Portowe miasto Tiencin – tak brzmi oficjalna polska nazwa, choć w mediach często pojawia się zapis „Tianjin” – leży bardzo niedaleko Pekinu i wydawałoby się, że bliskość stolicy powinna pozytywnie wpływać na praworządność i przejrzystość działania lokalnych władz. Okazuje się jednak, że korupcja i układy mają się tam wyśmienicie. W magazynie do składowania niebezpiecznych i toksycznych substancji nie dość, że wielokrotnie przekroczono limity ilościowe (znajdowało się tam 3 tys. ton chemikaliów), to na dodatek wybudowano go w nieprzepisowo bliskiej odległości od budynków mieszkalnych i dróg publicznych (ok. 500 metrów przy przepisowym 1000). Udało się to oczywiście dzięki łapówce i koneksjom, co w zadziwiająco szczerej wypowiedzi przyznali właściciele firmy, rodzinnie powiązani z lokalnymi wysokimi urzędnikami.

Zginęło 139 osób, 34 uznano za zaginione, ponad 700 osób jest rannych, 17 tys. mieszkań zostało zniszczonych lub poważnie uszkodzonych. Do tej pory aresztowano już 23 osoby, nie tylko z firmy Rui Hai International Logistics, ale także urzędników, którzy odpowiadają za różne aspekty bezpieczeństwa publicznego, a za sowite łapówki przymykają oczy na łamanie prawa. Skala zniszczeń, nawet jak na olbrzymie Chiny, w których praktycznie codziennie dochodzi do jakiegoś mniejszego czy większego wypadku przemysłowego, tym razem okazała się zbyt poważna. Nawet państwowe media zaczęły domagać się rzetelnej relacji z miejsca wypadku i ukarania wszystkich bezpośrednio i pośrednio odpowiedzialnych za katastrofę.

Mieszkańcy Tiencinu są nie tylko przerażeni zniszczeniami i zszokowani lekceważeniem jakichkolwiek norm bezpieczeństwa, ale i zaczęli zastanawiać się nad skalą skażenia wody, ziemi i powietrza. Kilka dni po eksplozji na miasto spadł pienisty, szczypiący deszcz, tysiące śniętych ryb pojawiło się w rzece w pobliżu miejsca wypadku. Władze obwieściły, że nie doszło do przekroczenia norm, ale chyba już nikt w to nie wierzy. W kilka dni po wypadku w „Dzienniku Ludowym”, czołowym organie prasowym partii, pojawił się artykuł mający podsycić zaufanie do władz – obiecujący przejrzystość i bezkompromisową walkę z korupcją na każdym szczeblu. Zaledwie dzień później obwieszczono, że toczy się śledztwo wobec Yang Donglianga, szefa Agencji Bezpieczeństwa Pracy i członka Komitetu Centralnego, który przez wiele lat piastował najwyższe stanowiska w Tiencinie. Błyskawiczne aresztowanie tak znaczącego polityka (zazwyczaj śledczy wkraczali w lokalne struktury i powoli szli w górę, zaczynając od aresztowań na niskich szczeblach i systematycznie gromadząc dowody przeciwko coraz ważniejszym urzędnikom) pokazuje, jak władze centralne poważnie podeszły do rozładowywania gniewu opinii publicznej.

Jakby było mało złych wieści, w ostatnich dniach z pierwszych stron światowych mediów nie schodzą dramatyczne nagłówki o załamaniu na chińskiej giełdzie i horrendalnych stratach inwestorów. Czy to koniec chińskiego snu? Czy chińska gospodarka właśnie zaczęła drżeć i nadchodzi katastrofa? Mimo rozpaczliwych działań rządu i banków, nie udało się powstrzymać spadków, a reakcje rynków światowych, w tym również polskiego, pokazują, jak bardzo zintegrowana stała się światowa gospodarka, skoro spadki w Chinach demolują kursy akcji KGHM i mogą doprowadzić do katastrofy polskiego górnictwa.

Katastrofa w Tiencinie pokazała jasno, na jakich fundamentach opiera się chiński wzrost – na niepohamowanej, nie liczącej się z nikim i niczym żądzy zysku.| Katarzyna Sarek

Jakie będą długoterminowe rezultaty chińskiego krachu, nikt nie jest w stanie obecnie przewidzieć, ale mniej więcej wiadomo, jakie są jego przyczyny. Stoi za nimi, jak widać, zbyt szybka i przedwczesna zmiana polityki rozwojowej, odejście od modelu rozwoju opartego na eksporcie i inwestycjach i zastąpienia go modelem opartym na popycie wewnętrznym i usługach. Władze na tyle skutecznie zachęcały drobnych inwestorów do zakładania rachunków giełdowych, że obecnie aż ponad 90 mln Chińczyków gra na giełdzie. Większość z nich nie ma wyższego wykształcenia i samodzielnie inwestowała oszczędności życia i majątki, niekiedy nawet zaciągając kredyty, żeby zdobyć fundusze na giełdowe spekulacje. Ci, którzy zaczęli grać na giełdzie choćby nawet w zeszłym roku, wciąż są na plusie, ale ci, którzy dołączyli do deszczu manny z nieba w ostatnich miesiącach, stracili większość zainwestowanych środków. Od lipca władze próbują uspokoić rozhuśtane kursy, a to wprowadzając ograniczenia w sprzedaży, a to nakładając limity spadków, a to znów zaostrzając politykę kredytową. Nawet dewaluacja juana nie przyniosła prawdziwego uspokojenia rynków. A gdy 24 sierpnia zmienił się w „czarny poniedziałek” na szanghajskiej giełdzie, nikt i nic nie było w stanie zatrzymać spadków. Chińscy ciułacze z niedowierzaniem przecierali oczy – jak to? przecież nasz rząd może wszystko, dlaczego pozwala na coś takiego?!

Przekonanie o wszechmocy władz dawało obywatelom poczucie bezpieczeństwa i nadzieję. Utrata tej wiary będzie dla rządzących dotkliwsza niż spadki na giełdzie czy słabszy wzrost gospodarczy. | Katarzyna Sarek

Do tej pory zdecydowana większość Chińczyków była zadowolona z polityki swojego rządu, uważała, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a władze działają mądrze i perspektywicznie. Mieli ku temu podstawy – od trzech dekad Chiny biły rekordy gospodarcze, kraj z pariasa stał się potęgą, miliony ludzi wyszły z nędzy. Przekonanie o mądrości i wszechmocy władz dawało zwykłym obywatelom poczucie bezpieczeństwa i nadzieję – może i teraz nie jest doskonale, ale będzie lepiej, nawet jeśli nie mnie, to już na pewno moim dzieciom. Utrata tej wiary może okazać się czymś o wiele dotkliwszym dla rządzących niż spadki na giełdzie czy słabszy wzrost gospodarczy.

Katastrofa w Tiencinie pokazała również, na jakich fundamentach opiera się chiński wzrost – na łamaniu prawa; na lekceważeniu bezpieczeństwa, zdrowia i życia ludzi; na niepohamowanej, nie liczącej się z nikim i niczym żądzy zysku. Antykorupcyjna kampania prezydenta Xi Jinpinga, mimo że zbiera coraz większe żniwo i wtrąca do więzień oficjeli z najwyższych szczebli władzy, w rzeczywistości nie może przynieść prawdziwej zmiany. Korupcja jest wpisana w obecny monopartyjny system polityczny, bez reformy i demokratyzacji struktur państwowych, a zwłaszcza bez niezależnej władzy sądowniczej, nie da się jej wyplenić. Przy wzroście gospodarczym i rosnącej zamożności społeczeństwo jakoś, choć z malejącą wyrozumiałością, znosiło niedogodności związane ze specyfiką chińskiego modelu wzrostu. Ale gdy gospodarka siada, giełda pikuje, a zanieczyszczenie środowiska dotyka już praktycznie wszystkich mieszkańców Chin, wyrozumiałość może się gwałtownie skończyć. To może być największy problem, z jakim będą musiały się zmierzyć Chiny.