W charakterze ciekawostek fonograficznych pojawiło się wprawdzie trochę nagrań z tym instrumentem w roli głównej, lecz biografie i działalność na polu solowej muzyki kontrabasowej Spergera, Bottesiniego czy Dragonettiego (by wymienić tych dawniejszych) oraz tak znakomitych twórców XX-wiecznych jak Kusewicki, Hindemith czy Henze nie trafiły do powszechnej świadomości odbiorców.
Katarzyna Brochocka to kompozytorka młodszego pokolenia, odnosząca sukcesy szczególnie w dziedzinie opery kameralnej. Jej utwory doceniane były na konkursach kompozytorskich i festiwalach w Nowym Jorku, Waszyngtonie, Houston, Londynie i Wiedniu. Twórczość Brochockiej jest silnie zakorzeniona w przeszłości, co znajduje odbicie w klasycznych formach albo czytelnych aluzjach do nich, a ich realizacja świadczy o rozwiniętym warsztacie kompozytorskim.
Forma nie jest dla Brochockiej ograniczeniem, lecz inspiracją; ulega rozpadowi, zniekształceniu i ponownemu złożeniu. Jej myśli muzyczne ewoluują czasem bardzo daleko i składają się w charakterystyczną mozaikę nastrojów: melancholii, obsesji, nostalgii i grozy. Nastroje te nie są obce także muzyce polskiego kompozytora żydowskiego pochodzenia działającego w ZSRR – Mieczysława Weinberga (Wajnberga). Jego dorobek kompozytorski jest imponujący i niezwykle różnorodny, a biografia nietuzinkowa. Ze względu na neoklasyczne podejście do formy i rzemiosła oraz poczucie ironii, groteski i zwięzłość wyrazu sąsiedztwo kompozycji Brochockiej i Weinberga wydaje się odpowiednie. Także aspekt dramaturgiczny sprawia, że tak do siebie pasują. W ostatnich latach zainteresowanie twórczością Weinberga przeżywa w pewnej mierze swój renesans i jego opery pojawiają się na deskach teatrów (np. opera „Portret” wystawiona przez Teatr Wielki w Poznaniu, o czym pisałem w ostatnim, 130 numerze„Zeszytów Literackich”). Ta płyta jest okazją do zapoznania się z próbką jego kameralistyki, która nadal pozostaje najmniej znana.
Byłoby wspaniale, gdyby zainteresowanie utworami Weinberga i działalność kompozytorska Brochockiej były symptomem kolejnej fali neoklasycznych tendencji. Z pewnością wśród polskich kompozytorów współczesnych brakuje takich, którzy są w stanie w tak efektowny i efektywny sposób jak Brochocka zmierzyć się z tradycyjnymi formami i jednocześnie nadać im pełen wyrazu charakter, który, o czym możemy się przekonać, wytrzymuje porównanie z uznanymi klasykami muzyki XX w.
Płytę otwiera „Pas de basse” – suita na kontrabas solo Brochockiej. W nazwie utworu – podobnie jak w tytule całej płyty – mamy do czynienia z grą słów: pas de basse to wyrażenie stylizowane na nazwę kroku baletowego (tak jak pas de deux), a jednocześnie jest oczywistą aluzją do kontrabasu. Ta aluzyjność przesyca klimat całej kompozycji. W utworze wyraźnie widać inspiracje historyczne, choć kolejne ogniwa tego cyklu nie realizują tradycyjnego schematu tańców w suicie, każda z kolejnych części ma tytuł odpowiadający krokowi baletowemu (port de bras, arabesque, ballotté itd.). Jest to partita złożona z wyobrażonych tańców z właściwymi dla nich gestami o bardzo czytelnych melodycznych odwołaniach do ruchu. Ponadto każde ogniwo w cyklu to poniekąd etiuda na kontrabas solo, która ujawnia zadziwiające możliwości techniczne i wyrazowe tego instrumentu. Miejscami dają one wrażenia na tyle nietypowe, że nienawykły do nich słuchacz może chwilami odnieść wrażenie, jakby występował jakiś problem z intonacją. Autorka nie epatuje przy tym bynajmniej – lubianymi przez wielu kompozytorów współczesnych – „efektami niespecjalnymi”, takimi jak użycie nietypowych przedmiotów do wydobycia dźwięku czy dość daleko idące modyfikacje instrumentu, które wprawdzie pozwalają uzyskać inne brzmienie, rzadko jednak cechują się wystarczająco dużą wartością dodaną, by skompensować oczywisty brak inwencji na poziomie czysto partyturowym.
„Sonata na kontrabas i fortepian” to przejmujący, niemal epicki utwór pełen zaskakujących zwrotów akcji i kontrapunktów. Brochocka udowadnia w niej, że jest zręcznym dramaturgiem. Utwór sąsiaduje na płycie z porywającą „Sonatą” op. 108 Mieczysława Weinberga i znakomicie koresponduje z nią zarówno pod względem nastroju, jak środków kompozytorskich.
Płytę zamyka „Koncert kontrabasowy” (w wersji z fortepianem). Klasyczny pod względem architektury formy „Koncert” jest kolejnym utworem, w którym Brochocka poddaje się fascynacji tańcem i ruchem. Pierwsza część rozpoczyna się nostalgicznym walcem, po kilkunastu taktach atmosfera zaczyna gęstnieć, faktura się komplikuje. Ciekawa praca motywiczna połączona oryginalnymi kontrapunktami przeprowadza słuchacza z nostalgicznego zamyślenia do stanów maniakalnych, obsesyjnych, którymi uderza wyraziście zrytmizowana część druga „Koncertu”. Trzecia część przynosi upragniony oddech i powrót do liryzmu i nostalgii z początku, jednak myśli znowu nawarstwiają się, przybierają na sile, stają się coraz bardziej natarczywe, co doprowadza do wybuchu furii (finałowe „Vivace”), który przywodzi na myśl utwory Szostakowicza i Weinberga. Całość znowu jest popisem opanowania formy, wyrazu dramaturgicznego i niezwykle bogatej wyobraźni kompozytorki, aczkolwiek w połączeniu z bardzo ekspresywną grą solisty wywołuje chwilami wrażenie „przekulminowania”, intensywności, która dociska słuchacza do muru. Ale i to zdaje się celowym zabiegiem.
Program tej płyty został skomponowany w pełnym znaczeniu tego słowa: nie jest to potpourri wirtuozowskich utworów na kontrabas, lecz przemyślana, bogata w konteksty i odniesienia praca z własną dynamiką i dramaturgią. Znalazły się tam utwory wciągające przede wszystkim narracją, różnorodnością nastrojów, przenikających się płaszczyzn brzmieniowych. Istotnym atutem jest też samo wykonanie. Karol Kowal, muzyk Orkiestry Filharmonii Narodowej, dobrze prezentuje skrajne rejestry w połączeniu z kantyleną i nasyconym, wyrównanym środkowym rejestrem oraz eksponowane zwłaszcza w „Koncercie” liczne flażolety (naturalne i sztuczne). Wiele bardzo trudnych ustępów, w które obfitują zwłaszcza partytury Brochockiej, zagranych jest bardzo płynnie i lekko; suita „Pas de basse”, w sensie technicznym poniekąd cykl etiud, niewątpliwie stanowi dla artysty wielkie wyzwanie pod względem wyrazowym i biegłościowym. Kowal przedstawia nam kontrabas w roli głównej, w jakiej nieczęsto w ogóle można go usłyszeć. Partię fortepianu w swoich utworach zagrała sama kompozytorka. Stworzyła z solistą zgrany duet dzięki selektywnej grze i uczciwej realizacji kontrapunktu, który łatwo można by zatopić nadmiarem prawego pedału i rozmazaną artykulacją.
Różne instrumenty – takie jak klawesyn, a potem viole, dawne instrumenty dęte i inne, a nawet głos ludzki (kontratenor) – przeżywają swoją drugą młodość, między innymi dzięki wykonawstwu historycznemu. Dlaczego więc nie miałby się wybić na większą samodzielność kontrabas, który jest wszak instrumentem nowoczesnym i zasługuje na to, by kojarzyć go z czymś więcej niż pizzicato w jazz-bandzie, solo w „I symfonii” Mahlera czy „Słoń” z „Karnawału zwierząt” Saint-Saënsa? Odbiorcami płyty Kowala i Brochockiej mogą być ci, którzy są ciekawi oryginalnych brzmień, poznający dopiero kameralistykę XX-wieczną i najnowszą, osoby zainteresowane młodszą generacją kompozytorów i miłośnicy kontrabasu; ci, którzy szukają wyrafinowanej rozrywki intelektualnej, i ci, którzy pragną niecodziennego uzupełnienia otaczającej ich sonosfery.
Płyta:
„Brochocka, Weinberg: Double Bass Works”, CD Accord, 2015.
Muzyka: Katarzyna Brochocka, Mieczysław Weinberg.
Wykonanie: Karol Kowal (kontrabas), Katarzyna Brochocka (fortepian).