywatelskiej – wydaje się bardzo zawiedziony taką postawą elektoratu. Polska w ciągu ostatnich 8 lat dokonała olbrzymiego skoku cywilizacyjnego. Wyborcy wydają się tego nie doceniać.
Dla polityków partii rządzącej ta sytuacja musi być tym bardziej niezrozumiała, że pomimo szalejącego na świecie kryzysu ekonomicznego, coraz większej liczbie osób żyje się w Polsce dobrze. Świadczą o tym nie tylko rosnące wskaźniki gospodarcze, ale także subiektywne odczucia wyrażane w badaniach opinii publicznej. Jak podaje CBOS, między listopadem 2007 a majem 2015 r. z 31 do 44 proc. wzrósł odsetek Polaków oceniających dobrze obecne warunki materialne swojego gospodarstwa domowego; z 38 do 46 proc. wzrósł odsetek Polaków uważających, że ich rodzinie żyje się dobrze.
Jednak coraz lepsze samopoczucie Polaków nie przekłada się na wiarę w to, że w przyszłości może być lepiej. 64 proc. ankietowanych uważało w czerwcu, że obecny rząd nie stwarza szans na poprawę sytuacji gospodarczej. W maju 57 proc. ankietowanych uważało, że ogólnie rzecz biorąc, sytuacja w naszym kraju zmierza w złym kierunku. Więcej niż co trzeci czuł się wówczas zagrożony bezrobociem.
Paradoksalnie odwrót od Platformy Obywatelskiej najlepiej świadczy o jej sukcesie w realizacji postawionych sobie przez nią samą celów. Tusk sprawił, że urok programu modernizacyjnego się wyczerpał. | Tomasz Chabinka
Podgrzewanie przez Platformę Obywatelską wody w kranie trwało zbyt długo, by Polacy zauważyli jakąkolwiek zmianę. Dla większości z nich – niczym dla anegdotycznej gotowanej żaby – woda ta jest wciąż co najwyżej letnia. Modernizujące się państwo czy rząd budujący autostrady i inne obiekty infrastruktury w ciągu ostatnich lat stały się czymś normalnym. W oczach wyborców koalicja rządząca zapewnia jedynie standard minimum. Inne partie obiecują utrzymanie dotychczasowego tempa modernizacji, ale dorzucą coś jeszcze. Nic więc dziwnego, że Polacy stają się znużeni dotychczasowymi rządami i oczekują zmiany.
To oczekiwanie oczywiście nie może zaskakiwać – dla demokracji jest zupełnie naturalne. Zaskakujący jednak jest charakter tego oczekiwania. Wyborcy nie chcą dzisiaj partii, która modernizować będzie jeszcze sprawniej; która uczyni z Polski państwo jeszcze nowocześniejsze. Zamiast tego głosują na prawicę, na partie buntu, na liderów pozbawionych struktur i programu.
Paradoksalnie ten odwrót od Platformy Obywatelskiej najlepiej świadczy o jej sukcesie w realizacji postawionych sobie przez nią samą celów. W ostatnich latach za truizm przyjęło się uważać, że po wstąpieniu do NATO i Unii Europejskiej w polskiej polityce zabrakło ambitnych celów. Jednak to nieprawda. Wstąpienie do NATO i Unii Europejskiej nigdy nie było celem – było jedynie środkiem do celu; do tego, by Polska stała się normalnym europejskim krajem. I rządowi Donalda Tuska – przy ogromnym wsparciu unijnych pieniędzy – ten cel udało się w zdecydowanej mierze osiągnąć.
Tusk sprawił, że urok programu modernizacyjnego się wyczerpał. Na nikim wrażenia nie robią już składane przez Adama Szejnfelda obietnice, że w Polsce wkrótce mają szanse pojawić się wieżowce takie jak w Dubaju. Przyszłość wydaje się dziś należeć do polityków, którzy będą potrafili znaleźć odpowiednią równowagę między wykorzystaniem faktu przynależności Polski do struktur europejskich a potrzebą Polaków do szukania własnych rozwiązań i własnej drogi, bez oglądania się na Zachód. W polskiej polityce nadchodzi czas specyficznego – często kontrpostmodernistycznego – postmodernizmu.