Biblioteki to nudne miejsca. Są szare, zakurzone, pełne nudnych, staroświeckich książek, których nikt już nie czyta, a jeśli czyta, to tylko dlatego, że musi. W bibliotekach panuje cisza, a jeśli ktoś ją spróbuje przerwać, natychmiast jest przywoływany do porządku przez surową panią bibliotekarkę, która spogląda na niego znad okularów, gniewnie zaciskając wąskie usta. Słowem – nie jest to miejsce, w którym dobrowolnie przebywałby ktoś taki jak Kyle Keeley, bohater powieści Chrisa Grabensteina, dwunastoletni wielbiciel gier planszowych, komputerowych i wideo, klasowy wesołek, przekonany, że biblioteka może jest dobrym miejscem dla jednego z jego braci, geniusza i wielbiciela wszelkiej nauki, ale na pewno nie dla niego samego.
No, chyba że nie byłaby to zwykła biblioteka.
Chyba że byłaby to biblioteka – a może trafniej byłoby powiedzieć „centrum multimedialne” – tytułowa „Biblioteka pana Lemoncella”, genialnego, najbardziej twórczego autora gier na świecie, multimilionera, który zrealizowawszy amerykański sen „from zero to hero”, powraca do swojego rodzinnego miasteczka i funduje mu ogromną, nowoczesną, miejską bibliotekę w miejsce tej, którą zburzono dwanaście lat wcześniej. Szczegóły budowy otoczone są największą tajemnicą, zaś tuż przed otwarciem dla czytelników zostaje ogłoszony konkurs na esej, w którym należy napisać, dlaczego otwarcie nowej biblioteki jest tak ważne. Prace oceniać będzie sam pan Lemoncello, a nagrodą dla dwunastu dwunastoletnich zwycięzców ma być spędzenie piątkowej nocy w nowej bibliotece.
Dopiero odkrycie, że za budową biblioteki stoi genialny twórca uwielbianych gier, sprawia, że „za duży na czytanie” i w dodatku ukarany tygodniowym szlabanem na wszystkie gry w domu Kyle zaczyna marzyć o wyjątkowej karcie bibliotecznej i gotów jest zrobić wszystko, by ją otrzymać. Jego (nieco desperackie) wysiłki zostają docenione i bohater trafia do grupy dwunastu szczęśliwców, którzy zostają zaproszeni do biblioteki w noc poprzedzającą otwarcie. Kyle i pozostali zwycięzcy stają się elementem pomysłowej „gry”, wymyślonej przez pana Lemoncella, który zadbał o zapewnienie wielu atrakcji – mają dwadzieścia cztery godziny, by znaleźć tajne wyjście z budynku i wygrać wspaniałe nagrody. A żeby rozwiązać wszystkie zagadki i wydostać się z biblioteki, trzeba będzie wykazać się nie lada umiejętnościami i znajomością literatury…
Zgodnie z zapowiedzią z okładki, nad książką unosi się duch „Charliego i Fabryki Czekolady”, nawet pan Lemoncello wygląda jak Willy Wonka. Autor ma głowę pełną pomysłów i hojnie się nimi dzieli, tworząc historię, przy której każdy może się dobrze bawić i sam spróbować rozwiązać kolejne zadania, z którymi przychodzi zmagać się bohaterom. Pod tym względem „Biblioteka pana Lemoncella” jest trochę jak powieść kryminalna bez trupa, ale za to z zagadką, i to wcale nie łatwą. Oprócz przygód mamy też morał, ale nie nudne moralizatorstwo, mamy afirmację cech pozytywnych i wyraźną przyganę cwaniactwa, bohaterów, których można polubić (i takich, których można nie lubić) i z którymi można się zidentyfikować.
Wady? Na początku książka może wydać się nieco chaotyczna, ale to nie powinno przeszkadzać wielbicielom gier, których rytm ten nieporządek dość dobrze oddaje. Niewielką (choć zrozumiałą u amerykańskiego autora) wadą jest też nadreprezentacja w zagadkach tytułów z anglosaskiego kręgu kulturowego. Trochę tak, jakby polski autor używał do kodowania zagadek „Opowieści o sierotce Marysi i krasnoludkach” albo „Plastusiowego pamiętnika”. Większość polskich dzieci umiałaby takie zagadki rozwiązać, ale amerykańskie nie wiedziałyby, o czym mowa. Nie psuje to przyjemności z lektury, tylko trochę utrudnia zaangażowanie się w samodzielne rozwiązywanie stworzonych przez pana Lemoncella rebusów.
Ale nade wszystko „Biblioteka pana Lemoncella” przedstawia biblioteki jako miejsca wyjątkowe, nie tylko jako zakurzone skarbnice wiedzy, lecz jako wrota do nowego, magicznego świata. Pokazuje, jak wielka siłą jest literatura i jak wspaniałą przygodą jest czytanie.
Ze względu na to można przymknąć oko na wspomniane niewielkie wady.
Książka:
Chris Grabenstein, „Biblioteka pana Lemoncella”, przeł. Maciejka Mazan, Wilga, Warszawa 2015.
Rubrykę redaguje Katarzyna Sarek.