Alain_Mabanckou_Salon_du_livre_de_Paris
Alain Mabanckou w trakcie składania autografów na Salon du livre w Paryżu. Fot. Georges Seguin. Źródło: Wikimedia Commons

Swoją opublikowaną przed wojną recenzję „Podróży do kresu nocy” Jerzy Stempowski rozpoczął od wspomnienia o dwóch młodych amerykańskich lekarzach, którzy przybyli do Europy, by dokształcić się w medycznym fachu. Obaj byli wyjątkowo żarłocznymi molami książkowymi, choć pochłaniali tylko jeden typ literatury – dzieła Tołstoja, Dostojewskiego, Czechowa i innych rosyjskich pisarzy. Na pytanie Stempowskiego o to, skąd pochodzi to zamiłowanie do Rosjan, Amerykanie odpowiedzieli krótko – z obrzydzenia do powieści estetyzującej. „Kiedy czytam książkę francuską, hiszpańską lub włoską – mówił jeden z nich – mam wrażenie, że autor jest rodzajem wirtuoza pragnącego olśnić mnie swą techniką pisarską, swym talentem, swym wyższym manieryzmem. Jest to niby paw rozwijający swój piękny ogon intelektualny i literacki. Ogon może być wcale do rzeczy, ale próżność głupiego ptaka odbiera mu wszelką powagę. […] Powieść rosyjska pozostała nieskażona przez ten fałszywy estetyzm” [1].

Dla Stempowskiego przełamaniem owej epigońskiej sztampy, o której wspominali dwaj młodzieńcy, szerzącej się zwłaszcza w kraju Racine’a, Moliera i Balzaka, stała się „Podróż do kresu nocy” – powieść „pisana językiem nie używanym dotychczas w literaturze, jaskrawym i tnącym jak nóż”[2]. Swój pogląd polski eseista dzielił zresztą ze znakomitą większością europejskich krytyków. Wyzwolone z więzów składni francuskiej i pełne argotyzmów dzieło Céline’a stało się ożywczym tchnieniem dla literackiej francuszczyzny.

Dziś dwaj znajomi Stempowskiego nie mieliby powodów, by narzekać na nadsekwańską literaturę. Weźmy choćby Houellebecqa, którego trudno oskarżyć o „fałszywy estetyzm”. W jego książkach liczy się nie tyle formalna wirtuozeria, ile intelektualna prowokacja. Podobnie rzecz się ma z pisarstwem innego literackiego celebryty – Emmanuela Carrère’a. Jest przejrzyste i nienachalne, z wyraźnym reporterskim sznytem. Co innego jednak estetyczna przezroczystość, co innego – kontrolowana językowa dezynwoltura, składniowa anarchia i chropowatość, które sprawiają, że opowieść staje się bardziej mięsista i które rzeczywiście znacząco wzbogacają język. Niestety, aż nazbyt często lektura francuskich powieści – których tylko ostatniej jesieni ukazało się we Francji ponad 400 – przypomina degustację destylowanej wody. Jest ona, owszem, przemyślnie wypreparowana, ale smaku to to nie ma.

zwierzenia-jezozwierza

Kto pełni dziś więc rolę zbawiennego chuligana francuskiej literatury? Jednym z oczywistych kandydatów jest Alain Mabanckou. Urodzony w Kongu-Brazzaville (obecnie Republika Konga), należy do sporego grona frankofońskich, pochodzących z dawnych europejskich kolonii twórców, których dzieła od dłuższego czasu biją we Francji rekordy popularności.

Literacki sukces nie od razu jednak stał się udziałem Kongijczyka. Najpierw były publikowane tu i ówdzie wiersze, pisane po godzinach żmudnej, biurowej pracy w międzynarodowej spółce energetycznej. Poezja towarzyszyła zresztą Mabanckou od dziecka i była pierwszym stopniem wtajemniczenia w pisarskie rzemiosło. W opublikowanej w kwartalniku „Bomb” (lato 2010) rozmowie z innym wybitnym afrykańskim pisarzem, Binyavangą Wainainą, Mabanckou wspominał: „Kiedy miałem dziewięć albo dziesięć lat, doznałem szoku, że moja matka nie potrafi czytać, a mój ojciec nigdy nie przeczytał powieści. Przynosił do domu książki, żebym to ja im je czytał. Mogłem więc zostać pisarzem, bo byłem jedynym dzieckiem. Czytałem sporo. Byłem nieśmiały, zacząłem pisać poezję. Najlepsza droga do tego, by zacząć przygodę z literaturą, prowadzi przez poezję. Zaczynasz rozmawiać z samym sobą i wówczas powieść staje się czymś w rodzaju eksplozji” [3].

african-psycho

Pierwszą eksplozją – jeszcze niewielką, choć dostrzeżoną od razu – była „Bleu-Blanc-Rouge” (1998), powieść, której bohaterem jest młody, ubogi Kongijczyk szukający łatwego sukcesu w Paryżu. Napisana swobodnym językiem, pełna cierpkiego humoru, kpiarska książka przyniosła autorowi Nagrodę Literacką Czarnej Afryki. Pięć lat później ukazuje się „African Psycho” (2003). Jej narrator, kongijski nieudacznik o imieniu Grégoire, postanawia zyskać sławę serią morderstw, które ma zamiar popełnić w podłej dzielnicy pewnego afrykańskiego miasta. Czytelnicy znów mogą znaleźć u Mabanckou żartobliwy ton i język kongijskiej ulicy. To jednak nie „African Psycho”, lecz obsypany nagrodami „Kielonek” (2005) stanie się najbardziej rozpoznawalną powieścią pisarza. Jest w niej wszystko, co wyróżnia prozę Kongijczyka: bohater z marginesu, czyli tytułowy Kielonek, pijaczyna przesiadujący wiecznie w barze nad butelką palmowego wina; płynna, zbliżona do potocznej mowy narracja; ironia i rabelaisowskie poczucie humoru; domorosła filozofia prostych mieszkańców ubogich przedmieść i wreszcie deczko wykpiona Francja ze swoim postkolonialnym poczuciem winy i całkowicie kolonialnym poczuciem wyższości oraz deczko wykpiona frankofońska Afryka ze swoimi kompleksami wobec metropolii.

Na szczęście dla polskiego czytelnika zarówno „Kielonek”, jak i wcześniejszy „African Psycho” zostały wydane również w Polsce. I to w świetnym przekładzie Jacka Giszczaka, który jak żaden chyba inny tłumacz nad Wisłą potrafi oddać wszelkie rejestry nieformalnej francuszczyzny z kolorowych przedmieść Paryża. Obecność Mabanckou w Polsce zawdzięczamy jednej osobie – niezmordowanej Małgorzacie Szczurek, romanistce, współzałożycielce krakowskiego wydawnictwa Karakter, w którym ukazały się ponadto „Black Bazar” (2009), opowieść o czarnym, emigranckim życiu nad Sekwaną, i „Jutro skończę dwadzieścia lat” (2010), swego rodzaju „Mikołajek w Kongo”, autobiograficzna wyprawa do kraju dzieciństwa z mocno zarysowanym politycznym tłem lat 70. i 80.

kielonek

Tę długą wyliczankę tłumaczeń książek kongijskiego pisarza wypada zamknąć wydanymi ostatnio w Karakterze „Zwierzeniami jeżozwierza” (2006, wyd. pol. 2015). Mabanckou otrzymał za nią najważniejszą po Goncourtach francuską nagrodę – Prix Renaudot. „Zwierzenia” mają formę żartobliwego apokryfu. Są autorstwa, jak stwierdza w liście włączonym do książki niejaki Uparty Ślimak, „mojego wieloletniego przyjaciela Kielonka”. Uparty Ślimak i Kielonek to fikcyjni bohaterowie poprzedniej powieści Kongijczyka. Jeden jest właścicielem baru Śmierć Kredytom, drugi – jego wiernym gościem i kronikarzem. „Zwierzenia jeżozwierza” to zatem mrugnięcie okiem, literacka gra, zaproszenie do zabawy, w której pisanie staje się psikusem, rzeczą, której nie należy całkowicie ufać. W końcu, jak mówi narrator książki, najprawdziwszy w świecie jeżozwierz, „powieści to takie książki, w których ludzie opisują rzeczy, które nie są prawdziwe”.

I rzeczywiście, trudno uwierzyć w to, że przygody opowiedziane przez naszego kolczastego gawędziarza naprawdę się zdarzyły. Tak jak trudno uwierzyć, że jest on „szkodliwym sobowtórem”, a więc zwierzęcym odpowiednikiem młodego Kibandiego, cieśli zamieszkującego jedno z miasteczek Republiki Konga i że razem ze swoim mistrzem popełnił potajemnie dziewięćdziesiąt dziewięć zabójstw. A także że w przedziwny sposób zamiast umrzeć w tym samym momencie co Kibandi, przeżył go, by spisać nam swoje wspomnienia.

„Zwierzenia” są więc literacką zabawą. Z tym, że Mabanckou nie serwuje nam jedynie stylistyczno-formalnych szarad. Pomimo tego, że doświadczony czytelnik znajdzie w książce wiele kryptocytatów i nawiązań do światowej literatury (weźmy choćby nazwę baru Śmierć Kredytom z zamykającego tekst listu, która jest złożeniem tytułów dwóch najbardziej znanych powieści Céline’a), największą wartością „Zwierzeń jeżozwierza” jest przede wszystkim doprowadzona do perfekcji sztuka opowieści.

Black-Bazar

To właśnie owo „gawędziarstwo” stanowi w pisarstwie Mabanckou – a także innych frankofońskich autorów – element, który dodaje życia niezwykle eleganckiej stylistycznie, aczkolwiek często po prostu nudnej francuskiej produkcji literackiej. Wyraża się ono nie tylko przez język, ale również przez formę. Mabanckou nie używa w „Kielonku” i „Zwierzeniach” ani kropek, ani wielkich liter na początku zdania. Jego tekst to już nawet nie strumień, ale rwąca rzeka słów – jedno niekończące się zdanie. Jest to zabieg zupełnie usprawiedliwiony, stanowiący próbę zmierzenia się francuskojęzycznego nie-Francuza z niezwykle silną francuską tradycją literacką, o czym Mabanckou wspomina w wywiadzie z Wainainą: „Biorąc pod uwagę moją frustrację tym, że nie mogłem znaleźć żadnej literatury w kongijskich językach, pisanie po francusku pociągnęło za sobą niemożność napisania czegokolwiek podobnego do tego, co klasyczni francuscy pisarze zazwyczaj pisali – bardzo wygładzoną, czystą literaturę szanującą zasady Akademii Francuskiej. Jednak po przeczytaniu takich autorów jak Céline […], zobaczyłem, że można łamać reguły. «Kielonek» jest napisany po francusku, ale jeśli czujesz rytm tej prozy, to przypomina ona kongijski sposób mówienia. To dlatego używam tylko jednego znaku przestankowego w całej książce – przecinka” [4].

Jutro-skoncze-20-lat

Poza tym wszystkim pisarstwo Mabanckou przynosi czytelnikowi jeszcze coś innego – pozbawione stereotypów spojrzenie na Afrykę. Kongijczyk pokazuje nam Czarny Kontynent, jako miejsce, które, owszem, do dziś boryka się z postkolonialnym dziedzictwem – korupcją, biedą, zależnością od dawnych metropolii – ale które jest również przestrzenią dla normalnego życia. Powieściom Mabanckou daleko więc zarówno do literatury pisarzy-turystów, którzy traktują Afrykę jak wielki skansen pełen egzotyki, jak i tych, którzy widzą w niej światowe „jądro ciemności” i wolą opisywać wzdęte brzuchy, zamiast zwykłego, uśmiechniętego Nigeryjczyka, który wpada po pracy do baru.

Innymi słowy, nie ma w książkach autora „Kielonka” żadnego moralizatorstwa, niepotrzebnego patosu. Jest za to dużo śmiechu i dalekie echo kongijskiej muzyki z lat 60., przy której ponoć pisze swoje powieści Mabanckou.

 

Przypisy:

[1] Jerzy Stempowski, „Powieść bez estetyzmu”, [w:] tenże, „Chimera jako zwierzę pociągowe. 1926-1941”, t. 1, wyd. Czytelnik, Warszawa 2001, s. 134.

[2] Tamże, s. 137.

[3] Alain Mabanckou by Binwavanga Wainaina, [online]. [Dostęp 24 sierpnia 2015]. Dostępny w Internecie: http://bombmagazine.org/article/3501/alain-mabanckou.

[4] Tamże.

 

Książki Alaina Mabanckou wydane w języku polskim:

– „Kielonek” (2008)
– „African Psycho” (2009)
­– „Black Bazar” (2010)
– „Jutro skończę dwadzieścia lat” (2012)
– „Zwierzenia jeżozwierza” (2015).

Wszystkie książki Alaina Mabanckou wydane w języku polskim ukazały się nakładem krakowskiego wydawnictwa Karakter w tłumaczeniu Jacka Giszczaka.