Październik 1931 r. Bezdomna od kilku dni Maria Złotnicka wchodzi z dwojgiem dzieci na ostatnie piętro kamienicy, otwiera okno na klatce schodowej i wyrzuca przez nie syna, a później córkę. Na koniec skacze sama. Marzec 2015 r. 35-latek, ochroniarz w jednostce wojskowej w Bielsku-Białej, popełnia samobójstwo. Wraz z żoną nie był w stanie spłacać rosnących rat kredytu wziętego we frankach szwajcarskich. Co może łączyć te wydarzenia? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy w nowej książce Filipa Springera „13 pięter”.
„Mieszkaniem można zabić” [1]
Pierwsza część „13 pięter” to bezwzględna demitologizacja II RP. Springer na pierwszych stu stronach swojej piątej już książki kreśli przed nami przygnębiający obraz Warszawy. U reportera nie ma miejsca na opis stolicy jako cukierkowego miejsca zamieszkałego przez bohaterów „Czasu honoru”. „Paryż Północy” to bowiem jedynie mały ułamek, niepełny obraz przedwojennej stolicy.
By uświadomić czytelnikowi skalę rozwarstwienia społecznego w Warszawie pierwszej połowy XX w., Springer konfrontuje ze sobą problemy ówczesnych mieszkańców miasta. Autor przeplata wspomnienia Jadwigi Beck, której mieszkanie przy ul. Pięknej „nie było zbyt duże, a stół w jadalnym – zdaje mi się – tylko na dwanaście osób”, i anonimowego bezrobotnego, który żył „w mieszkaniu trzy metry na dwa z czworgiem dzieci i wdową, od której je wynajmuje”; świat Anny z Branickich Wolskiej, której „całe życie wydawało się zupełnie normalne i to, że mieszkała w pałacu, i to że jest on naszą własnością”, i kolejnego anonimowego przedstawiciela klasy robotniczej, który „czasami tylko idzie po zapomogę albo do zgarniania śniegu. I tak w kółko” [2].
Warszawa jest brudna, Warszawa śmierdzi. Na ulicach wegetuje biedota i bezdomni. Tych ostatnich są tysiące. W 1934 r. bezdomnych było w stolicy od 20 do nawet 40 tys. To nie tylko efekt światowego kryzysu, ale także kierunku, który obrały ówczesne władze w polityce mieszkaniowej. II RP budowała dla bogatych. Boom mieszkaniowy w latach 30. XX w. był efektem podpisanej w 1933 r. przez prezydenta Ignacego Mościckiego ustawy, która zwalniała inwestorów z jakichkolwiek podatków od nieruchomości na okres 15 lat od czasu rozpoczęcia użytkowania nowych budynków. Za tymi rozwiązaniami szły też inne ulgi korzystne dla przedsiębiorców. Kamienice stały się wówczas bardzo dobrą lokatą kapitału.
To jednak nie przyczyni się do wzrostu liczby mieszkań dla niższych warstw społecznych. Inwestorzy, nakierowani na jak największy zysk, budują drogie mieszkania. Im bowiem większe poczynią nakłady, tym większą uzyskają – dzięki ulgom – stopę zwrotu. Mieszkania kupują więc prawnicy i inni przedstawiciele prestiżowych zawodów, ale nie robotnicy. Dla tych przygotowano już w 1924 r. ustawę umożliwiającą eksmisję lokatorów. Akt ten w połączeniu z zaniedbaniem interesów biedoty doprowadzi do kilkudziesięciokrotnego zwiększenia liczby bezdomnych i fali samobójstw ze względów ekonomicznych.
Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa
Springer daje nam jednak nadzieję. Jest nią WSM, spółdzielnia lokatorska, która buduje mieszkania nie przechodzące na własność mieszkających, ale stanowiące tzw. majątek społeczny. Zamieszkujący takie mieszkania lokatorzy mogą z nich korzystać tak długo, jak tylko płacą relatywnie niski czynsz. Początkowo w WSM działają Jan Hempel, Bolesław Bierut i Stanisław Tołwiński. Nie są to, z wielu powodów, popularne nazwiska w III RP.
O pierwszym, filozofie i mentorze Bieruta, mało kto pamięta. Drugi zostanie zapamiętany jako komunistyczny oprawca, agent NKWD i prezydent RP na pasku Stalina. Trzeci z kolei to uczestnik rewolucji październikowej i prezydent Warszawy w latach 1945–1950. Po jakimś czasie do WSM-u dołączy radny Teodor Toeplitz. Jego życiorys jest najmniej kontrowersyjny. Przy okazji oceny ówczesnych społeczników należy jednak wziąć pod uwagę realia panujące w tamtych czasach. Wielu działaczy społecznych flirtowało – w mniejszym lub większym stopniu – z komunizującymi ruchami, które najgłośniej mówiły o problemach najuboższych. Z czasem Bierut przestanie angażować się w prace Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, to Tołwiński i Toeplitz, w dwudziestoleciu sympatycy Polskiej Partii Socjalistycznej, będą z biegiem lat odgrywać w niej pierwsze skrzypce.
Tuż przed wojną spółdzielnia Toeplitza i Tołwińskiego będzie zarządzała kilkudziesięcioma budynkami. Najpopularniejszy WSM zostanie wzniesiony na Żoliborzu. Mieszkanie tam stanie się marzeniem niejednego robotnika. Działalność spółdzielni będzie jednak tylko kroplą w oceanie potrzeb. Nie zmieni tego nawet powołane w 1934 r. Towarzystwo Osiedli Robotniczych, którego celem było budowanie tanich mieszkań dla robotników. TOR, którego udziałowcami były m.in. Bank Gospodarstwa Krajowego, Fundusz Pracy i Zakład Ubezpieczeń Społecznych, wybuduje 9 tys. mieszkań. To jednak wciąż za mało.
Wczoraj i dziś
Po tej długiej lekcji historii Springer przenosi nas do teraźniejszości i dzisiejszej sytuacji na rynku mieszkaniowym. I tak jak pierwsza część „13 pięter” to reportaż historyczny, tak druga jest już reportażem społecznym. Autor podzielił ją na tytułowych trzynaście pięter-rozdziałów (to czy sama liczba pięter jest symboliczna, pozostawiam w gestii czytelników), w każdym z nich opisuje inny problem związany z mieszkalnictwem w Polsce. Zabieg ten jest o tyle ciekawy, że bohaterowie poszczególnych historii naprawdę mieszkają lub mieszkali na piętrach, którymi ponumerowane są rozdziały. Takie rozwiązanie – jak przyznaje sam autor [3] – było możliwe dzięki zatrudnieniu researcherów zajmujących się zwykle szukaniem respondentów do badań rynkowych.
„Fundament” (tytuł rozdziału) tej części „13 pięter” to pytanie o wizję domu. Dla Karoliny domem jest zapach, dla Agnieszki cukiernica, dla Borysa pewność, a dla Norberta łóżko [4]. Wszystko to co jest wyżej, na kolejnych piętrach, będzie u Springera świadczyło o tym, jak bardzo te fundamenty są w Polsce chwiejne. I jak wiele osób jest w naszym kraju de facto „bezdomnych”.
13 pięter
Najłatwiej mają ci, którym mieszkanie kupili rodzice. Niektórym, jak Michałowi z „Piętra I” , jest przez to nawet głupio. Ale czy z powodu zaspokojenia najbardziej podstawowej potrzeby w życiu może być komuś głupio? – zastanawia się Michał. Przykładem tego, że „powinno”, jest reakcja na słowa Joanny Erbel, niegdysiejszej kandydatki Partii Zieloni na prezydenta Warszawy, którą zaatakowano po tym, jak pochwaliła się, że nie ma kredytu mieszkaniowego, bo dostała mieszkanie od rodziców.
Wszystko, co jest pomiędzy pierwszym i najwyższymi poziomami woła u Springera o pomstę do nieba. Drugi rozdział to opis historii „czyścicieli kamienic”, którzy niejednokrotnie w sposób brutalny wyrzucali z mieszkań starców oraz osoby niepełnosprawne. To też historia Jolanty Brzeskiej, działaczki ruchu lokatorskiego, bestialsko zamordowanej w Lesie Kabackim, gdzie spalono ją żywcem (sprawa została umorzona ze względu na brak wykrycia sprawców). Na tym piętrze znajdziemy również snutą od kilkudziesięciu lat opowieść o potrzebie wprowadzenia ustawy reprywatyzacyjnej, która wreszcie uregulowałaby dziki handel roszczeniami. Niestety, Warszawa do tej pory nie może sobie poradzić z dekretem Bieruta, czego najświeższym przykładem jest odesłanie przez Bronisława Komorowskiego małej ustawy reprywatyzacyjnej do Trybunału Konstytucyjnego.
Kolejne dwa piętra to palący problem kredytów hipotecznych, w szczególności tych zaciągniętych we franku szwajcarskim. Springer – nie bezzasadnie – jest w tej części „13 pięter” bezwzględny dla ekonomistów jeszcze kilka lat temu zachwalających wszem wobec zaciąganie zobowiązań w tej walucie (przytacza m.in. słowa Ryszarda Petru, perorującego w 2008 r., że „Złoty będzie się wzmacniał. Kredyty we frankach jeszcze długo pozostaną bezpieczne i opłacalne”). Każdą z takich opinii reporter poprzedzi bezlitośnie słowami „Ekspert radzi”. Dalej Springer pomstuje m.in. na horrendalnie wysokie ceny wynajmu w Warszawie i związane z tym absurdy – rażącą wręcz nieadekwatność cen, słabe standardy czy idiotyczne castingi organizowane przez właścicieli mieszkań. Springer jako znany esteta kpi też z brzydoty dostępnych na polskim rynku lokali. Ta część przypomina nieco historie z jego „Wanny z kolumnadą. Reportaży o polskiej przestrzeni”, gdzie wyśmiewał bezguście sporej części Polaków.
Jednak najważniejsze w drugiej części „13 pięter” jest to, co znajduje się na najwyższych piętrach. Tam znowu, jak w przypadku części historycznej, Springer stara się szukać rozwiązań. Znajduje je w postaci Towarzystwa Budownictwa Społecznego, zajmującego się budową mieszkań na wynajem, gdzie wysokość czynszów byłaby osiągalna dla osób zarabiających poniżej średniej krajowej. „Mieszkania budowane przez TBS-y się wynajmuje, ale lokatorzy mogą je urządzać, jak chcą. Tak, mogą wbić gwoździe w ściany [tutaj Springer naigrywa się z właścicieli mieszkań, którzy na to nie pozwalają – przyp. aut.] i powiesić na nich obrazki. Nie muszą się też bać, że właściciel przyjdzie bez zapowiedzi na kontrolę. Albo że będą musieli się wynieść, bo wnuk właściciela wróci z zagranicznego stypendium” [5] – zachwala Springer. Toeplitzem i Tołwińskim III RP są Irena Herbst i poseł Andrzej Bratkowski, autorzy „Memoriału Mieszkaniowego” i „Nowego Ładu Mieszkaniowego”, w których to opracowaniach autorzy wychodzą z założenia, że mieszkanie jest towarem (w przeciwieństwie do społeczników z czasów dwudziestolecia), ale i dobrem pierwszej potrzeby, prawem obywatelskim we wszystkich cywilizowanych społeczeństwach [6]. Myślenie Herbst i Bratkowskiego nie będzie jednak w III RP zbyt popularne.
Nie powtórzyć błędu
Dla niektórych te paralele pomiędzy II a III RP mogą się wydawać szyte zbyt grubymi nićmi. Po części tak jest. Biedota w dwudziestoleciu żyła w gorszych warunkach sanitarnych, niż ta po 1989 r. Ale na to składa się wiele czynników, m.in. ogólnoświatowy postęp medycyny, technologii itd. Kiedy więc Springer opisuje biedną rodzinę w III RP, jest ona uboga jak na dzisiejsze czasy, przed 1939 r. byłaby relatywnie dobrze sytuowana. W dzisiejszej Warszawie nie ma też tylu bezdomnych co przed wojną (obecnie w stolicy mieszka około 3 tys. osób bez dachu nad głową), a i brakuje w mediach mrożących krew w żyłach historii o samobójstwach całych rodzin (choć ich liczba gwałtownie rośnie, w 2013 r. zabiło się ponad 6 tys. osób w całej Polsce).
Często analogie pomiędzy tymi dwoma okresami nasuwają się same. Tak jest na przykład w przypadku działań władz państwowych II i III RP. Zarówno wtedy, jak i dzisiaj rządzący chcieli rozwiązywać problem mieszkaniowy za pomocą przedsiębiorców. Jak zawodne potrafi być to podejście, pokazała przedwojenna Polska, która budowała prawie wyłącznie dla bogatych. W latach 90. władze poszły niestety w podobnym kierunku. Tworząc programy Rodzina na Swoim i Mieszkanie dla Młodych, wspierali branie kredytów hipotecznych. Tyle że nawet z dofinansowaniem ze strony państwa nie wszystkich stać na zaciągnięcie i spłatę takich zobowiązań.
Uchwalona w 1948 r. Powszechna Deklaracja Praw Człowieka przewiduje w art. 25, że „Każdy człowiek ma prawo do stopy życiowej zapewniającej zdrowie i dobrobyt jego i jego rodziny, włączając w to wyżywienie, odzież, mieszkanie […]”. Taka filozofia jest oczywistością na Zachodzie. U nas lokatorów traktuje się jako „wkładkę mięsną” (określenie niepożądanych lokatorów stosowane przez nowych właścicieli„wyczyszczonych” kamienic). Gdy zaś komuś nie podoba się panujący w Polsce stan rzeczy, uznaje się go za roszczeniowego nieudacznika, który wyciąga rękę po jałmużnę od państwa. To droga donikąd.
Przypisy:
[1] „Dom, Osiedle, Mieszkanie” 1929, nr 6.
[2] Filip Springer, „13 pięter”, Wyd. Czarne, Wołowiec 2015, str. 44.
[3] Ibidem, str. 270.
[4] Ibidem, str. 131
[5] Ibidem, str. 243
[6] Ibidem, str. 238
Książka:
Filip Springer, „13 pięter”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015.