Tak się stanie nie ze względu na konflikty dotyczące doktryny czy konflikty moralne, ale ze względów czysto politycznych. Polski Episkopat wszedł na bardzo niebezpieczną ścieżkę wyznaczoną przez Andrzeja Dudę oraz Prawo i Sprawiedliwość, która prowadzi prosto w przepaść. Prymas Wyszyński, a nawet prymas Glemp nigdy by na coś takiego nie pozwolili.
Religia państwowa
Już w czasie kampanii widoczne były ścisłe powiązania Andrzeja Dudy z Kościołem. Po tygodniu od zaprzysiężenia widzimy, że Duda, podobnie jak Bronisław Komorowski u schyłku swojej prezydentury, w sposób pozanormatywny narusza konstytucyjną zasadę neutralności władz publicznych w sprawie przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych. Na to właśnie wskazywał udział Bronisława Komorowskiego we mszy 3 maja bieżącego roku i na to wskazuje też udział Andrzeja Dudy we „mszy koronacyjnej”, jaka odbyła się zaraz po jego zaprzysiężeniu.
Niestety, takie zachowania sprawiają, że katolicyzm nabiera cech oficjalnej religii państwowej, którą oczywiście nie jest i być nie może. Zachowanie prezydenta narusza art. 25 ust. 2 Konstytucji, czyli zasadę bezstronności światopoglądowej władz publicznych. Ewidentnie narusza też art. 10 ust. 1 ustawy z 1989 r. o gwarancjach wolności sumienia i wyznania, który mówi o tym, że Rzeczpospolita Polska jest państwem świeckim, neutralnym w sprawach religii i przekonań.
W demokratycznym państwie prawnym, które w Konstytucji i ustawach ma wpisaną zasadę neutralności światopoglądowej władz publicznych, prezydent na mszach pojawiać się oczywiście może. Ma zagwarantowaną – jak wszyscy obywatele – wolność sumienia i wyznania. Powinien jednak robić to w taki sposób, by nie występował w Kościele czy innym miejscu kultu jako najwyższy reprezentant państwa.
Andrzej Duda ma w Pałacu Prezydenckim kaplicę, z której może swobodnie korzystać. Ma kapelana, może też iść na mszę z innymi wiernymi. Ale jeśli prezydent praktykuje w otoczeniu oficjeli, na eksponowanym miejscu ze swoją małżonką, na mszy celebrowanej przez formalną elitę Kościoła, to jest to wyraźnie negatywny sygnał w kontekście respektowania zasad zapisanych w Konstytucji.
Kościół w pułapce
Tak jak Kościół sprzyjał i sprzyja Andrzejowi Dudzie, tak zaangażuje się w jesiennej kampanii wyborczej po stronie Prawa i Sprawiedliwości. Obecny prezydent jeszcze jako kandydat nie raz prowadził agitację wyborczą dosłownie przy ołtarzu, korzystając przy tym ze wsparcia części hierarchów kościelnych. W wyborach parlamentarnych możemy się spodziewać powtórki tego scenariusza.
Oczywiście Polska jest zróżnicowana, a w Kościele katolickim panuje swoiste rozbicie dzielnicowe. Wiele zależy od tego, na co pozwolą poszczególni biskupi, ale jako instytucja Kościół zabrnął już na drodze politycznego zaangażowania za daleko. Episkopat tego nie dostrzega i nie chce dostrzec. Tymczasem klerykalizm polityczny PiS-u i dużej części duchowieństwa wyzwoli antyklerykalizm pozostałej części sceny politycznej, co być może przyspieszy opuszczanie Kościoła przez wiernych. Już w latach 2005–2011 w Polsce przybyło ponad 1 mln 100 tys. osób „bezwyznaniowych” (dane GUS), a cotygodniowy udział we mszy świętej deklaruje dziś tylko 40 proc. polskich katolików (dane Kościoła). Mamy też do czynienia z coraz większą prywatyzacją przekonań religijnych. Znaczna część Polaków wierzy w to, co chce. Dla wielu badanych przez Centrum Badania Opinii Społecznej, wiara katolicka nie stoi w sprzeczności z wiarą w reinkarnację, duchowość zwierząt czy powszechność zbawienia. Na bazie katolicyzmu powstaje swoisty wyznaniowy kolaż.
Procesy laicyzacyjne przyspieszą wraz z prezydenturą Andrzeja Dudy. Łączenie polityki i religii daje polityce i Kościołowi pewne krótkotrwałe korzyści, ale w dłuższej perspektywie jest zabójcze dla powszechnego, katolickiego charakteru tej instytucji. Dlatego angażując się w kampanię nowego prezydenta i PiS-u, Kościół popełnił fundamentalny błąd, który może naprawić jedynie większa otwartość i liberalizacja. Dziwię się, że Episkopat tego nie rozumie.
Not. Thomas Orchowski