Szanowni Państwo,
napływ uchodźców z Bliskiego Wschodu na Stary Kontynent ujawnił przynajmniej trzy kryzysy. Po pierwsze, mamy do czynienia z kryzysem języka, w którym można (i powinno się) o tej wędrówce ludów rozmawiać. Aktorzy w dyskusji używają na przemian wzniosłych argumentów natury etycznej – wedle których przyjęcie uchodźców jest europejskim obowiązkiem; dialektu realpolitik – w którym mieszczą się głosy o tym, jak kwotowo uchodźców rozdzielić pomiędzy poszczególne państwa i w jaki sposób kontrolować, kto jest uchodźcą, a kto imigrantem ekonomicznym; wreszcie – alfabetu ekonomii i interesów. Rozmowa, w której pytanie zadaje się w jednym języku, a odpowiedzi udziela w drugim, zamienia się w hałas.
Po drugie, na naszych oczach rozgrywa się kryzys przywództwa. Nie wiadomo właściwie, kto o przyjęciu uchodźców powinien decydować. Nawet zdecydowany głos monarchy absolutnego – papieża Franciszka – spotkał się z niechęcią wielu katolików, także w Polsce. W obrębie samej Unii Europejskiej trudno odnaleźć postać albo instytucję, której decyzja w tej sprawie mogłaby być wiążąca. Do niedawna z pozoru entuzjastyczna wobec przyjęcia uchodźców Angela Merkel 13 września przywróciła kontrole na granicy niemiecko-austriackiej, stawiając pod znakiem zapytania sens istnienia strefy Schengen. Z tego wynika kryzys trzeci – mianowicie kryzys relacji i zaufania pomiędzy trzema rodzajami organizmów: instytucjami Unii Europejskiej, państwami narodowymi i społeczeństwami, które zaczynają się jawić jako monady mające nieszczęście egzystować w tej samej przestrzeni i mieć takie same problemy, ale różne pomysły na ich rozwiązanie.
Nie wiadomo właściwie, co mamy na myśli, mówiąc „my” – zwraca uwagę w moderowanej przez Jarosława Kuisza z „Kultury Liberalnej” i Sylvie Kauffmann z „Le Monde” debacie były szef polskiego MSZ Adam Daniel Rotfeld. I dodaje: „We wszystkich międzynarodowych instytucjach, z perspektywy ludzi głęboko zaangażowanych w wewnętrzne sprawy organizacji, świat zewnętrzny staje się w pewnym sensie niepotrzebny lub «problematyczny». Wierzą oni, że organizacja powinna funkcjonować zgodnie z decyzjami, normami i procedurami, które są logiczne, spójne i eleganckie”. Tymczasem niespokojny świat, w którym żyjemy, w obliczu kryzysu uchodźców zaczyna negatywnie weryfikować swoje prawne uwarunkowania. Przepisy unijne, dobrze służące nam w czasie pokoju, nie zdają egzaminu wobec skali obecnego kryzysu.
Rotfeldowi wtóruje Asle Toje, norweski publicysta, członek Norweskiego Instytutu Noblowskiego. „Kryzys oderwał europejskie społeczeństwa od ich polityków, zaś polityków od instytucji. Instytucje europejskie wydają się bardziej zainteresowane wyszarpaniem dla siebie jak najszerszej władzy niż faktycznym rozwiązaniem problemu uchodźców. Z perspektywy Brukseli wydaje się, że nie ma takiej liczby uchodźców, która byłaby zbyt duża” – twierdzi. Według Toje stoimy w obliczu starcia pomiędzy europejskimi społeczeństwami, państwami narodowymi i europejskimi instytucjami. Kto wyjdzie z tego starcia zwycięsko – nie wiadomo.
Z takim postawieniem sprawy nie zgadza się brytyjski dyplomata Robert Cooper: „Kiedy obserwujemy debaty państw członkowskich, widzimy, że prawie wszystkie z nich domagają się w sprawie migrantów wprowadzenia rozwiązania ogólnoeuropejskiego. […] Nie mamy więc do czynienia z żadnym zderzeniem instytucji europejskich i państw członkowskich. Unia jest zarządzana wspólnie, przez wszystkie kraje razem”. Co jednak trzyma te kraje razem?
Przede wszystkim interes ekonomiczny, twierdzi Adam Garfinkle, współzałożyciel i redaktor naczelny „The American Interest”. A następnie zwraca uwagę, jak ten sposób myślenia o Unii Europejskiej zawodzi w zderzeniu z falą migrantów napływających z Południa. „Idea europejska funkcjonuje bardzo dobrze, dopóki nie nastąpi zderzenie z silnym kryzysem gospodarczym lub naruszenie prawdziwych granic suwerenności”. W czasach kryzysu finansowego trudno jest imigrantów zaprosić do posilenia się ciągle rosnącym tortem europejskiego prosperity, ponieważ tort zamiast rosnąć, kurczy się.
„Nie zgadzam się na mierzenie kosztów ludzkiego życia i odnoszenia ich do cyklu koniunkturalnego” – mówi z kolei Ulrike Guérot, dyrektorka European Democracy Lab, i przekonuje, że jednym ze źródeł kryzysu na Bliskim Wschodzie i Afryce jest niesprawiedliwa dystrybucja majątku w skali globalnej. Zdaniem Guérot, Zachód – czyli USA i Europa – nadal posiada zbyt wiele. „Nie chcemy o tym słyszeć, ale uważam, że byłoby dobrze, gdybyśmy przeformułowali nasze dyskusje na temat tego, co dzieje się na Ziemi. Dystrybucja majątku może być dobrym punktem wyjścia”.
Czy rzeczywiście kryzys skłoni Europejczyków do tak poważnej weryfikacji ich modelu życia? A może „wystarczy” poważna reforma Unii Europejskiej i zacieśnienie współpracy? Jak będzie wyglądał ten kryzys i jakie przyniesie skutki? Jak – jeśli w ogóle – się zakończy?
Zapraszamy do lektury!
Wojciech Engelking, Łukasz Pawłowski
Stopka numeru:
Autor koncepcji Tematu Tygodnia: Jarosław Kuisz.
Współpraca: Łukasz Pawłowski, Wojciech Engelking, Karolina Wigura.
Fotografie: Maciej Spychał.